Stan ubezpieczeń rolnych jest niezadawalający, wiąż zbyt mało rolników ubezpiecza swoje uprawy, ale także zbyt mało towarzystw ubezpieczeniowych chce zająć się taką działalnością - powiedział PAP wiceminister rolnictwa Jacek Bogucki.

Jak tłumaczył wiceminister na razie towarzystwa ubezpieczeniowe nie mają konkurencyjnej oferty. Ubezpieczenia upraw i zwierząt hodowlanych są trudne, bo w dużym stopniu zależą one od czynników, które są nieprzewidywalne jak pogoda czy choroby zwierząt.

Firmy ostrożnie podchodzą do ubezpieczeń rolnych, bo boją się, że mogą stracić na takiej działalności. Taka sytuacja wystąpiła w ubiegłym roku, gdzie wypłaty odszkodowań z powodu zimowego wymarznięcia i suszy przekroczyły wpływy ze składek - tłumaczył Bogucki. Dodał, że z drugiej strony rolnicy rozumieją potrzebę ubezpieczeń, ale nie chcą płacić zbyt wysokich stawek, bo to się po prostu nie opłaca.

Choć jest obowiązek ubezpieczenia 50 proc. upraw, a za ich brak grożą sankcje, to w praktyce nie jest to przestrzegane. Rolnik, który nie ma polisy ubezpieczeniowej, płaci drożej za kredyt preferencyjny. Jest to również sankcja za brak ubezpieczenia.

Według wiceszefa resortu rolnictwa, jednym z największych problemów jest szacowanie szkód. Straty powstałe na skutek klęski żywiołowej muszą być wycenione szybko, fachowo i rzetelnie. To sprawia trudności choćby dlatego, że potrzebni są specjaliści.

W 2017 roku na dopłaty do składek ubezpieczenia zabezpieczono w budżecie ponad czterokrotnie więcej pieniędzy niż w ubiegłym roku (ponad 900 mln zł). Nowe przepisy pozwolą rolnikom na wykupienie polisy ubezpieczenia od całego pakietu ryzyk z dotacją w wysokości do 65% stawki ubezpieczenia. W pakiecie mieści się 10 ryzyk: m.in. susza, przymrozki czy skutki przezimowania.

"Ta ustawa - to pierwszy krok w kierunku doprowadzenia do powszechności ubezpieczeń, tanich i efektywnych, które nie pozwolą, żeby gospodarstwo, kiedy zdarzy się coś nadzwyczajnego, nie ponosiło z tego tytułu nadmiernych kosztów, żeby nie zbankrutowało" - przekonywał Bogucki.

Jak mówił, rolnicy podchodzą do ubezpieczeń na trzy sposoby: część w ogóle nie ubezpiecza upraw, część ubezpiecza po to, by spełnić wymóg ubezpieczenia 50 proc. powierzchni upraw, a więc ubezpiecza od najtańszych ryzyk tj. najrzadziej występujących, a tylko niewielu ubezpiecza od faktycznie występujących klęsk żywiołowych.

Wiceminister zauważył, że sytuacja na terenie kraju pod względem występowania różnych klęsk jest zróżnicowana, ale na ogół np. susza pojawia się w tych samych regionach, a na przymrozki bardziej wrażliwe są niektóre uprawy czy są dotkliwsze na glebach słabych.

Tam, gdzie występują klęski szkodowość jest zwykle wysoka. Dlatego firmy ubezpieczeniowe albo nie są zainteresowane ubezpieczeniem, albo proponują wysokie składki, co oczywiście nie jest w interesie rolnika - wyjaśnił Bogucki.

Rolnicy powinni też zastanowić się, jakie uprawy powinni mieć na swoich gruntach, jakie to powinny być odmiany - uważa wiceminister. Zaznaczył że w ostatnich latach zimy w Polsce są dość ciepłe, więc wielu rolników wysiewa zagraniczne nasiona zbóż, które są bardziej plenne, ale mniej odporne na mróz. W tym przypadku ryzyko wymarznięcia zwiększa się. Dodał, że dotyczy to także innych upraw, które trzeba dostosować do warunków klimatycznych i glebowych. W tym zakresie jest ogromna rola ośrodków doradztwa rolniczego.

"Pracujemy nad rozwiązaniem docelowym, mam nadzieję, że będzie to ubezpieczenie w miarę powszechne, ale jednocześnie dla rolników dostępne" - powiedział. Dodał, że ubezpieczenia powszechne nie oznaczają, przynajmniej na razie, ubezpieczenia obowiązkowego.

Obecnie ubezpieczenia rolne oferuje pięć towarzystw: PZU SA, Concordia Polska TUW, TUW „TUW”, Pocztowy TUW i InterRisk Towarzystwo Ubezpieczeń SA.

Według danych resortu rolnictwa, w 2015 r. rolnicy zawarli 139 tys. umów ubezpieczenia. Ubezpieczeniem objętych jest ok. 20 proc. gruntów rolnych. Dopłata budżetu do składek wyniosła 173 mln zł (budżet przewidywał 200 mln zł). Ubezpieczono 2,8 mln ha i 1,3 mln zwierząt.

Anna Wysoczańska (PAP)