- Jeśli szef urzędu będzie chciał zlecić szkolenie prywatnej firmie, to będzie mógł to zrobić. Trzeba jednak pamiętać, że KSAP została powołana po to, by szkolić urzędników - mówi w wywiadzie dla DGP Dobrosław Dowiat-Urbański, szef służby cywilnej.
Dobrosław Dowiat-Urbański szef służby cywilnej / Dziennik Gazeta Prawna
Rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o Krajowej Szkole Administracji Publicznej, który zakłada m.in. uproszczenie możliwości prowadzenia przez tę uczelnię szkoleń dla całej administracji. Czy to ma być sposób na ożywienie placówki?
Chcę, aby KSAP mogła sprawnie wypełniać swoją ustawową misję: kształcenie i przygotowywanie do służby publicznej urzędników służby cywilnej oraz kadr wyższych urzędników administracji Rzeczypospolitej Polskiej. Chcę wykorzystać jej potencjał organizacyjny i dydaktyczny. KSAP jako jednostka rządowa nie powinna być traktowana jak zwykły wykonawca, którego musimy wyłonić w rywalizacji z innymi firmami.
A czy jest coś złego w rywalizacji?
Dobrze, gdy na rynku jest konkurencja. Chcę zaznaczyć, że nie będzie żadnych ograniczeń w tym zakresie. Jeśli szef urzędu będzie chciał zlecić szkolenie prywatnej firmie, to będzie mógł to zrobić. Trzeba jednak pamiętać, że KSAP została powołana po to, by szkolić urzędników. Weźmy na przykład postępowanie kwalifikacyjne dla pracowników służby cywilnej ubiegających się o mianowanie. W ustawie jest zapisane, że przeprowadza je KSAP. W związku z tym nie ogłaszamy przetargu w tej sprawie, choć można sobie wyobrazić taką formułę, że jakaś firma zorganizuje to postępowanie. Jest to jednak ustawowe zadanie szkoły. Podobne rozwiązanie wprowadzamy w zakresie szkoleń.
Z tego, co wiem, KSAP już wcześniej organizowała szkolenia, i to nie tylko dla służby cywilnej.
Tak. Szkoła prowadzi kształcenie ustawiczne dla urzędników zatrudnionych w administracji. W art. 1 ustawy o KSAP jest zapisane, że zadaniem szkoły jest przygotowanie i szkolenie kadr wyższych urzędników administracji publicznej. Teraz wpisujemy wprost, że ustawowym zadaniem szkoły jest prowadzenie szkoleń dla całej administracji publicznej.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: mamy wójta, który chce przeszkolić 10 urzędników w KSAP bez niepotrzebnych formalności i przeprowadzania przetargu. Jak ma to zrobić?
Wójt nie jest dysponentem części budżetowej, ale na przykład kierownik urzędu będzie mógł, mówiąc potocznie, umówić się z KSAP na przeprowadzenie takiego szkolenia. Oczywiście ustalenia te muszą przybrać formę umowy dotacyjnej. Zgodnie bowiem z ustawą o finansach publicznych, dotacje mogą być przyznawane albo na warunkach określonych przez ustawę, albo jeśli ustawa tych warunków nie precyzuje – w umowie między tym, kto daje dotację, i tym, kto tę dotację przyjmuje. Wtedy kierownik urzędu zobowiązuje się do przekazania pieniędzy szkole, która organizuje i przeprowadza szkolenie na określony temat, dla konkretnej grupy osób i w ustalonej cenie.
Pan minister będzie rekomendował dyrektorom generalnym ze służby cywilnej, aby zlecali szkolenia KSAP, a nie prywatnym firmom?
Z dyrektorami generalnymi spotkam się na początku czerwca. Będę im mówił, że pojawi się taka możliwość. Chcę ich zachęcić do tego, aby przy organizowaniu szkoleń dla członków korpusu brali pod uwagę możliwość skorzystania z oferty KSAP. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dyrektorzy nie będą korzystać wyłącznie ze szkoleń szkoły, i to z kilku przyczyn. KSAP nie jest w stanie przejąć całego rynku szkoleń dla administracji publicznej, a nawet dla służby cywilnej. Warto pamiętać, że rynek szkoleniowy w Polsce jest wart ponad 35 mln zł. Szkoła jest wyspecjalizowaną, ale jednak niewielką placówką. Może zrealizować część z tych szkoleń, ale na pewno nie wszystkie.
Pojawiają się głosy wśród rządzących, że należałoby też wymienić część kadry KSAP, która składa się z polityków. Czy to są uzasadnione głosy?
KSAP ma przede wszystkim wyspecjalizowaną kadrę, a politycy i osoby zajmujące ważne stanowiska w państwie są zapraszani jedynie do wygłoszenia wykładów na temat swojej działalności. Nie widzę w tym nic złego. To są raczej cykle spotkań z ciekawymi ludźmi. W KSAP wielokrotnie bywał np. minister spraw zagranicznych z wykładem o kierunkach polskiej polityki zagranicznej. To dobre rozwiązanie, wartościowe dla przyszłych urzędników. Powinni mieć kontakt z ludźmi, którzy rządzą naszym państwem. Standardowe zajęcia dla słuchaczy nie są prowadzone przez polityków, ale przez specjalistów – naukowców lub praktyków. Nie są oni etatowymi pracownikami KSAP, ale osobami z zewnątrz, którym zleca się prowadzenie szkoleń.
W KSAP odbywa się też postępowanie kwalifikacyjne dla przyszłych urzędników mianowanych. Czy doczekamy takich czasów, że te limity będą sięgać rocznie tysiąca lub półtora tysiąca miejsc, a nie zaledwie dwustu?
W założeniach na ten rok rzeczywiście jest tylko dwieście mianowań. To w mojej opinii zbyt mało. W ogólnym bilansie, jeżeli policzyć naturalne odejścia ze służby, w ubiegłym roku przybyło nam zaledwie 69 urzędników mianowanych. Zgodnie z planem na 2017 r. przewiduje się już 280 mianowań, a w 2018 r. – 350.
To wciąż nie są te limity, które bywały wcześniej.
Owszem, nie są to liczby czterocyfrowe, ale nie jest to też zero, które pojawiało się w poprzednich latach, gdy minister finansów chciał zablokować mianowania w ogóle. Obecne zmiany uważam za spory postęp, choć liczby bezwzględne nie imponują. Będę się starał, żeby limit nadal rósł i docelowo osiągnął co najmniej 500 miejsc. Dzięki temu wreszcie udałoby się nam doprowadzić do tego, by 10 proc. korpusu stanowili urzędnicy mianowani.
Dyrektor KSAP przekonuje, że podoła nowym wyzwaniom, ale też wskazuje, iż szkoła nie zajmuje się tylko szkoleniami. Dodatkowo podkreśla, że konieczne jest zwiększenie nakładów na inne jej zadania statutowe. Czy pan minister będzie postulował zwiększenie nakładów na KSAP?
Tak. Tym bardziej że w poprzednich latach szkoła straciła część pieniędzy z budżetu. Potrzeby KSAP dotyczą m.in. inwestycji w infrastrukturę. Szkoła i hotel wymagają remontu. Konieczne jest także nowe wyposażenie w sprzęt informatyczny. Słuchacze i absolwenci KSAP muszą być kształceni na najwyższym poziomie. Musimy się zastanowić, czy stypendia dla słuchaczy nie są zbyt niskie. Dyrektor KSAP wskazuje, że przez to kształcenie w szkole jest atrakcyjne tylko dla osób, które są bezpośrednio po studiach. Dla osób, które już pracują – zdecydowanie nie. Warto zwrócić uwagę, że stypendia w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury są znacząco wyższe od tych w KSAP.
W rozmowie z DGP deklarował pan, że będzie pracował nad nowelizacją ustawy o służbie cywilnej, w tym nad zwiększoną rekompensatą za nadgodziny. Rozumiem, że nic się nie zmieniło w tym zakresie?
Te prace jeszcze się nie zaczęły. Na razie skupiamy się na zbieraniu propozycji od członków korpusu i związkowców. Apeluję do wszystkich, aby zgłaszali swoje propozycje do nowelizacji ustawy o służbie cywilnej i aktów wykonawczych do niej. Jest to swego rodzaju burza mózgów. Nie ograniczam pomysłów, które mogą być zgłaszane. Każdy pomysł jest dobry. Takie propozycje mogą wysyłać urzędy i pracownicy urzędów. Zachęcam do wysyłania propozycji na adres departamentu Służby Cywilnej (dsc@kprm.gov.pl). Wszystkie propozycje zmian będziemy po wakacjach analizować. Rdzeniem nowelizacji będą jednak propozycje rządu. Liczę, że do końca roku przedstawimy propozycje zmian.
Co do nadgodzin – zgadzam się, że trzeba coś wreszcie z nimi zrobić: albo odpowiednio za nie wynagradzać, albo rekompensować czasem wolnym, ale w większej proporcji niż obecnie, czyli 1:1.
Odnośnie do czasu wolnego można powiedzieć, że cała administracja rządowa po raz pierwszy od wielu lat wyjechała na majówkę. Za sprawą szefa KPRM i pana ministra piątek po Bożym Ciele był dniem wolnym. Opozycja krytykuje, że urzędnicy muszą odpracować ten dzień w sobotę 4 czerwca, kiedy to należałoby świętować pierwsze częściowo wolne wybory. Czy to była do końca przemyślana decyzja?
Podjęta przez panią minister Kempę na mój wniosek decyzja o ustanowieniu 27 maja dniem wolnym była jak najbardziej przemyślana. Poprzednia taka okazja była na początku maja, pojawiło się wiele głosów rozczarowania, że 2 maja nie był dniem wolnym. Teraz pracownicy administracji rządowej mają więc 4-dniowy weekend, choć oczywiście trzeba odpracować dodatkowy wolny dzień. Dlaczego 4 czerwca? To po prostu najbliższa sobota po długim weekendzie. Nie widzę powodu, aby przesuwać odpracowanie na później, wkraczamy już powoli w sezon wakacyjny, urlopowy. Co do kontrowersji politycznych, przypomnę tylko o obowiązującej urzędników zasadzie neutralności politycznej i zakazie manifestowania poglądów politycznych.
Czy w przyszłości służba cywilna będzie mieć kolejne długie weekendy?
Zobaczymy. Nie wiem, czy w środku długich weekendów warto, żeby na przykład osoby odpowiedzialne za obsługę klientów czekały w pracy. W zwykłe soboty wiele osób mogłoby natomiast załatwić jakieś sprawy, na które nie znajdują czasu kiedy indziej. Ale najbliższa okazja na ewentualny przedłużony weekend nadarzy się dopiero pod koniec października.
W czerwcu kończy się też rok akademicki i studenci rozglądają się za praktykami. W ubiegłym roku, przed kampanią wyborczą, presja rządu na poszczególne urzędy była bardzo duża. Czy w tym roku będzie podobnie?
Nie. W sprawozdaniu z programu rekomendowałem, by praktyki były kontynuowane, ale bez zbędnego scentralizowania i biurokracji. To dobrze, że program praktyk powstał i został przeprowadzony. Abstrahując od wyników liczbowych, które nie są szczególnie imponujące, warto zauważyć, że pozwolił osiągnąć kilka pozytywnych skutków. Do bazy ofert pracy resortu pracy dołączono oferty staży w urzędach. Opracowano także podstawę programową praktyk. To wszystko zostanie wykorzystane w kolejnych latach, ale bez administracyjnego, centralnego nadzoru. Niewątpliwie studenci wciąż będą mogli odbywać praktyki w administracji rządowej.
Ze sprawozdania w sprawie praktyk wynika też, że postulował pan do ministra pracy o rozważenie wprowadzenia odpłatnych praktyk dla studentów. Czy otrzymał pan odpowiedź z resortu w tej sprawie?
Rozważenie odpłatności za praktyki rekomendowali ministrowie i wojewodowie – członkowie zespołu oceniającego program. Rozwiązanie to ma z pewnością swoje mocne i słabe strony. Można się nad tym zastanowić w kontekście atrakcyjności praktyk, kiedy w Polsce tworzy się rynek pracownika.
W tym roku zwiększono fundusz wynagrodzeń, ale nie we wszystkich urzędach przełożyło się to na wzrost pensji. W tej sprawie interweniowali u pana związkowcy. Czy będzie pan sprawdzał, jak i gdzie te dodatkowe środki trafiły?
Podział dodatkowych środków na wynagrodzenia trwa, a w większości urzędów już się kończy. Będę to monitorował.
Weźmy na przykład Ministerstwo Rolnictwa. Jest to resort, w którym zarobki są bardzo wysokie w porównaniu do innych ministerstw. Z tego, co nam wiadomo, minister nie dostrzega potrzeby przyznawania dodatkowych środków. Czy w tym przypadku również będzie pan interweniował?
Nie, bo jest to jego decyzja. Może nie przeznaczyć ich na podwyżki, ale np. zwiększyć fundusz nagród, które przecież też składają się na wynagrodzenia pracowników. Można przeznaczyć pieniądze nie na część stałą, ale motywacyjną, przyznawaną za szczególne osiągnięcia.
Jakie ma pan refleksje po ocenach okresowych za ubiegły rok?
Odsetek najwyższych ocen na rzecz ocen na poziomie oczekiwań spadł w ubiegłym roku o 2,2 proc. Jest on niewielki i można go raczej przypisać apelowi mojej poprzedniczki, by bezpośredni przełożeni byli bardziej wstrzemięźliwi. Nowe rozporządzenie w sprawie ocen weszło w życie w sierpniu ubiegłego roku. Zwykle okres między wyznaczeniem kryteriów oceny a jej przeprowadzeniem wynosi 2 lata. Zdecydowana większość członków korpusu służby cywilnej miała wyznaczone kryteria oceny przed wejściem w życie nowych przepisów, dlatego stare zasady oceny będą powszechnie stosowane jeszcze przez mniej więcej rok. Ujmując jednak rzecz czysto statystycznie, rozkład ocen, w którym nie ma prawie w ogóle ocen negatywnych, jest mało prawdopodobny.
Negatywna ocena również mobilizuje do lepszej pracy. Jak pan myśli, czy przełożeni boją się sądów i dlatego nie przyznają słabych ocen?
Nawet przy pozytywnych ocenach pracownicy chodzą do sądu, bo jakiś element im nie odpowiada, i nie ma w tym nic złego. Sąd jest w demokratycznym państwie prawa legitymizowanym, cywilizowanym sposobem rozwiązywania sporów między pracodawcą a pracownikiem. Ocen okresowych dokonuje bezpośredni przełożony, a szef służby cywilnej tworzy tylko ramy prawne. Jestem jednak przeciwny wprowadzaniu limitów ocen na konkretnym poziomie, a takie pomysły się czasem pojawiają. Zgodnie z prawem to bezpośredni przełożony ocenia swoich pracowników i nie można mu narzucić, że np. 10 proc. pracowników musi ocenić negatywnie. To byłby absurd. W departamencie prawnym, w którym byłem zastępcą dyrektora, nikt z pracowników nie zasługiwał na negatywną ocenę. Z osobami, które potencjalnie zasługiwały na taką notę, po prostu już wcześniej się rozstaliśmy. Zostali tylko ci, którzy pracują dobrze lub bardzo dobrze.
Urzędnicze związki zawodowe domagają się powstania zespołu ds. służby cywilnej przy Radzie Dialogu Społecznego lub nawet przy kancelarii premiera. Czy coś już wiadomo w tej sprawie?
Rozmawiałem o tym z przedstawicielami związków zawodowych na naszym ostatnim spotkaniu. Informowali mnie, że wystąpili z inicjatywą utworzenia zespołu branżowego. Być może będzie on działał przy szefie KPRM. Zespół ten obejmowałby administrację rządową albo nawet całą administrację. Rada Dialogu Społecznego może zdecydować o formie współpracy administracji (premiera, szefa kancelarii i szefa służby cywilnej) i strony społecznej. Jeśli taki zespół jednak nie powstanie, to jesteśmy otwarci na inne formy współpracy i będziemy organizować ją w inny sposób.