Dopóki nie zwalczymy w administracji wszechobecnego nepotyzmu i kolesiostwa, dopóty trudno będzie dyskutować o jakichkolwiek zmianach systemowych - przekonuje Robert Barabasz, szef Sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ „Solidarność”.
Co pan widzi złego w tym, aby trzynastka były włączone do funduszu wynagrodzeń?
Niech rząd zapewni swoim urzędnikom godne wynagrodzenie! Powiedzmy na poziomie przeciętnego wynagrodzenia w administracji Unii Europejskiej, a wtedy nie będziemy protestować przeciwko takiemu rozwiązaniu! Dziś większość szeregowych urzędników w Polsce, wykonujących rzetelnie i odpowiedzialnie swoją pracę, otrzymuje żenująco niskie wynagrodzenie. Kwota 2200 – 2500 zł brutto wystarcza do połowy miesiąca. Ponadto jestem przekonany, że jeśli ten pomysł wejdzie w życie, pociągnie za sobą likwidację trzynastek w całej budżetówce.
Jest też propozycja likwidacji dodatku stażowego w zamian za wyższe wynagrodzenie zasadnicze w sytuacji bardzo dobrej oceny okresowej. Czy to rozwiązanie nie będzie bardziej motywujące dla urzędników?
Ale co ma być motywujące? Przerzucanie środków z jednego paragrafu do drugiego? Czy zabranie 20 proc. środków pracownikom o największym doświadczeniu i rozdzielenie ich pozostałym kogokolwiek zmotywuje? A nie wydaje się panu, że to jest niezgodne z konstytucją, a dokładniej – z ochroną praw nabytych? Mam zasadnicze wątpliwości w tej materii. Choć jest tu pole do dyskusji – otóż najpierw należy automatyczne zaliczyć obecny staż do podstawy wynagrodzenia i dopiero wtedy można ewentualnie zlikwidować dodatki stażowe. Wówczas prawa nabyte urzędników nie byłyby naruszone.
A co myśli pan o zastąpienie nagród jubileuszowych tzw. bonusami za lojalność?
Bonusy to są w loterii, a my rozmawiamy o pracownikach i ich wynagrodzeniu za pracę. Ponadto narzuca się inne pytanie. O jakiej lojalności mówimy? Wobec kierownictwa urzędu, dyrektora, partii czy lojalność wobec państwa? Niestety, nie żyjemy w idealnym świecie. Może obecne rozwiązanie nie jest doskonałe, ale najbardziej sprawiedliwe. Wolę ten automatyzm niż „wicie rozumiecie towarzysze, hmmmm, wydaje mi się, że Kowalski to nas nie lubi i na nagrodę jubileuszową nie zasługuje”. Pracuję w administracji 30 lat i wiem, na czym polega uznaniowość w urzędach. Mam wrażenie, że minister Claudia Torres-Bartyzel spodziewała się, że Platforma Obywatelska będzie rządziła wiecznie.
Jednak propozycja określenia kryteriów uprawniających do wyższego wynagrodzenia w rozporządzeniu prowizyjnym wydaje się sensowna. Chyba najwyższa pora, aby wynagrodzenie urzędnika było uzależnione od jego zaangażowania w pracy?
Powiela pan nieprawdziwe stereotypy o urzędnikach. Ale powiem tak: w każdej dziedzinie życia – czy to w szkole, w zakładzie pracy, partii czy to w innej organizacji, mamy do czynienia z wybitnymi i ponadprzeciętnymi jednostkami, które stanowią około 5 proc. ogółu i mają największe szanse stać się naturalnymi liderami, kierownikami, prezesami czy nawet premierami. Na drugim biegunie znajdują się lenie, nieroby i cwaniaki, których też może być z 5 proc. Jednak nierzadko zdarza się, że ci ludzie mają protekcje polityczne, znajomości i wchodzą na tak zwaną szybką ścieżkę awansu i też stają się kierownikami, prezesami czy nawet premierami. I dzieje się tak, mimo równego rodzaju systemów ocen i opinii. I w tym miejscu trzeba wspomnieć o tych 90 proc. szarych, zwykłych pracownikach, bez których to państwo by nie funkcjonowało, a bez wymienionych wcześniej da sobie znakomicie radę. Jestem zwolennikiem prostych zasad: za pracę godna płaca, za taką samą pracę porównywalna płaca, sprawiedliwe zasady naboru i awansu. Dopóki nie zostaną spełnione te proste zasady, dopóki nie zwalczymy w administracji wszechobecnego nepotyzmu i kolesiostwa, dopóty trudno będzie dyskutować o jakichkolwiek zmianach i nowych rozporządzeniach. Wszak papier przyjmie wszystko.
Czy w takim razie coś zmieniłby pan w obecnym systemie wynagradzania?
Wynagradzanie w administracji powinno opierać się na rzetelnym wartościowaniu pracy na każdym szczeblu zarządzania oraz być powiązane z oceną pracownika. Należy zlikwidować kominy płacowe dla kadry kierowniczej, a także dodatki służby cywilnej na rzecz dodatków zadaniowych. W opracowaniach i zestawieniach statystycznych należy rozdzielić wynagrodzenia wyższej kadry od wynagrodzeń pracowników. Właśnie uśrednianie tych wynagrodzeń zamazuje rzeczywisty obraz sytuacji w tej materii. Jestem za całkowitą jawnością wysokości wynagrodzeń w administracji, które przypomnę są ze środków publicznych.
A jak pan się zapatruje na propozycje zmian w systemie oceniania?
Wprowadzone zmiany w systemie oceniania są kosmetyczne i w zasadzie niewiele zmieniają. W dalszym ciągu jest to papierkowa robota dla kierowników i strata czasu, a także środków. Przypomnę tylko, że każdego roku pracownicy podlegają co najmniej dwukrotnej ocenie podczas przyznawania nagród. Dodam, że w moim urzędzie przeszkolono niedawno w tym zakresie wszystkich kierowników – kilkadziesiąt osób – na miejscu i za darmo. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że po cyklu szkoleń dla kierowników zorganizowano oddzielne szkolenie dla 20 dyrektorów w ekskluzywnym hotelu. Całkowity koszt szkolenia to około 24 tys. zł. Jeśli wspomniane zmiany pociągnęłyby takie koszty w pozostałych urzędach, to mamy odpowiedź, po co się je wprowadza i gdzie należy szukać środków na podwyższenie wynagrodzeń dla pracowników.
W raporcie szefa służby cywilnej mówi się też o zaostrzeniu warunków przyznawania kolejnych stopni, choć równolegle nie ma zgody na zrezygnowanie z obligatoryjnego ich otrzymywania.
System awansu został wymyślony w celu wyciągnięcia jak najwyższych profitów dla elity. Z założenia kiedyś taką elitą mieli być absolwenci KSAP. I to było czytelne – wysokokwalifikowani absolwenci studiów kierunkowych kończyli studia KSAP. Dziś niestety elitarność tych urzędników przybladła. Mamy rzeszę urzędników mianowanych – po egzaminie – którzy tak naprawdę już o nic nie muszą się starać. Dwie oceny pozytywne oznaczają automatyczny awans na kolejny stopień i automatyczną podwyżkę bez dodatkowej pracy. Coś tu jest nie tak. Jak już podkreślałem, jestem zwolennikiem likwidacji dodatku służby cywilnej oraz dodatkowych urlopów na rzecz dodatków zadaniowych. Idzie o to, by płacić za pracę, a nie za zdany egzamin.
A pomysł otwarcia się na rynek prywatny, np. zatrudnienie na stanowisku dyrektora menedżera bez doświadczenia w administracji?
Według mnie to najbardziej kontrowersyjny pomysł świadczący o politycznym aspekcie tego raportu. Ewidentny ukłon w stronę władzy. I nie ma to żadnego znaczenia, czy jest to ukłon w stronę starej władzy, czy też nowej.
Czy dopatruje się pan tam czegoś pozytywnego w raporcie OSR– EX Post, w którym oceniono dotychczas obowiązujące przepisy dotyczące służby cywilnej i na tej podstawie zaproponowano nowe rozwiązania?
Nie. Gdyby wprowadzić te pomysły w życie, część wspomnianych szaraków zatrudnionych w administracji, stanowiących 80 proc. ogółu pracowników, utraciłaby kolejne 30 proc. dochodów. Przypomnę tylko, że na skutek zamrożenia płac w budżetówce nastąpił realny spadek dochodów o 25 proc. Są pewne granice, po przekroczeniu których rodzi się bunt społeczny.
A jak wygląda obecnie podział pieniędzy na podwyżki w urzędach? Czy ma pan jakieś sygnały i obawy?
W większości urzędów nagrody prawdopodobnie zostały już wypłacone na święto Służby Cywilnej, które przypada 11 listopada. Ale to nie był główny powód wyznaczenia terminów wypłat. Dysponenci – dyrektorzy generalni obawiali się, że te pieniądze przejdą im koło nosa, bo w grudniu prawdopodobnie podlegaliby ocenie innych szefów. A tak przytulili na otarcie łez od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych – oczywiście z obszernym, pisemnym uzasadnieniem.