Zarabianie na dotacjach, darowanie długów o niskiej wartości i zwolnienie gmin z kosztów sądowych – tak samorządy chcą poprawić swój byt.
Podobnie jak niegdyś rząd PO-PSL, tak teraz PiS odwleka kompleksową reformę finansów samorządowych. Na spotkaniach z przedstawicielami rządu lokalni włodarze słyszą, że jeśli do jakiejś reformy dojdzie, to w okolicach 2019 r. Dlatego sami przygotowali pakiet siedmiu ustaw, które mają doraźnie im pomóc. A konkretnie ich budżetom.
– Chcielibyśmy, by pakiet wszedł na ścieżkę legislacyjną. Liczymy, że w pewnym momencie odpowiednio dopracowane ustawy przejmie resort finansów i zgłosi jako swoją inicjatywę – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Na „Pakiet stabilizujący finanse miast” składają się m.in. nowelizacje ordynacji podatkowej, ustawy o podatkach i opłatach lokalnych, o finansach publicznych czy kodeksu postępowania administracyjnego.
Jeden z pomysłów dotyczy możliwości zarabiania na rządowych dotacjach. Sprawa znana (pisaliśmy o tym jako pierwsi), ale tym razem samorządy konkretnie wyliczyły, o jaką grę toczy się stawka. Ich zdaniem skala strat wynikających z zakazu lokowania wolnych środków pochodzących z dotacji z budżetu przez samorządy oraz uczelnie publiczne w latach 2010–2015 wyniosła blisko 700 mln zł.
Przypomnijmy: często zanim samorząd fizycznie przekaże na jakiś cel dotację rządową, pieniądze leżą odłogiem kilka dni (kwestia dopięcia procedur, systemów informatycznych itp.). Tak jest np. w przypadku programu „Rodzina 500 plus”. Wtedy pieniądze, zamiast leżeć bezużytecznie, mogłyby na siebie zarabiać, np. na lokatach typu overnight. Wiadomo jednak, że na tę koncepcję krzywym okiem patrzy resort MF.
Kolejny pomysł zawarty w jednym z projektów zakłada poszerzenie kręgu podmiotów uprawnionych do dostępu i wykorzystania danych objętych tajemnicą skarbową o pracowników gminnych jednostek organizacyjnych. Mowa o spółkach, ośrodkach pomocy społecznej, bibliotekach, szkołach i zakładach budżetowych. Powód? Jak czytamy w uzasadnieniu, w obecnym stanie prawnym jednostki te nie mają możliwości kompletnej weryfikacji danych przedstawianych im przez kontrahentów, w tym w ramach wniosków o przyznanie ulgi w spłacie zobowiązań czy wniosków o udzielenie pomocy socjalnej.
– Chodzi zapewne o to, by taki organ mógł zweryfikować dochody. Dziś np. MOPS musi polegać na oświadczeniach, co stwarza ryzyko nadużyć – mówi Jarosław Jóźwiak z Kancelarii Prof. Wierzbowski i Partnerzy.
Kolejna związana z tym sprawa to egzekucja różnego rodzaju danin publicznych czy opłat. Dziś zajmuje się tym urząd miasta czy gminy. Zdaniem Jóźwiaka intencją jest, by samorządy mogły tworzyć wyspecjalizowane jednostki do egzekucji zaległości (co może być istotne w sytuacji, gdy mogą współpracować i powoływać centra usług wspólnych).
Samorządy gotowe są też zrezygnować z naliczania i dochodzenia odsetek o niskiej wartości od należności cywilnoprawnych oraz ponoszenia związanych z tym kosztów (niejednokrotnie przekraczają one wartość odsetek). Obecnie ordynacja podatkowa zakłada, że odsetek za zwłokę nie nalicza się, jeśli ich wysokość nie przekracza trzykrotności wartości opłaty za przesyłkę poleconą – czyli 8,70 zł. Samorządy chciałyby rozciągnąć tę zasadę także na należności o charakterze cywilnoprawnym, czyli np. czynsz czy opłaty za wodę.
Zmiany w ordynacji podatkowej miałyby też objąć transakcje bezgotówkowe. Lokalnym władzom zależy, by z ordynacji wykreślić przepis, że w przypadku zapłaty podatku za pomocą innego instrumentu płatniczego (np. kartą płatniczą) podatnik ponosi koszty opłat i prowizji. Ich zdaniem jest to nierówne traktowanie podatników. Ale nie wskazują, kto powinien te koszty na siebie wziąć.
Pojawiają się też postulaty związane z regułami zadłużeniowymi. Chodzi np. o uwzględnianie przy wyliczaniu potencjału zadłużeniowego gminy (określa on, ile kredytów dany urząd może jeszcze zaciągnąć) np. przychodów z prywatyzacji (sprzedaż akcji lub udziałów w spółkach), możliwości „bezbolesnej” restrukturyzacji długu (wyłączenie z łącznej kwoty zadłużenia spłaty wynikającej z restrukturyzacji zadłużenia, która jest uzasadniona ekonomicznie) czy branie pod uwagę wyników finansowych samorządu nie z trzech lat poprzedzających, lecz z siedmiu (co dałoby szerszy obraz sytuacji finansowej samorządu).
Ciekawy jest postulat związany z kosztami sądowymi, których samorządy najchętniej by nie ponosiły. Nawet nie ukrywają, że chodzi im np. o możliwość sądzenia się z rządem, który nakłada na nie kolejne zadania, za czym nie zawsze idą pieniądze. „Konieczność uiszczenia opłat sądowych w wysokości maksymalnej może powodować rezygnację ze względów finansowych z dochodzenia przez jednostki samorządu terytorialnego swoich roszczeń” – wskazują autorzy jednego z projektów.
Co o inicjatywie myśli Ministerstwo Finansów? Na razie ucina temat. – Nie otrzymaliśmy oficjalnego materiału. W związku z tym będzie mógł być przedmiotem analizy, jeśli zostanie do nas przekazany – komentuje resort. Samorządowcy są jednak dobrej myśli. – Klimat jest sprzyjający, bo ministrem finansów jest także człowiek, który w swojej Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju wyraźnie zaznaczył, że finanse samorządowe wymagają stabilizacji – wskazuje jeden z samorządowców.