Kraje członkowskie, Parlament Europejski i Komisja Europejska porozumiały się w środę wieczorem w Strasburgu w sprawie kontrowersyjnych regulacji dotyczących prawa autorskiego.

Negocjacje trwały ponad 7 godzin. Porozumienie ma charakter wstępny. To oznacza, że musi być jeszcze zaakceptowanie przez kraje członkowskie w ramach Rady UE i Parlament Europejski w głosowaniu na sesji plenarnej, aby mogło stać się unijnym prawem.

Propozycje regulacji od miesięcy wzbudzają kontrowersje. Ich zwolennicy wskazują, że pozwolą one chronić interesy twórców w relacji z internetowymi gigantami, jak Google czy Facebook. W takim duchu wypowiedział się w środę wieczorem szef PE Antonio Tajani.

"Osiągnięte porozumienie w sprawie dyrektywy dotyczącej praw autorskich chroni europejską kreatywność. Muzycy, aktorzy, pisarze, dziennikarze, sektor audiowizualny będą mieli prawo do godziwego wynagrodzenia także od internetowych gigantów" - napisał na Twitterze przewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Przeciwnicy tych regulacji wskazują jednak na wątpliwości dotyczące tego, czy przepisy nie będą ograniczały wolności słowa w internecie. Ostrzegają przed cenzurą w sieci. Część z nich określa propozycje mianem "ACTA2". Chodzi m.in. o kwestie filtrowania treści.

"Razem możemy powstrzymać te regulacje" - napisała w środę wieczorem na swoim blogu europosłanka Julia Reda (Zieloni), która jest znana z działań przeciwko zapisom regulacji. Jak wskazała, żeby zawarty w środę kompromis stał się prawem, musi zostać jeszcze zaakceptowany przez kraje członkowskie i PE, a w przypadku europarlamentu nie jest to takie pewne.

"751 posłów do PE, bezpośrednio wybranych by reprezentować obywateli, będzie musiało zagłosować. Odbędzie się to między 25 a 28 marca, 4 kwietnia lub między 15 a 18 kwietnia" - wskazała dodając, że europosłowie mogą usunąć w tym głosowaniu szkodliwe, jej zdaniem, zapisy propozycji.

Kraje członkowskie mandat do negocjacji z PE przyjęły w ubiegły piątek. Wtedy to 8 krajów - Polska, Włochy i Holandia, Szwecja, Finlandia, Luksemburg, Malta i Słowacja - opowiedziało się przeciwko propozycji kontrowersyjnych regulacji. Było to jednak i ciągle jest za mało, by zablokować propozycje na poziomie Rady UE. Pokazuje jednak, jak wielkie podziały wśród państw członkowskich budzą proponowane regulacje.

Nowa dyrektywa ma zmienić zasady publikowania i monitorowania treści w internecie. Zaproponowane przepisy przewidują, że giganci internetowi, np. platformy takie jak Facebook, będą musiały płacić, jeśli korzystają z pracy artystów i dziennikarzy.

Chodzi zwłaszcza o muzyków, wykonawców, a także dziennikarzy, którzy mają otrzymywać wynagrodzenie za swoją pracę, gdy inni korzystają z niej za pośrednictwem takich platform jak YouTube lub Facebook oraz agregatorów wiadomości, takich jak Google News.

Szczególne zastrzeżenia budzą dwa artykuły projektu. Chodzi o art. 13, który wprowadza obowiązek filtrowania treści pod kątem praw autorskich, oraz art. 11, dotyczący tzw. praw pokrewnych dla wydawców prasowych.

O ile nowe regulacje prawdopodobnie przyniosą zyski wydawcom, nadawcom i artystom z platform internetowych, mogą obciążyć małe start-upy dodatkowymi kosztami, ponieważ będą one musiały ponosić dodatkowe koszty filtrowania treści.

Z propozycji zadowolona jest Komisja Europejska. "Europejczycy wreszcie będą mieli nowoczesne zasady dotyczące praw autorskich dostosowane do wieku cyfrowego, przynosząc realne korzyści wszystkim: gwarancje praw użytkowników, sprawiedliwe wynagrodzenie dla twórców, przejrzystość zasad dla platform" - napisał na Twitterze wiceszef KE Andrus Ansip.