Dziś kończą się konsultacje projektu ustawy o Funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej. Ekspresowe tempo prac nie daje gwarancji, że pieniądze zostaną wydane szybko i z głową.
Przywracanie połączeń autobusowych miało rozpocząć się na przełomie maja i czerwca.
Dotrzymanie tego terminu może okazać się jednak niemożliwe. Chyba że rząd skróci trzymiesięczne vacatio legis i zignoruje uwagi ekspertów i samorządów.
Nawet jeśli tak się stanie, na pierwsze umowy poczekamy, bo gminy muszą mieć czas na złożenie wniosków i dogadanie się z przewoźnikami. – Dofinansowanie na linię, która będzie tworzona od zera, to skomplikowana kwestia.

Konsultacje trwały tylko dwa tygodnie, zatem wielu potencjalnych i być może cennych uwag Ministerstwo Infrastruktury nigdy nie pozna. – Nie zdążyliśmy przygotować opinii do projektu. Czasu było mało jak na takie ogromne przedsięwzięcie – przyznaje Marek Olszewski, szef Związku Gmin Wiejskich RP.

Dlaczego MI się tak spieszy? Jak zapowiedział minister Andrzej Adamczyk, ustawa ma wejść w życie w drugiej połowie maja, a pierwsze umowy z samorządami powinny być podpisane już w czerwcu. Przypadku raczej tu nie ma, bo maj to miesiąc wyborów do europarlamentu. W tym samym miesiącu emeryci mają otrzymać 13. emeryturę, czyli kolejny element piątki. – Mechanizm jest prosty. W maju premier Morawiecki odwiedzi jakąś zaprzyjaźnioną gminę, pochwali się umową, w tle stanie ładny autokar i w Polskę pójdzie przekaz: „Daliśmy radę, choć wmawiali nam, że się nie da”. Tylko że w praktyce będzie jak z Mieszkaniem+, odpalonym z wielką pompą, a w dużej mierze istniejącym głównie na papierze – przekonuje nas polityk opozycji.
Jest jednak kilka istotnych znaków zapytania, które podają w wątpliwość plany o rychłym uruchomieniu Funduszu. Po pierwsze, projekt zakłada, że nowe przepisy zaczną obowiązywać po upływie trzech miesięcy od ogłoszenia. Zatem nawet jeśli w maju ustawa trafiłaby do prezydenta, mogłaby wejść w życie dopiero w okolicach sierpnia. A potem trzeba byłoby czekać na wnioski od samorządów. Owszem, w toku prac parlamentarnych termin wejścia ustawy w życie można skrócić np. do dwóch tygodni. Tyle że uzasadnieniem dla trzymiesięcznego vacatio legis było danie czasu wojewodom na przygotowanie się do nowych zadań́.
Po drugie, nie jest pewne, jak w sprawie zachowa się Ministerstwo Finansów. A to ten resort ma akceptować projekt planu finansowego Funduszu. Podobny mechanizm przewidziany był w przypadku Funduszu Dróg Samorządowych (FDS), innym statutowym programie PiS, zastępującym tzw. schetynówki. Nabory dla samorządów pierwotnie miały ruszyć w styczniu br., ale ogłoszono je dopiero w połowie marca. Powód? Proces uzgadniania planu finansowego FDS trwał prawie dwa miesiące. Trudno przewidzieć, jak zachowa się MF w przypadku „ustawy pekaesowej”, zwłaszcza że z resortu płyną sygnały, że wciąż trwa poszukiwanie pieniędzy na sfinansowanie piątki przy jednoczesnej woli nieprzekroczenia tzw. reguły wydatkowej.
Po trzecie, mnóstwo zastrzeżeń mają samorządy – główny partner tego przedsięwzięcia. Zarzucają ministerstwu zbyt pospieszne wdrażanie nowego systemu dopłat przewozowych (w tym brak pilotażu) i fragmentaryczność. – Tego typu zadania powinny być elementem dobrze przemyślanej całości, niekoniecznie dotyczącej wyłącznie transportu, ale także elementu rozwojowego. Co z tego, że będzie nowy dojazd do miasteczka, w którym nie ma miejsc pracy – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Wtórują mu inni samorządowcy. – Przy organizowaniu komunikacji publicznej w swojej gminie, w porozumieniu z sąsiednim miastem, na samo dopasowanie rozkładów jazdy trzeba było około trzech miesięcy. Tu mówimy o zaangażowaniu wielu samorządów, dużych publicznych pieniędzy i niejednego przewoźnika. Obawiam się, że szykujemy ogólnokrajową prowizorkę – twierdzi.
Co na to wszystko MI? Nie wiadomo – do wczoraj nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pytania zadane 18 marca.