Szef resortu obrony narodowej wydał rozporządzenie, które umożliwia rezerwistom zdobycie dodatkowych kwalifikacji na koszt wojska. Na razie nikt z niego nie skorzysta, bo brakuje pieniędzy.
Zdobywanie kwalifikacji za pieniądze z wojska / Dziennik Gazeta Prawna
Armia chce pozyskać chętnych do służby m.in. w Narodowych Siłach Rezerwowych. Ostatni pomysł dotyczy oferowania ze strony wojska pomocy finansowej w zdobyciu kwalifikacji przydatnych w tej służbie. Na przykład jeśli ochotnik po odbyciu przeszkolenia wojskowego zdecyduje się na przydział kryzysowy i podpisze trzyletni kontrakt w Narodowych Siłach Rezerwowych, to w zamian może liczyć na zrobienie na koszt armii prawa jazdy. Takie m.in. rozwiązania przewiduje rozporządzenie ministra obrony narodowej z 23 czerwca 2015 r. w sprawie kwalifikacji żołnierzy rezerwy przydatnych w Siłach Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej (Dz.U. poz. 948). Dokument ten 18 lipca wszedł w życie.
Na razie nikt nic nie wie
Choć nowe regulacje obowiązują już trzy tygodnie, to trudno czegokolwiek się dowiedzieć na ten temat w wojskowych komendach uzupełnień. Co więcej, nie brakuje też komend, które w ogóle nie wiedzą o istnieniu takiego rozporządzenia. Pracownik Wojskowej Komendy Uzupełnień w Żaganiu przyznał, że nie słyszał o takim akcie prawnym, ale obiecał, że sprawdzi i uzupełni swoją wiedzę.
Podobna sytuacja jest w innych komendach.
– Nic nie wiem o takim akcie, ale proponowane rozwiązanie powinno się cieszyć dużym powodzeniem wśród ochotników. Jednak chętni będą musieli poczekać, aż zapoznamy się z tym rozporządzeniem – tłumaczy Witold Rogala, rzecznik prasowy w Jarosławiu.
Przypomina, że szkolenie na koszt wojska funkcjonowało jeszcze przed wprowadzeniem armii zawodowej i było skierowane do osób odbywających zasadniczą służbę wojskową.
– Wtedy program ten był bardzo popularny u młodych żołnierzy – dodaje.
Zapytaliśmy wojewódzkie sztaby wojskowe, dlaczego podległe im WKU nie są na bieżąco z nowymi rozwiązaniami, które wprowadza resort obrony narodowej.
– Musimy dać sobie trochę czasu, aby zapoznać się z tymi regulacjami. Obecnie nie zgłaszają się do nas osoby, które chciały wstąpić do NSR w zamian za sfinansowanie im zdobycia określonego uprawnienia – przekonuje mjr Sławomir Grzędzielewski, rzecznik prasowy z Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego we Wrocławiu. – A kto ma za takie działania zapłacić – pyta po chwili mjr Grzędzielewski.
Podkreśla, że administracja wojskowa działa według planu ustalonego odgórnie przez resort obrony narodowej.
Nie docierają do rezerwy
Byli mundurowi problem widzą nieco inaczej.
– Ze strony WKU nie ma żadnego kontaktu z rezerwistami, a na stronach internetowych komisji są często nieaktualne informacje. Trudno szukać tam opisu nowego rozporządzenia, dzięki któremu byli żołnierze mogliby zdobyć dodatkowe kwalifikacje – wskazuje mjr Grzegorz Leśniewski, prezes Stowarzyszenia Absolwentów Liceów Wojskowych SALW–a.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby nawet rezerwiści chcieli wstąpić na trzy lata do NSR ze względu na możliwość zdobycia kwalifikacji i ze strony pracowników WKU spotkaliby się z błędną informacją na ten temat – dodaje.
W ocenie byłych żołnierzy reforma wojskowej administracji terenowej i likwidacja części komend, a także zwalnianie pracowników doprowadziło do tego, że trudno cokolwiek dowiedzieć się w tego typu instytucjach. Rezerwiści wskazują, że chętnie zgłaszaliby się do NSR, gdyby WKU o takich zmianach powiadamiało ich listownie, e-mailowo, a nawet telefonicznie.
Brak limitów i pieniędzy
Z informacji DGP wynika, że komendanci WKU do tej pory nie otrzymali wytycznych odnośnie do ewentualnych limitów osobowych i finansowych. A dopiero na ich podstawie można zawierać umowy na dofinansowanie określonych kursów i szkoleń z byłymi żołnierzami.
– Jak mam rozmawiać z rezerwistami o dodatkowych kwalifikacjach, skoro nie mam informacji, czy w ogóle na naszym terenie będzie istniała możliwość ich zdobycia zgodnie z rozporządzeniem ministra – zastanawia się major z WKU w woj. mazowieckim.
– Co prawda dowódcy sygnalizują nam od lat, że brakuje im kierowców ciężarówek czy też ratowników medycznych – dodaje.
– Limitów finansowych ani osobowych w tym roku nie ustalono z uwagi na zakończenie planowania budżetowego przed wejściem w życie wspomnianego rozporządzenia – tłumaczy płk Jacek Sońta, rzecznik prasowy MON.
Dodaje, że określenie tych limitów i zaplanowanie środków budżetowych może nastąpić dopiero po ustaleniu potrzeb sił zbrojnych w zakresie specjalności wojskowych określonych w rozporządzeniu. Ma to nastąpić w następnym okresie planowania budżetowego, czyli dopiero za rok.
Komendanci, którzy zapoznali się z nowym rozporządzeniem, przyznają, że będą mieli wiele problemów z jego stosowaniem. Dotyczy to zarówno spraw o charakterze organizacyjnym, jak i prawnym. W tym pierwszym przypadku to dowódca musi przyznać, że chce na określony etat NSR w jednostce przyjąć żołnierza rezerwy z określonymi kwalifikacjami.
– Komendant będzie więc musiał się dogadać z dowódcą jednostki i zablokować miejsce dla żołnierza, który po zdobyciu kwalifikacji podpisze kontrakt do NSR. Przy czym, o ile czas oczekiwania na wykwalifikowanego kierowcę może wynieść pół roku, to na ratownika medycznego już trzy lata. Bo tyle trwa wykształcenie tego drugiego specjalisty – wylicza major z WKU w woj. mazowieckim.
Wątpliwości dotyczą też tego, co będzie w sytuacji, gdy kandydat nie przejdzie badań psychologicznych i nie będzie się nadawał na kierowcę. W rozporządzeniu nie ma informacji, że przed podpisaniem umowy szkoleniowej wojsko powinno ocenić, czy zainteresowany ma predyspozycje do zajmowania takiego stanowiska.
MON jednak nie widzi tu problemu.
– Nieuzyskanie przez żołnierza rezerwy kwalifikacji będzie skutkowało poniesieniem przez zainteresowanego kosztów tego szkolenia – stwierdza płk Jacek Sońta.