Pracodawcy coraz częściej rezygnują ze statusu zakładu pracy chronionej. Tłumaczą to systematycznym obniżaniem wysokości dofinansowania do pensji niepełnosprawnych pracowników.

Tymczasem, jak podkreśla Krzysztof Tokarz - prezes zatrudniającej cztery tysiące osób firmy Specjał, przy braku rzeczywistego wsparcia, prowadzenie ZPCH-u zupełnie się nie opłaca. Jak wyjaśnia dopłaty do absolwentów szkół czy osób 50 + z urzędów pracy czy ze środków unijnych są dużo wyższe niż do osób niepełnosprawnych, które są mniej wydajne i częściej korzystają ze zwolnień lekarskich.

Polska Organizacja Pracodawców Osób Niepełnosprawnych zaapelowała do rządu o przeprowadzenie zmian, które mają wpłynąć na to, że pracodawcy nie będą rezygnować ze statusu zakładu pracy chronionej. Jak zaznaczył prezes POPON Jan Zając taka rezygnacja jest obecnie bardzo powszechna. Przypomniał, że w okresie apogeum zakładów pracy chronionej, było ich 3 400. Dzisiaj jest to niewiele ponad 1200. Dodał, że to są przecież firmy, które funkcjonują na rynku, konkurują z innymi uczestnikami tego rynku i muszą kalkulować swoje koszty. Tymczasem mają dużo większe obowiązki niż firmy na otwartym rynku pracy. Wśród nich obowiązek zatrudniania 50 procent osób niepełnosprawnych, w tym 20 procent to muszą być osoby ze schorzeniami szczególnymi lub szczególnie poszkodowane przez los. Ta grupa, jako mniej efektywna w działaniach firmy, na otwartym rynku pracy zazwyczaj traci zatrudnienie.

Prezes Zając zwrócił uwagę, że to właśnie zakłady pracy chronionej ponoszą ciężar związany z rehabilitacją zawodową osób niepełnosprawnych i powinny być otoczone szczególną troską państwa.