Jeden z czytelników DGP umieścił w serwisie YouTube nakręcony przez siebie film z uroczystości rodzinnej. Aby go uatrakcyjnić, podłożył jako tło popularną piosenkę. Niebawem otrzymał ostrzeżenie, że „film może zawierać treść, która należy do właściciela (tu podana jest nazwa organizacji zarządzającej prawami autorskimi – przyp.red.) lub jest przez niego licencjonowana”.
Użytkownik nie kryje, że rzeczywiście wykorzystał utwór chroniony prawem autorskim. Zastrzega jednak, że nie udostępnił go publicznie, lecz jedynie 10 członkom rodziny. Czy w tej sytuacji rzeczywiście złamał prawo?
– Nie mam żadnych wątpliwości, że takie działanie mieści się w ramach użytku osobistego.
Obejmuje on swoim zakresem również grono osób, z którymi pozostajemy w związku osobistym. Czytelnik miał więc pełne prawo skorzystać z utworu muzycznego jako tła do tworzonego przez siebie filmu i udostępnić go rodzinie czy też grupie bliskich znajomych – tłumaczy Paweł Chojecki, adwokat z kancelarii Łaszczuk i Wspólnicy.

60 godzin filmów umieszczane jest w serwisie w ciągu minuty

Podobnego zdania jest Marcin Huczkowski, prawnik w kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr.
– Chociaż, co do zasady, utwór taki nadal podlega ochronie prawa autorskiego, to przepisy wprowadzają tu wyjątek i pozwalają na korzystanie z niego w ramach dozwolonego użytku osobistego – mówi.

Można korzystać

Chodzi o art. 23 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 1994 r. nr 24, poz. 83 z późn. zm.). Przepis ten pozwala bez zezwolenia twórcy nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie użytku osobistego.
Nie stawia on żadnych ograniczeń co do pól eksploatacji. A to oznacza, że można go wykorzystać chociażby jako element własnego filmu (tzw. prawa zależne).

4 mld plików oglądają codziennie użytkownicy YouTube

Co więcej, zgodnie z art. 23 ust. 2 ustawy efekt takiego działania można zaprezentować znajomym czy rodzinie. Nie ma żadnego ograniczenia, w jaki sposób to uczynić, a więc udostępnienie w sieci jest jak najbardziej dopuszczalne.

70 proc. ruchu jest generowane z krajów innych niż USA

Przepis ten mówi co prawda o korzystaniu z „egzemplarzy utworów”, dlatego tradycyjnie wiązano to z prawem do pożyczenia czy nawet przekopiowania płyty CD lub DVD dla bliskiego znajomego.
Niektórzy prawnicy zastanawiają się, czy w przypadku plików umieszczanych w sieci można mówić o egzemplarzu, a tym samym o prawie do użytku osobistego.
– Nie podzielam tych wątpliwości. Za egzemplarz uznałbym w tej sytuacji właśnie plik umieszczony w internecie – ocenia Paweł Chojecki.

Znajomi z sieci

Zgodnie z przepisami dozwolony użytek osobisty rozciąga się na „krąg osób pozostających w związku osobistym”.
– Może nas z nimi łączyć stosunek pokrewieństwa, ale równie dobrze mogą to być znajomi, z którymi utrzymujemy stałe relacje, chociażby ze względu na wspólne zainteresowania. Co więcej, w doktrynie przyjmuje się, że nie chodzi tu tylko o kontakt bezpośredni, tj. na żywo.
Równie dobrze może to być znajomość utrzymywana poprzez internet, na przykład przez serwisy społecznościowe – wyjaśnia Marcin Huczkowski.

Publiczne rozpowszechnianie plików z muzyką czy innymi elementami cudzej twórczości podlega odpowiedzialności cywilnej i karnej.
Jeśli więc dostęp do filmów mieliby nie tylko rodzina czy bliscy znajomi, ale każdy, to odpowiedzialny za to użytkownik serwisu musiałby liczyć się z koniecznością zapłaty trzykrotności stosownego wynagrodzenia, a w przypadku sprawy karnej z grzywną, ograniczeniem wolności czy nawet więzieniem do dwóch lat.

Oczywiście nie oznacza to, że możemy udostępnić pliki tysiącowi sieciowych znajomych. To bowiem godziłoby już w słuszne interesy twórcy.
– Granica jest tu jednak nieostra. Trzeba sobie postawić pytanie, czy udostępniając dany plik, nie zaczynamy stanowić nieusprawiedliwionej konkurencji dla ekonomicznej eksploatacji praw do utworu.
Trudno więc z góry przesądzać, czy udostępnienie 50 osobom będzie się mieściło w granicach dozwolonego użytku, a 55 już nie. W przypadku kilkunastu osób z rodziny nie miałbym jednak raczej wątpliwości – dodaje nasz rozmówca.
Co na to przedstawiciele YouTube? Tłumaczą, że za rozpoznawanie utworów odpowiada system identyfikacji treści Content ID.
– Automatycznie porównuje on filmy wideo wgrane przez użytkownika z plikami referencyjnymi wgranymi przez właściciela praw przed publikacją na YouTube i działa niezależnie od tego, czy wideo jest publiczne, czy prywatne.
Jeśli użytkownik uważa, że wideo zostało błędnie zidentyfikowane przez system Content ID, może zakwestionować identyfikację za pomocą formularza dostępnego w serwisie – wyjaśnia Piotr Zalewski z biura prasowego Google, którego częścią jest YouTube.