Powinniśmy radykalnie skrócić okres obowiązywania praw autorskich; wyczerpał się już model, w którym wydawca czy wydawnictwo kładzie rękę na dobru kultury na kilkadziesiąt lat - mówi pisarz, współzałożyciel zespołu Towary Zastępcze Piotr Czerski.

Obowiązywanie praw autorskich - do skrócenia

Autor tekstu "My, dzieci sieci", który w mediach i internecie wywołał ostatnio lawinę komentarzy, podkreśla, że należy radykalnie skrócić okres obowiązywania praw autorskich dlatego, że nie przystaje on do obecnych możliwości i potrzeb w zakresie przetwarzania treści.

"To jest pewna umowa społeczna, zmieńmy ją. Model biznesowy musi ewoluować - na dobrach kultury trzeba zarabiać możliwe szybko. Myślę, że 10-15 lat, to jest granica, poza którą większość dzieł powinna już należeć do domeny publicznej.

Na pewno dowolnie wysokie wkłady producentów zwrócą się w tym czasie wielokrotnie, jeżeli zwrócić się mają" - ocenia Czerski.

Pytany o to, jakie zasady powinny obowiązywać w sieci, w kontekście debaty o ACTA, Czerski zauważa, że wszystkie próby cenzurowania internetu są nieskuteczne.

"Właściwy model walki z przestępcami internetowymi, rozprowadzającymi treści nielegalne - np. pedofilskie - musi polegać na próbach dotarcia do ludzi, którzy takie treści wprowadzają i ściganiu ich, a nie - na wprowadzaniu rozwiązań będących zagrożeniem dla wolności komunikacyjnej" - uważa.

Pozostaje tylko dialog

Zdaniem Czerskiego zachowanie możliwości dialogu, niemal nieskrępowanej wolności, ograniczonej jedynie ściganiem za ewidentne złamanie prawa, jest kluczowe.

"Wszystkie uregulowania obowiązujących przepisów prawnych, które przekładają się na kwestie praw autorskich w internecie, są fatalnie niezrozumiałe.

Tworzą taką sieć wzajemnych zależności, że właściwie nikt z nas - a wypowiadam się jako twórca, osoba zaangażowana w działania kolektywu muzycznego, wydawniczego - nie jest w stanie określić, kiedy łamiemy prawo, a kiedy nie" - zauważył.

Czerski uważa, że referendum ws. ACTA byłoby cennym dla społeczeństwa gestem ze strony władz.

"Z drugiej strony trzeba mieć świadomość tego, że wynik tego referendum byłby przesądzony już na starcie, a koszty zorganizowania powszechnego głosowania są spore" - powiedział.



My, dzieci sieci

To, że ACTA przepadnie w Europie, jest - jego zdaniem - niemal pewne. "Polscy politycy powinni postarać się wykazać inicjatywą - wyczuć moment i ustawić się po właściwej stronie. Podjąć próbę uruchomienia debaty na temat praw autorskich i zagwarantowania wolności w internecie na forum europejskim" - mówi Czerski.

Tekst "My, dzieci sieci" autorstwa Czerskiego tłumaczony m.in. na angielski i niemiecki, został polecony przez kanadyjskiego pisarza i aktywistę internetowego Cory'ego Doctorowa.

Uznanie dla autora tekstu wyraził też amerykański dziennikarz Jeff Jarvis, a sam tekst opublikowano m.in. w internetowym wydaniu "Die Zeit".

"Nie ma chyba drugiego słowa tak wyświechtanego w medialnym dyskursie, jak "pokolenie".

Próbowałem kiedyś policzyć pokolenia proklamowane w ciągu ostatnich dziesięciu lat, od czasu głośnego tekstu na temat tzw. "Generacji Nic" - było ich bodaj dwanaście.

Łączyła je jedna cecha: istniały wyłącznie na papierze" - pisze Czerski we wstępie swojego artykułu, który okrzyknięty już został "manifestem".

Manifest Czerskiego

"Tekst wypuszczony przez autora, zaczyna żyć własnym życiem - i ja to obserwuję w tej chwili wyjątkowo wyraźnie.

To, co w moim odczuciu było próbą naszkicowania wspólnych, istotnych cech "pokolenia", które już w preambule tekstu zostało zdefiniowane jako nie-pokolenie, rzeczywiście - zwłaszcza przez odbiorców tekstu w wersji angielskiej - zaczęło być nazywane manifestem" - mówi PAP Czerski.

W swoim artykule pisze: "My, dzieci sieci - my, którzy dorastaliśmy z internetem i w internecie - jesteśmy pokoleniem, które przyjęte kryteria tego terminu spełnia niejako na odwrót.
Nie doświadczyliśmy impulsu ze strony rzeczywistości, ale przekształcenia się samej rzeczywistości; nie łączy nas wspólny, ograniczony kontekst kulturowy, ale poczucie wolności jego wyboru i samodefinicji".

I dodaje: "Dorastaliśmy z siecią - i w sieci. To nas odróżnia, to czyni nieoczywistą z waszej perspektywy, ale istotną różnicę: my nie "surfujemy", a sieć nie jest dla nas "miejscem" czy "wirtualną przestrzenią".



Życie w sieci

Sieć nie jest dla nas czymś zewnętrznym wobec rzeczywistości, ale jej równoprawnym elementem: niewidoczną, ale stale obecną warstwą przenikającą się z przestrzenią fizyczną. My nie korzystamy z sieci, my w niej i z nią żyjemy".

Czerski zwraca jednak uwagę, że nie chce nadużywać zwrotu "życie w sieci".

"Jednym z punktów zapalnych wokół tekstu okazało się właśnie to sformułowanie. To na czym mi zależało, to pokazanie, że sieć nie jest już czymś odrębnym, a nie - że sieć przejęła rolę realu, świata rzeczywistego" - zwrócił uwagę.

Jak opowiada, sam swoją przygodę z internetem zaczynał wcześnie, właściwie od momentu jego pojawienia się w Polsce.

"Należę do pierwszej generacji, która dorastała razem ze stosunkowo dostępną siecią, dla której pierwszymi platformami komunikowania się były usenet czy IRC.

Nawet najwolniejsze stałe łącze było jeszcze wówczas czymś, o co walczyło się miesiącami, generując w międzyczasie horrendalnie wysokie rachunki telefoniczne.

Tymczasem teraz dorasta już całe pokolenie, dla którego dostępność sieci jest czymś naturalnym" - mówi Czerski.

W swoim artykule podkreśla: "Uczestniczenie w kulturze nie jest dla nas czymś odświętnym - globalna kultura to podstawowy budulec naszej tożsamości, ważniejszy dla samodefinicji niż tradycje, narracje historyczne, status społeczny, pochodzenie, a nawet język.

Społeczeństwo internetu

Z oceanu dóbr kultury wyławiamy te, które odpowiadają nam najbardziej - wchodzimy z nimi w dialog, oceniamy je, zapisujemy te oceny w specjalnie do tego celu stworzonych serwisach, które podpowiadają nam, jakie inne albumy, filmy czy gry powinny zyskać nasze uznanie.

Niektóre filmy czy wideoklipy oglądamy jednocześnie z kolegami z pracy albo znajomymi z drugiej półkuli, uznanie dla innych dzielimy z garstką ludzi, których być może nigdy nie spotkamy w świecie rzeczywistym.

Stąd wynika nasze poczucie jednoczesnej globalizacji i indywidualizacji kultury. Stąd wynika nasza potrzeba swobodnego dostępu do niej".

Nie wszystko musi być za darmo

Czerski zwraca jednocześnie uwagę, że nie oznacza to domagania się, aby wszystkie dobra kultury były dostępne za darmo. Ale -jak zaznacza - pokolenie dzieci sieci nie zechce płacić za swoje wspomnienia.

"Filmy, które pamiętamy z młodości, muzyka, która towarzyszyła nam dziesięć lat temu - w sieciowej pamięci zewnętrznej są po prostu wspomnieniami, których przywoływanie, wymiana i przetwarzanie jest dla nas czymś tak oczywistym, jak dla was wspominanie "Czterech pancernych".

Bajki, które oglądaliśmy w dzieciństwie, odnajdujemy w sieci i pokazujemy naszym dzieciom - tak samo, jak wy opowiadaliście nam bajkę o Czerwonym Kapturku albo trzech koźlątkach.

Czy potraficie sobie wyobrazić, że ktoś oskarży was z tego powodu o łamanie prawa? My też nie potrafimy" - napisał.

Tekst Piotra Czerskiego był publikowany w Dzienniku Bałtyckim.