Głosowania imienne i transmisja każdej sesji na żywo w internecie – takie obowiązki chce nałożyć PiS na samorządowe rady. Reguły te w wielu miejscach już są standardem. Ale dla małych gmin faktycznie mogą okazać się kłopotliwe.
Pomysłodawcy zmian jako ich główny cel podają konieczność zwiększenia transparentności organów samorządowych. – Rozmawialiśmy o tym wewnątrz w partii, idea ma zwolenników – przyznaje poseł PiS Marcin Horała. Zaznacza jednak, że ostateczna decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła. Z kolei jeden z jego partyjnych kolegów anonimowo przyznaje: – Przypadek głosowania nad budżetem w Sali Kolumnowej Sejmu dobitnie pokazał, że ludziom nie podoba się, gdy takiej jawności brakuje.
Sposób funkcjonowania rad i przebiegu sesji określa m.in. ustawa o samorządzie gminnym. Zgodnie z art. 14 uchwały organów gminnych zapadają? zwykła? większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowego składu, w głosowaniu jawnym. Od tej reguły są jednak wyjątki. Jeśli np. rada wybiera ze swojego grona przewodniczącego i jego zastępców, wówczas głosowanie jest tajne i wymaga większości bezwzględnej. Rada może też podjąć uchwałę o przeprowadzeniu referendum w sprawie odwołania wójta, np. z przyczyny nieudzielenia mu absolutorium – wówczas głosowanie jest imienne.
Wyprzedzić teorię
W praktyce wiele samorządów – zwłaszcza największe miasta – od kilku lat stosuje metody, które chciałby wprowadzić PiS. Na stronach internetowych rad miejskich znajdują się zapisy wideo z sesji, są protokoły i wyniki głosowań (choć często w ujęciu liczbowym, bez wskazania imiennego). Stosowane są też elektroniczne systemy głosowań, chociażby w Krakowie, Warszawie czy Lublinie. W tym ostatnim system taki funkcjonuje od 2000 r. Każdy radny ma kartę, którą przykłada do czytnika i oddaje w ten sposób głos. Po każdym głosowaniu jest wydruk imienny pokazujący, kto jak głosował (stanowi on załącznik do protokołu).
Dwa lata temu, na żądanie lubelskich radnych, dokonano modyfikacji: już w momencie przyłożenia karty, czyli na żywo, można obserwować, czyje nazwisko zaświeciło się na zielono (czyli zagłosował „za”), a czyje na czerwono („przeciw”).
W tym kontekście wielu radnych nie bardzo wie, czemu miałyby służyć zmiany, za którymi opowiada się część parlamentarzystów PiS. – Sesje są rejestrowane, można je oglądać w internecie, łatwo dostępne są protokoły z sesji, każdy radny ma kartę do głosowania. Wszystko jest widoczne jak na dłoni – uważa krakowska radna PO Teresa Kwiatkowska. Jej zdaniem nie ma sensu wprowadzać odgórnie nowych przepisów i obowiązków w sytuacji, gdy każdy obywatel w prosty sposób może ustalić, kto i jak głosował. – Może chodzi o to, by radni PiS mogli się wykazać przed kierownictwem partii – ironizuje Kwiatkowska.
Pomysłodawcy zmian odpowiadają, że chodzi im wyłącznie o wypracowanie ogólnopolskich standardów. Bo o ile duże miasta faktycznie dysponują systemami do głosowania, a w sieci można oglądać posiedzenia ich rad, to mniejsze gminy nie są tak transparentne. Przyład pierwszy z brzegu: w biuletynie informacji publicznej urzędu gminy Boronów (okolice Częstochowy) są protokoły z odbytych sesji, jednak nie sposób znaleźć w nich informacji, kto jak głosował. Wiadomo jedynie, jakim stosunkiem głosów dana uchwała została przyjęta bądź odrzucona.
Mali mogą polec
Rafał Dziekanowski, przewodniczący rady gminy Niedrzwica Duża (woj. lubelskie), przyznaje: nie prowadzimy transmisji live z sesji rady, nie korzystamy też z elektronicznego systemu do głosowania. Dlaczego? Bo rada liczy zaledwie 15 osób. – Przy takiej skromnej liczbie dokładnie widać, kto i jak głosował – tłumaczy Dziekanowski, dodając, że w małych wiejskich gminach na jednej sesji odbywa się raptem kilka głosowań.
W takich przypadkach inwestowanie w systemy do głosowania czy obowiązek transmisji sesji w internecie wydają się nie mieć sensu. Szczególnie że wiązałyby się z dodatkowymi kosztami przerastającymi możliwości małych, biedniejszych samorządów.
Inaczej jest w dużych miastach mających ponad 30 radnych. – Tam systemy głosowania elektronicznego usprawniają pracę, zwłaszcza gdy trzeba przegłosować np. kilkaset uwag do planów zagospodarowania przestrzennego – zwraca uwagę Dziekanowski. Postulat wprowadzenia elektronicznych systemów, dzięki którym widać dokładnie, kto jak głosował, uważa za słuszny. – Bo przyczynia się do większej transparentności działań rady. Mieszkańcy mogą dokładniej oceniać poszczególnych radnych – tłumaczy.
W PiS na razie nikt nie zająknął się na temat tego, kto miałby sfinansować ewentualne wydatki samorządów na systemy do głosowania czy zapewnienie transmisji internetowej. Ale słychać głosy, że wydatek nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych to chyba niewielka cena za większą transparentność.