Gminy nie mogą się doliczyć swoich mieszkańców. Ubywa ich, gdy przychodzi do płacenia za nieczystości. Znajdują się przy zapisywaniu dzieci do przedszkoli i pobieraniu świadczenia 500+.

Wynajmujący mieszkania i studenci – te osoby najtrudniej uchwycić samorządom, które starają się uszczelnić śmieciowy system.

– Ilość odpadów rośnie. Wpływy z opłat nie, a wszystko rozkłada się na mieszkańców, którzy płacą – mówi DGP burmistrz Radzymina Krzysztof Chaciński. Samorządowiec próbował uszczelnić system, wykorzystując do tego oświadczenia rodziców składane podczas zapisów dzieci do przedszkoli, dane dotyczące świadczenia 500+ i rejestry meldunkowe. Część mieszkańców otrzymała decyzje dociążające, niektórzy składali deklaracje korygujące. – Mieszkańców przybyło, ale to tylko wycinek danych – dodaje.

Burmistrz Szczecinka Daniel Rak wylicza, że w jego mieście sześć lat temu deklaracje śmieciowe złożono na 33 tys. osób. Zameldowanych jest natomiast 38 tys. mieszkańców. – Nawet jeśli połowa z brakujących w systemie wyjechała za granicę, to i tak pozostaje spora grupa tych, którzy za śmieci nie płacą – wylicza. W tym czasie w okolicy powstały nowe inwestycje, a jedno z dużych przedsiębiorstw przyciągnęło pracowników, którzy wynajmują mieszkania – w systemie śmieciowym ich jednak nie widać.

Problem dotyczy też większych miast. Według prezesa Centrum Innowacji Społeczno-Samorządowych Centropolis Krzysztofa Komana, w Kielcach „zniknęło” prawie 30 tys. mieszkańców, a w Częstochowie ponad 20 tys. – Gdy porównać statystyki dotyczące ludności i dane z opłat na śmieci, okazuje się, że w polskich miastach nie ma studentów, a w wynajmowanych mieszkaniach praktycznie nikt nie mieszka – dodaje.

System uszczelniany wodą

Sposobem na „uciekających” mieszkańców może być pobór opłaty za śmieci w oparciu o zużycie wody – takie rozwiązanie dopuszcza ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1454 ze zm). Samorządowcy, którzy decydują się na takie rozwiązanie, uważają, że zużycie wody lepiej pokazuje, ile osób faktycznie mieszka w danym miejscu. Zniknąłby problem wynajmujących mieszkania i studentów, którzy tylko przez kilka miesięcy w roku mieszkają w rodzinnym domu, a przez resztę wytwarzają śmieci w wynajmowanych mieszkaniach. Plusem byłoby też objęcie opłatami zamieszkanych budynków, które nie zostały jeszcze oddane przez nadzór budowlany, a w których śmieci komunalne już powstają.

Podstawą naliczenia opłat w przypadku powiązania go ze zużyciem wody wciąż są deklaracje mieszkańców, ale tym razem łatwo można je zweryfikować w przedsiębiorstwie wodociągowym. – Do spółki będziemy występować w ramach postępowań administracyjnych o przekazanie informacji o odczycie. Prosimy mieszkańców o wyrażenie zgody na przekazywanie przez nią danych, co nam pozwoli występować o informacje także poza postępowaniem administracyjnym. Większość takich zgód nam udziela – mówi burmistrz Radzymina. Wątpliwości jest jednak co najmniej kilka – między innymi to, jak z wody wykorzystywanej do codziennej toalety i mycia naczyń wyłączyć tę zużywaną do podlewania ogródka. Pozostaje też kwestia osób niepodłączonych do sieci wodociągowej. Poza tym do nowego rozwiązania trudno przekonać mieszkańców, którzy uważają, że będą dwa razy płacić za wodę. Problemów jest więcej.

Uchwałę, którą w sprawie obliczania opłaty śmieciowej przyjęły podwarszawskie Marki, zakwestionowała regionalna izba obrachunkowa (RIO). Według RIO mieszkańcy powinni wyliczać opłatę w odniesieniu do faktycznie zużytej wody, a nie – jak zakładała uchwała – na podstawie średniej miesięcznej zużycia za zeszły rok. Burmistrz Marek Jacek Orych argumentował, że w takim wypadku mieszkańcy musieliby składać deklaracje śmieciowe co miesiąc, a to oznaczałoby nawet 400 deklaracji spływających każdego dnia do urzędu. I podkreślał, że obliczanie wysokości opłaty na podstawie danych za zeszły rok za zużycie wody funkcjonuje m.in. w Lesznowoli. Ostatecznie jednak na zeszłotygodniowej sesji rady miasta Marki wróciły do naliczania opłat śmieciowych za osobę.

Gminy pod ścianą

Część samorządowców o przejściu na system naliczania opłat w oparciu o zużycie wody zaczęła myśleć w obliczu podwyżek opłat za śmieci. W rejonie warszawskim przyczynił się do tego m.in. monopol na rynku – nierzadko zdarza się, że do przetargu staje jedna firma, która dyktuje warunki finansowe. Niektóre gminy znalazły się więc w klinczu. Nie mogą podnieść stawek za śmieci od osoby, gdyż zgodnie z ustawą o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1454 ze zm.) limity wyznacza wysokość przeciętnego miesięcznego dochodu rozporządzalnego wyliczonego przez GUS (obecnie są to niecałe 34 zł). A już doszły do ściany. Do systemu nie mogą natomiast dopłacać – to także określono w ustawie. W dodatku system coraz gorzej się bilansuje, gdy uciekają z niego mieszkańcy. Tysiąc mieszkańców straciła Zielonka po podniesieniu stawek w ubiegłym roku. – Metoda od wody była jedną, która nam się bilansowała. W każdej innej przekraczaliśmy stawki maksymalne – powiedział burmistrz Radzymina. Dodał, że wybór metody od wody sprawia, że podwyżka opłat za śmieci dla mieszkańców będzie mniejsza, niż gdyby pozostała opłata naliczana od osoby.

Samorządowcy mówią, że nie mają skutecznych metod egzekwowania wpłat czy weryfikacji tego, czy deklaracje są składane zgodnie z prawdą. Niektóre gminy angażują do tego straż miejską, która sprawdza liczby worków zostawionych przed drzwiami. – Na podstawie takiej obserwacji trudno z całą pewnością stwierdzić, że w budynku mieszka więcej osób, niż wynika to ze śmieciowej deklaracji – zaznacza jednak Krzysztof Chaciński. – Nie jesteśmy służbami specjalnymi, by po godz. 22 wchodzić do budynków i sprawdzać, ile osób jest w mieszkaniu – dodaje. Nie wiadomo też, jak skutecznie sprawdzać, czy mieszkańcy segregują śmieci zgodnie z deklaracją – za śmieci niesegregowane według najnowszej wersji projektu ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach trzeba będzie zapłacić dwukrotnie więcej, choć już teraz część samorządów w ten sposób ukształtowała swoje stawki. Obecnie w ustawie nie ma też wprost wpisanych sankcji za niezłożenie deklaracji śmieciowej. W ocenie prawników przepisy odnoszą się co prawda do kodeksu karnego skarbowego, ale interpretacja przepisów co do możliwości przymuszania mieszkańców do płacenia nie jest jasna. Ministerstwo Środowiska w ostatniej wersji projektu zaproponowało, by niezłożenie deklaracji było wykroczeniem i aby groziła za to grzywna. Rozwiązanie z jednej strony będzie zapewne dyscyplinować mieszkańców, ale pomysł składania zawiadomień na mieszkańców na policję nie do końca podoba się samorządowcom.