Drodzy, trudni do zwolnienia i z przywilejami – dlatego lokalni włodarze sceptycznie oceniają zmiany zaproponowane przez kancelarię premiera.
Statystyka urzędnicza / Dziennik Gazeta Prawna
PiS szykuje kolejną rewolucję. Niebawem posłowie tej partii zgłoszą w Sejmie projekt ustawy o służbie publicznej (przygotowała go Kancelaria Prezesa Rady Ministrów), który przywraca mianowania w samorządach. Poprzednia ekipa rządząca zdecydowała się na ich likwidację (w styczniu 2012 r.) i pozostawiła je wyłącznie w służbie cywilnej. W dodatku w mocno ograniczonym zakresie: do 200 osób rocznie, podczas gdy w latach wcześniejszych było ich nawet po trzy tysiące.
Mianowania dla wszystkich
Obecnie do statusu urzędnika mianowanego prowadzą dwie drogi. Pierwsza to nauka w Krajowej Szkole Administracji Publicznej. Trwa ona 20 miesięcy, a kandydat nie może mieć ukończonych 32 lat (ograniczenie wiekowe przy okazji zmian najprawdopodobniej zostanie uchylone). Druga możliwość to przystąpienie bezpośrednio do egzaminu, który również jest prowadzony przez KSAP.
– Szkołę kończy tylko ok. 35 absolwentów rocznie. W dodatku nie zawsze administracja rządowa oferuje im stanowiska odpowiadające ich ambicjom – uważa prof. Bogumił Szmulik, ekspert ds. administracji publicznej. Jego zdaniem tylko urzędnicy mianowani mają odpowiednie kompetencje zawodowe.
Uczelnia szeroko otwarta
Pod koncepcją zwiększenia liczby urzędników mianowanych otwarcie podpisuje się nowy dyrektor KSAP. – Administracja publiczna w każdym obszarze swojej działalności potrzebuje profesjonalnych kadr o najwyższych kwalifikacjach etycznych i merytorycznych. Dotyczy to nie tylko służby cywilnej, ale także innych segmentów administracji. Dlatego również w korpusie pracowników samorządowych, jak i w stosunku do zatrudnionych na podstawie ustawy o pracownikach urzędów państwowych można wprowadzić mianowanie na wspólnych dla całej administracji warunkach – przekonuje dr Wojciech Federczyk.
Dyrektor KSAP zwraca uwagę, że mianowanie wiąże się z określonymi uprawnieniami i obowiązkami, których konsekwencją jest większa stabilność zatrudnienia. – Czyli taki status jest atrakcyjny dla samego pracownika – podkreśla Federczyk. I deklaruje, że jeżeli planowane przez rząd zmiany wejdą w życie, to KSAP rozwinie zakres i formy kształcenia wyższych kadr urzędniczych.
Ale eksperci mają obawy co do tego, czy rząd powinien ingerować aż tak głęboko. – Wprowadzenie urzędników mianowanych dla całej administracji będzie wielką rewolucją. Gdybym był wójtem, nie chciałbym ich, bo są na wieczność. Niby mają wyższe kwalifikacje, ale trudno ich zwolnić. I można to zrobić tylko w przypadkach wskazanych w ustawie, a nie z wielu innych powodów, jak przy umowie o pracę – zwraca uwagę dr Stefan Płażek, adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według niego takie rozwiązanie będzie godziło w samorządność.
Gminy są na „nie”
Z sondy DGP wynika, że samorządy nie są zainteresowane przywróceniem statusu urzędnika mianowanego. Nie uważają też, że pojawienie się takich osób w lokalnych strukturach przyczyni się do podwyższenia jakości pracy.
– Mam nadzieję, że możliwość zatrudnienia absolwentów KSAP nie będzie tylko furtką prowadzącą do zwiększenia liczby kadr. Oraz że nie odbędzie się to kosztem już pracujących – komentuje Jarosław Waszak, sekretarz Miasta i Gminy Piotrków Kujawski.
Inne samorządy także są sceptyczne. – Nabory na wolne stanowiska są otwarte, każdy może nadesłać swoją ofertę, również absolwent KSAP. Pozostaje natomiast pytanie, czy samorządy stać na jego zatrudnienie, czy jego oczekiwania finansowe są możliwe do spełnienia przez urząd – mówi Anna Strzelczyk-Frydrych z bydgoskiego magistratu. Choć przyznaje, że miasto faktycznie potrzebuje wykwalifikowanych specjalistów, np. geodetów, inspektorów nadzoru, którzy posiadają wiedzę merytoryczną, znają prawo administracyjne i umieją je stosować. Nie znaczy to jednak, że muszą być mianowani. Podobnie sądzi Mariusz Krystian, wójt gminy Spytkowice. Jego zdaniem ze względów ekonomicznych wprowadzanie do gmin urzędników mianowanych nie jest zasadne.
– Jeśli pracujący w lokalnym urzędzie ukończy w międzyczasie KSAP, to jestem na „tak”. Jeśli natomiast byłaby to osoba bez żadnego doświadczenia w administracji, po KSAP i w taki czy inny sposób dostałaby posadę, żeby ratować samorząd, to jestem na „nie” – kwituje Waszak.