Doktor hab. Jacek Zaleśny: Sądy powszechne rozstrzygają przede wszystkim sprawy z zakresu prawa prywatnego, natomiast sądy administracyjne – z zakresu prawa publicznego. Wybory dotyczą prawa publicznego, więc jak najbardziej odpowiada to właściwości sądów administracyjnych
Jest kłopot przy protestach wyborczych do rad powiatowych. Czy zasadny jest postulat wprowadzenia regulacji, która precyzowałaby, do jakiego sądu okręgowego powinny wpływać protesty na wybory do danej rady powiatu? W tej chwili w obrębie jednego powiatu zdarza się, że protesty, w zależności od miejscowości, z której pochodzą, rozpatrywane są prze różne sądy okręgowe. Jak ten problem rozwiązać?
Legislacyjnie jest to możliwe do przeprowadzenia. Wymagałoby powiązania każdego powiatu (i miasta na prawach powiatu) z konkretnym sądem okręgowym. Moim zdaniem bardziej właściwe do zajmowania się protestami wyborczymi są wojewódzkie sądy administracyjne, choćby dlatego, że są mniej obłożone sprawami, sprawniej i efektywniej funkcjonują od sądów powszechnych. W WSA w Warszawie na wyrok czeka się typowo 3–4 miesiące, podczas gdy w sądach powszechnych jest to okres kilka lub kilkanaście razy dłuższy. Sądy powszechne wykonują obecnie zlecone im kompetencje w sprawie protestów wyborczych, ale kosztem innych postępowań, które są bardzo przewlekłe, co samo w sobie narusza konstytucyjne prawo do sądu. A przy okazji znikałby problem właściwości miejscowej sądu – bo podział na okręgi wyborcze w ramach gmin, powiatów i województwa zawierałby się w wojewódzkiej właściwości tego sądu. Czyli struktura terytorialna okręgów w wyborach samorządowych byłaby zbieżna z właściwością miejscową WSA.
Czy jednak sprawom wyborczym nie są bliższe właśnie sądy powszechne?
Niekoniecznie. Sądy powszechne rozstrzygają przede wszystkim sprawy z zakresu prawa prywatnego, natomiast co do istoty sądy administracyjne – z zakresu prawa publicznego. Wybory dotyczą prawa publicznego, więc jak najbardziej odpowiada to właściwości sądów administracyjnych.
Sądy mają 30-dniowy termin na rozstrzygnięcie protestu wyborczego, ale nieraz takie sprawy trwają i pół roku. Czy ten termin nie powinien być obligatoryjny?
Nie. Już dzisiaj na podstawie art. 45 Konstytucji RP sądy są zobligowane do rozstrzygania spraw bez zwłoki i tej reguły – niezależnie, czy przepis zawiera konkretny termin, czy nie – muszą się trzymać. Natomiast powstaje pytanie, co się dzieje, gdy sąd nie jest gotowy rozstrzygnąć konflikt w określonym terminie z powodu jego złożoności. Szybkie rozstrzygnięcie sporu nie może odbywać się kosztem efektywnego jego rozpatrzenia. Jest więc ryzyko, że jeśli ustalono by termin sztywny, zawity, to sąd wydawałby rozstrzygnięcie byle tylko dochować terminu. Sprawy są często skomplikowane, a rozstrzygnięcie jest istotne dla uczestników sporu. Mowa jest przecież o sporach powstających w wyborach, czyli w procesie stricte politycznym, angażującym duże grupy społeczne, warunkującym ich postrzeganie prawomocności osób pełniących funkcje publiczne.
Czy nie powinno być tak, jak postulowali niektórzy niezadowoleni z wyników poprzednich wyborów, że Sąd Najwyższy albo np. NSA powinien mieć kompetencje do unieważnienia wyborów samorządowych w całej Polsce?
Taka regulacja byłaby bardzo wątpliwa, bo pamiętajmy, że tych wyborów lokalnych (na poziomie gmin, powiatów i województw) jest kilka tysięcy i byłoby technicznie niemożliwe, żeby organ ogólnokrajowy miał analizować, co się wydarzyło w poszczególnych okręgach wyborczych, i na tej podstawie podejmować decyzje dla całego kraju i ustalać, czy skala naruszeń prawa już delegitymizuje całe postępowanie wyborcze, czy jeszcze nie. Trzeba też pamiętać o konsekwencjach politycznych takiego wyroku, a te mogą być wręcz wybuchowe, gdy np. partia rządząca uzyskuje słaby wynik wyborczy, a Sąd Najwyższy stwierdza ich nieważność. Ważne jest, czy dany organ, rada, sejmik, wójt, burmistrz czy prezydent miasta są prawidłowo wybrani, a dzięki temu mają zdolność do wykonywania powierzonych im kompetencji. Dla prawomocności działania wójta gminy Braniewo nie ma znaczenia prawidłowość wyboru wójta gminy Lesznowola. Wątpliwości powstają w konkretnych okręgach wyborczych i na poziome tych okręgów trzeba je rozstrzygać, w ten sposób unika się złożoności problemu, a jednocześnie nie generuje się zdarzeń nieprzewidywalnych co do ich skutków.
Czy jest sposób, żeby liczbę tych protestów zmniejszyć? Czy pozwolą na to zmiany dotyczące samych wyborów wprowadzone do kodeksu wyborczego?
To jest mało prawdopodobne. Liczba protestów jest bowiem nie tylko pochodną odpowiednich regulacji prawnych, sposobu ich stosowania, ale i zaufania do organów władzy publicznej. To zaufanie, wraz z polaryzacją polityczną, w Polsce maleje. Od dłuższego czasu coraz większe grupy społeczne twierdzą, że wybory zostały sfałszowane (wysoka intensywność wskazań w 2014 r.) i że mogą być sfałszowane (2018 r.). Są to różne grupy społeczne, ale w sumie, w skali populacji, ten odsetek rośnie. Niezależnie od tego, kto wygrywa wybory – duże grupy społeczne będą przekonane, że przeciwnicy wygrali, bo oszukiwali. Ostry spór polityczny negatywnie rzutuje na zaufanie do władz publicznych i w konsekwencji mnoży protesty wyborcze.