Przez nieprecyzyjne wymogi ustawy i brak wytycznych gminy nie opracują strategicznych dokumentów własnymi siłami. Nie wiedzą jak. Zarobią na tym zewnętrzne firmy.
– Samorządy miały przewodzić elektrycznej rewolucji, a na razie są zdane na siebie. Owszem, obiecywane wsparcie finansowe do zakupu niskoemisyjnych autobusów ma wkrótce ruszyć, ale wciąż brakuje elementarnych informacji praktycznych. Przede wszystkim: jak przygotować wymaganą prawem analizę kosztów i korzyści z rozwoju elektromobilności – mówią przepytani przez nas włodarze z największych miast.
Zapytaliśmy, jak idzie im przygotowanie strategicznych dokumentów, które są jedyną szansą, by uwolnić się od części nowych i kosztownych obowiązków narzuconych im w ustawie o elektromobilności i paliwach alternatywnych (Dz.U. z 2018 r. poz. 317). Są to m.in. sukcesywna wymiana autobusów komunikacji miejskiej na modele elektryczne i zakup samochodów elektrycznych dla urzędników, co już w najbliższych latach będzie oznaczało nie lada wydatki.
Dziennik Gazeta Prawna
Zanosi się na to, że wiele gmin będzie musiało sięgnąć do kieszeni również w innych celach. Z naszych ustaleń wynika, że zdecydowana większość samorządów nie podejmie się opracowywania analiz własnymi siłami. Zamierza powierzyć je wyspecjalizowanym firmom. A to oznacza koszty. Średnio kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Wróżenie z fusów
Samorządowcy są zgodni, że wydatków tych można by uniknąć, gdyby resort energii opublikował bardziej szczegółowe wytyczne. Na te wciąż muszą oni czekać.
– Naszym zdaniem minister powinien wydać rozporządzenie ustalające zawartość, parametry, kryteria oraz metodologię oceny tych wskaźników – mówi Anna Kowalska z UM w Białymstoku.
I zaznacza, że powinien to być rodzaj gotowego arkusza kalkulacyjnego. W przeciwnym wypadku powstaje pole do twórczości, a analizy będą nieporównywalne.
A tego właśnie, czyli uznaniowości rządzących, samorządy boją się najbardziej. Bo ostatecznie to władza centralna (każda analiza ma trafić do ministrów energii, gospodarki i środowiska) na podstawie przedstawionych wyliczeń zadecyduje, czy w danym mieście w autobusy elektryczne opłaca się inwestować, czy już nie.
Problem w tym, że informacje zawarte w samej tylko ustawie są za mało precyzyjne i dają zbyt duże pole do interpretacji – mówią samorządowcy.
Zgodnie bowiem z art. 37 ustawy o elektromobilności samorządy powyżej 50 tys. mieszkańców mają obowiązek co trzy lata sporządzić analizę kosztów i korzyści z inwestycji w elektromobilność. Taki dokument powinien zawierać analizę finansowo-ekonomiczną, szacunki, jak zmiana taboru na elektryczny wpłynie na redukcję zanieczyszczenia powietrza, a także wycenę zysków związanych z mniejszą emisją szkodliwych substancji dla środowiska i zdrowia ludzi.
– Głównym mankamentem zapisów art. 37 jest brak jakiejkolwiek metodyki opracowania analizy – zwraca uwagę Konrad Klimczak, inspektor z Urzędu m.st. Warszawy.
Wtóruje mu Piotr Snuszka, dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego w Poznaniu. – Niestety, nie zostały wskazane metody badawcze ani wskaźniki, które należy sprawdzić i porównać – mówi.
Jego zdaniem sama analiza finansowo-ekonomiczna, czyli pierwszy wymagany element całego dokumentu, byłaby stosunkowo prosta do przygotowania. – Musiałaby ona zawierać m.in. koszty zakupu i eksploatacji autobusów elektrycznych (w tym ich energochłonność oraz koszty wymiany baterii), zestawione z kosztami zakupu i eksploatacji tej samej liczby autobusów o napędzie konwencjonalnym. Dodatkowo uwzględnione powinny być wszystkie pozostałe koszty, w tym budowy infrastruktury ładowania autobusów, przystosowania zajezdni oraz przeszkolenia pracowników – przekonuje Piotr Snuszka.
Jak wycenić zdrowie
Samorządowcy zwracają jednak uwagę, że najtrudniejsze jest ustalenie, jak bardzo zmiana taboru wpływa na środowisko. I jakie przynosi to oszczędności.
– Problem w tym, że nie ma w tym momencie upublicznionych wytycznych do szacowania efektów środowiskowych. Być może w regulacjach z różnych dziedzin lub opracowaniach instytutów badawczych można doszukać się pewnych parametrów – mówi Anna Kowalska.
Takimi danymi zamierzają posiłkować się w Lublinie. – Planujemy wykorzystać ogólnodostępne wskaźniki, wykorzystywane przy sporządzaniu dokumentów określających wpływ przedsięwzięć na środowisko, np. planów gospodarki niskoemisyjnej, raportów oddziaływania na środowisko – wyjaśnia Olga Mazurek-Podleśna z biura prasowego w Kancelarii Prezydenta Miasta Lublin.
Piotr Snuszka potwierdza, że poza podstawowymi wskaźnikami nie bardzo wiadomo, jak wykazać bezpośredni wpływ konkretnej ilości spalin na środowisko i zdrowie ludzi.
Podobne wątpliwości ma Anna Kowalska. – Z naszych wyliczeń wynika, że jeśli wymienimy 10 proc. taboru na zeroemisyjny, emisja ulegnie zmniejszeniu o 0,33 proc. kosztem ok. 65 mln zł brutto. Ten sam tabor Euro 6 kosztowałby 27 mln zł, a również przyczyniłby się do redukcji emisji – mówi. I pyta, jak w takim razie ocenić zasadność i racjonalność takiej inwestycji.
Zmiana na horyzoncie

Niewykluczone, że wiele z tych wątpliwości będzie wkrótce rozwianych. Ministerstwo Energii pracuje bowiem nad szczegółowymi wytycznymi, które przygotowała Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej. Jak informuje nas biuro prasowe resortu, Ministerstwo Energii nie podjęło jeszcze ostatecznej decyzji w zakresie udzielenia patronatu ani wsparcia w jakiekolwiek innej formie dokumentu: "Zasady opracowania analizy kosztów i korzyści związanych z wykorzystaniem przy świadczeniu usług komunikacji miejskiej autobusów zeroemisyjnych – wymaganej ustawą o elektromobilności i paliwach alternatywnych – praktyczny przewodnik dla samorządów", który w zamierzeniu autorów w sposób praktyczny miał przedstawić zasady przygotowania analizy. - Ministerstwo Energii zostało poproszone o opinię na temat dokumentu oraz ewentualne propozycje zmian. Obecnie trwają uzgodnienia treści dokumentu pomiędzy IGKM oraz Ministerstwem Energii, tak aby podręcznik w sposób jak najpełniejszy oddawał treść i cel przepisów ustawy - czytamy w wyjaśnieniu biura prasowego.