Niektóre gminy ustalają opłaty za odbiór odpadów na podstawie ilości zużytej wody. Jest to niekorzystne dla osób, które podlewają ogrody. Płacą oni bowiem bezzasadnie wyższe stawki za śmieci.
Warszawski Radzymin zaskoczył mieszkańców i od 1 kwietnia zdecydował, że opłaty za odpady będą naliczane na podstawie ilości zużytej przez mieszkańca wody, bo informacje podawane w niektórych deklaracjach są niezgodne z prawdą. Problem w tym, że rykoszetem dostaną osoby, które wodą z miejskiego ujęcia podlewają ogrody. Jak informuje nas jeden z mieszkańców, gmina nie wzięła bowiem pod uwagę tego, że niektórzy są podłączeni do miejskiej sieci wodociągowej, ale nie mają kanalizacji. Efekt? Nie mają więc też osobnego licznika, który wskazywałby, ile wody zużyli np. do podlewania kwiatów. – Mechanizm przyjęty przez gminę powoduje, że stawki ustalone dla mojej trzyosobowej rodziny będą takie, jak dla całego pułku – skarży się nasza czytelniczka. Dodaje, że w związku z tą sytuacją zażądała założenia podlicznika na wodę. Gmina odesłała ją do Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Radzyminie. Tam z kolei poradzili, by pytać o to w gminie. – Ile razy mam tak krążyć między urzędami, by ustalić, jak mam w końcu rozliczać zużycie wody i tym samym śmieci? – zastanawia się kobieta. Dodaje, że bez podlicznika w ogóle nie zamierza uiszczać żadnych opłat. Czy gmina może tak postąpić? Postanowiliśmy zapytać eksperta.

opinia eksperta

Wątpliwa metoda

Mateusz Faron
Mateusz Karciarz
Kancelaria Jerzmanowski i Wspólnicy
Właściwie wszystkie dopuszczalne przez ustawodawcę metody ustalenia wysokości opłaty śmieciowej są w większym lub mniejszym stopniu oderwane od rzeczywistej ilości wytwarzanych na nieruchomości odpadów komunalnych i bazują na pewnych uproszczonych założeniach. Dlatego w dalszym ciągu najpopularniejszą metodą jest ta, która uzależnia wysokość opłaty od liczby osób zamieszkujących daną nieruchomość, czyli od deklaracji. Ale nieuwzględnianie w nich wszystkich osób przebywających w danym lokalu skutkuje tym, że samorządy poszukują innych rozwiązań, rozważając także wprowadzenie metody opartej na ilości zużytej wody.
Ustawa z 13 września 1996 r. o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (Dz.U. z 2018 r. poz. 1454 ze zm.) przewiduje bowiem, w przypadku nieruchomości zamieszkałych, możliwość ustalania wysokości tzw. opłaty śmieciowej (opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi) na podstawie ilości wody zużytej przez osoby zamieszkujące daną nieruchomość (art. 6j ust. 1 pkt 2 u.c.p.g.). Gminy, które zdecydowały się na taki system, bardzo sobie go chwalą, bo pozwala on na rzeczywiste powiązanie uiszczanej opłaty śmieciowej z ilością wytwarzanych odpadów. Zakłada się bowiem, że wzrost ilości zużytej wody determinowany jest wzrostem liczby mieszkańców danej nieruchomości, a tym samym wzrasta także ilości wytwarzanych odpadów komunalnych.
Analizowana metoda eliminuje ryzyko wystąpienia sytuacji, w której właściciel nieruchomości zaniża ilość osób faktycznie ją zamieszkujących i w ten sposób niezasadnie uiszcza niższą opłatę za odpady. Metoda ustalania wysokości opłaty śmieciowej w oparciu o ilość zużytej wody jest bardzo popularna zwłaszcza w gminach turystycznych, gdzie właściciele nieruchomości, wynajmując pokoje dla turystów, nie uiszczają opłaty za odpady przez tych turystów wytwarzane w czasie pobytu okazjonalnego. Teraz, gdy stawki za odbiór śmieci rosną, jak się okazuje, chce z niej korzystać więcej JST.

Inne cele

W przypadku ustalania opłat na podstawie ilości zużytej wody pojawia się jednak szereg wątpliwości i problemów praktycznych, i to zarówno po stronie gmin, jak i samych mieszkańców. Jednym z nich jest kwestia ustalania wysokości opłaty śmieciowej w przypadku, gdy właściciel danej nieruchomości wodę wykorzystuje również na inne cele niż socjalno-bytowej choćby w celu podlewania ogrodu. Słusznym bowiem wydaje się przyjęcie, że założeniem analizowanej metody jest ustalanie wysokości opłat śmieciowych z uwzględnieniem ilości wody zużytej właśnie na cele socjalno-bytowe. Takie tylko bowiem zużycie koreluje z liczbą mieszkańców danej nieruchomości. Tymczasem w przypadku wykorzystywania wody do podlewania ogrodu mamy do czynienia z tzw. wodą bezpowrotnie zużytą, która nie zależy od liczby mieszkańców. Zasadniczo do podstawy wyliczenia opłaty śmieciowej wody tej nie powinno się zatem uwzględniać. Działanie takie możliwe jest jednak wyłącznie w sytuacji, gdy na danej nieruchomości istnieje możliwość ustalenia, ile takiej wody faktycznie zużyto, a więc oprócz wodomierza głównego, zamontowany jest również dodatkowy wodomierz do wody bezpowrotnie zużytej (podlicznik).

Wodomierze nie pomogą

Sytuacji nie ułatwiają regulacje ustawy z 7 czerwca 2001 r. o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków (t.j. Dz.U. 2018 r. poz. 1152) oraz przepisów wykonawczych do niej. Znikomym problemem jest z pewnością to, iż nakładają one obowiązek pokrycia kosztów zakupu i zainstalowania wodomierza dodatkowego przez odbiorcę usług (właściciela nieruchomości). Znacznie większym kłopotem wydaje się to, iż wodomierz dodatkowy (mierzący wodę bezpowrotnie zużytą) służy rozliczeniom wyłącznie należności za usługi kanalizacyjne (odprowadzanie ścieków). Umniejsza bowiem ilość ścieków, za które odbiorca zobowiązany jest zapłacić. Tym samym, gdy w danej gminie lub jej części nie ma sieci kanalizacyjnej, a ścieki (jako nieczystości ciekłe) mieszkańcy gromadzą np. w zbiornikach bezodpływowych, wodomierze dodatkowe nie są po prostu instalowane. W efekcie mieszkańcy podlewający ogrody znacznymi ilościami wody z miejskiego wodociągu mogą ponosić bezzasadnie znacznie wyższe opłaty za śmieci. W przepisach brak jest jednoznacznego rozwiązania zasygnalizowanego problemu.

Gdy brak podłączenia do sieci

Innym problemem, choć niewątpliwie dziś już spotykanym rzadziej, jest sytuacja, w której dana nieruchomość nie ma dostępu do sieci wodociągowej albo nie jest do takiej sieci podłączona. Jak się wydaje, w takim przypadku gmina może rozważyć zastosowanie uprawnienia do zróżnicowania stawki opłaty w zależności od rodzaju zabudowy (art. 6j ust. 2a ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach.). Zaś w odniesieniu do nieruchomości, na których zamieszkują osoby podłączone do sieci wodociągowej, gmina może wybrać metodę opartą na ilości zużytej wody, a w odniesieniu do pozostałych nieruchomości skorzystać z pozostałych metod, np. uzależnić opłaty za śmieci od ilości osób zamieszkujących nieruchomość, powierzchni lokalu mieszkalnego czy też od gospodarstwa domowego. Alternatywą (w odniesieniu do nieruchomości niepodłączonych do sieci wodociągowej) jest przyjęcie normy zużycia wody – są one określonye w rozporządzeniu ministra infrastruktury z 14 stycznia 2002 r. w sprawie określenia przeciętnych norm zużycia wody (Dz.U. 2002 nr 7, poz. 70). Ale normy te zupełnie nie oddają rzeczywistych ilości zużywanej wody przez mieszkańców.
Biorąc pod uwagę wszystkie te argumenty, zasadnym jest postulat dostosowania przepisów dotyczących metod wyliczania opłaty śmieciowej do realiów determinowanych zasadami regulującymi działalność przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych. Istniejąca luka w przepisach może skutkować bowiem wymierzaniem przynajmniej niektórym mieszkańcom niewspółmiernie wysokich opłat śmieciowych.
Radzymin ma wyjście przejściowe
Zapytaliśmy gminę Radzymin, jak zamierza wybrnąć z sytuacji w przypadku mieszkańców, którzy nie mają podliczników. Gmina zapewnia, że ci będą mogli o nie wystąpić, a do tego czasu stosować przelicznik, o który można będzie pomniejszyć zużycie wody. Wynosi on:
– 18,75 m sześc. rocznie za każde 100 mkw podlewanej działki
– 96 m sześc. rocznie za każde 100 mkw podlewanej szklarni
– 18 m sześc. rocznie za pojenie jednego konia
– 25 m sześc. rocznie za pojenie jednej krowy
– 7,2 m sześc. rocznie za pojenie jednej sztuki trzody chlewnej
– 3,24 m sześc. rocznie za pojenie jednej kozy.
Gmina zastosowała normy z rozporządzenia ministra infrastruktury z 14 stycznia 2002 r. w sprawie określenia przeciętnych norm zużycia wody (Dz.U z 2002 r. poz.70). Urząd dodaje, że ostateczne rozliczenie nastąpi dopiero po instalacji podliczników.