Najpierw, tuż po wyborach, były podwyżki. Teraz radni tną wynagrodzenia wójtów i burmistrzów.
Maksymalne miesięczne wynagrodzenie / Dziennik Gazeta Prawna
Ile mogą zarobić włodarze / Dziennik Gazeta Prawna
W Gorzowie Śląskim opozycyjni radni, dysponujący jednak większością głosów, obniżyli burmistrzowi Arturowi Tomali pensję o 3163 zł. W efekcie zarabia teraz 6337 zł brutto.
Niech sobie zasłuży
Radni twierdzą, że jeśli będzie dobrze wykonywał swoje obowiązki, z czasem dostanie podwyżkę. Nie przekonało ich to, że Tomala pełni swoją funkcję od 12 lat. Burmistrz uważa, że sprawa ma charakter polityczny.
– To odwet. Nie zgodziłem się na propozycję radnych, by moim zastępcą została osoba z ich ugrupowania. Nie mamy w urzędzie etatu wiceburmistrza i nie potrzebujemy go – twierdzi Artur Tomala. Oddał już sprawę do sądu administracyjnego, jednak okazało się, że powinien ją skierować do sądu pracy.
– Jeszcze nie wiem, czy to zrobię. Chcę przede wszystkim udowodnić radnym, że dobrze pracuję – komentuje. Podobny konflikt toczy się w Chrzanowie. Tam radni obniżyli wynagrodzenie burmistrza z 11,5 tys. zł brutto do połowy tej kwoty. W maju burmistrz Marek Niechwiej wezwał radę miejską do „usunięcia naruszenia prawa”. Ta ani myśli to zrobić.
Radni w podjętej niedawno uchwale ocenili, że podniesiony przez burmistrza zarzut „lakoniczności uzasadnienia” (dla cięcia pensji – red.) i „niewykazania uchybień” to tylko polemika ze stanowiskiem wnioskodawców, którzy zaproponowali redukcję płacy. W nieoficjalnych rozmowach radni przyznają, że mniejsze pieniądze to forma kary za to, że w lutym br. policja przyłapała burmistrza na jeździe pod wpływem alkoholu.
Przykładów nie brakuje
Nie są to odosobnione przypadki. W tej, trwającej nieco ponad pół roku, kadencji do wojewody zachodniopomorskiego wpłynęło 90 uchwał w sprawie pensji wójtów, burmistrzów bądź prezydentów miasta. Z tego 19 dotyczyło zmniejszenia wynagrodzenia wypłacanego organom wykonawczym gmin.
W podkarpackim urzędzie wojewódzkim usłyszeliśmy, że na 160 gmin 39 postanowiło zmienić włodarzom płace. Urząd nie podaje jednak, w ilu przypadkach mowa o podwyżkach, a w ilu o redukcjach. Przedstawiciele wojewody tłumaczą, że wzrost lub obniżenie wynagrodzenia nie jest przedmiotem analizy, o ile mieści się w ustawowych widełkach. Z kolei na Dolnym Śląsku wojewoda badał już trzy uchwały, których celem było obniżenie wypłat dla dwóch wójtów i jednego burmistrza.
Dostawali za dużo
Okazuje się jednak, że redukcje wynikają nie tylko z lokalnych napięć, ale niekiedy są koniecznością, ponieważ wcześniej złamano prawo. W ustawie budżetowej na 2015 rok kwotę bazową dla osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe określono na 1 766,46 zł. Zatem wynagrodzenie wójta, burmistrza czy prezydenta nie może być w tym roku wyższe niż 12 365,22 zł (siedmiokrotność kwoty bazowej). Tymczasem Rada Miejska w Drawsku Pomorskim ustaliła pensję burmistrza na 12 540 zł (wynagrodzenie zasadnicze 6000 zł, dodatek stażowy 1200 zł, dodatek funkcyjny 2100 zł i dodatek specjalny – 3240 zł). – Tym samym przekroczony został dopuszczalny limit – mówi Piotr Pieleszek z urzędu wojewódzkiego w Szczecinie.
Podobne sytuacje miały miejsce w woj. małopolskim. – Mieliśmy w tej kadencji kilka przypadków obniżenia wynagrodzenia wójtowi. W jednym zawnioskował o to sam organ wykonawczy, w trzech pierwotne wynagrodzenie przekraczało siedmiokrotność kwoty bazowej określonej w ustawie budżetowej dla osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. W tych przypadkach rady skorygowały błąd we własnym zakresie, doprowadzając do stanu zgodności z prawem – informuje Jan Brodowski, rzecznik wojewody małopolskiego.
Złe świadectwo
Zdaniem Macieja Rapkiewicza, eksperta od finansów publicznych z Instytutu Sobieskiego, tego typu sytuacje w ogóle nie powinny mieć miejsca w administracji. – To bardzo dziwne, bo przecież zajmowanie określonych pozycji w samorządach powinno wiązać się ze znajomością prawa. Poza tym w gminach często pracują prawnicy, którzy odpowiadają za kontrolę merytoryczną podejmowanych uchwał. Skoro mimo to takie sytuacje się zdarzają, to wygląda na to, że podatnicy w niektórych przypadkach utrzymują z własnych pieniędzy niekompetentne osoby – ocenia ekspert.