Umowy śmieciowe są w Polsce poważnym problemem dlatego, że są wykorzystywane niezgodnie ze swoim celem. Tymczasem dla pewnych grup osób umowa zlecenie i o dzieło może być bardziej korzystna niż umowa o pracę.

Dane są niepokojące - według wyliczeń DGP, co szósty Polak pracuje na śmieciówce>>

Z kolei zgodnie z obliczeniami Eurostatu, niemal co czwarty pracownik w Polsce zatrudniony jest na umowie tymczasowej, co daje nam najwyższy wskaźnik tego typu form zatrudnienie w Unii Europejskiej. Co więcej, niemal połowa z nich - czyli ponad milion osób - pracuje w oparciu o umowy cywilnoprawne, wykonując jednocześnie pracę na pełen etat, ale będąc pozbawionym należnego im w tym wypadku zestawu świadczeń i praw pracowniczych.

Te dane dopełniają kontrole Państwowej Inspekcji Pracy, które wykazały, że co siódma terminowa umowa o pracę w Polsce jest zawierana na okres ponad 5 lat, a co czwarta - na co najmniej trzy lata. Niektóre z nich są podpisywane na 10, a nawet 20 lat. Według inspekcji, nawet około 900 tys. osób może pracować na czas określony, choć w większości powinny mieć stały kontrakt.

Związki zawodowe od dawna protestowały przeciwko tym patologiom, argumentując, że nie ma różnic pomiędzy pracą na śmieciówce a zatrudnieniem na czarno (w obydwu przypadkach pracownik jest pozbawiony większości praw), a pracodawca, który wykorzystuje w ten sposób pracownika, pokazuje mu, że traktuje go jak śmiecia. Dlatego związki domagały się oskładkowania i opodatkowania śmieciówek na takich samych zasadach jak umowy etatowe.

Związki szacują zresztą, że problem śmieciówek może dotyczyć nawet 4 milionów osób, co miał potwierdzić premier Donald Tusk, który w swoim tzw. drugim exposé powiedział, że ponad 5,5 miliona ludzi nie płaci lub płaci zaniżone składki na ubezpieczenia i obciążenia podatkowe. Były już premier ogłosił zresztą rok 2014 "początkiem końca śmieciówek". Na początek obiecał oskładkowanie umów-zleceń i rządowe zmiany poparł Sejm. Rząd zaproponował również zmiany w Kodeksie pracy, mające na celu walczyć z nadużywaniem zatrudnienia na czas określony - miałby obowiązywać maksymalny limit trwania takich kontraktów>>

Każda umowa do czego innego

Co ważne, żadna ze stron nie proponuje likwidacji żadnego typu umów, problemem jest bowiem nie sama forma, ale sposób jej wykorzystania przez pracodawcę.

Jako najkorzystniejsza dla pracownika jest uznawana umowa o pracę, która pozwala osobie zatrudnionej korzystać z ochrony i licznych przywilejów Kodeksu pracy, w tym prawa do płatnego urlopu, płacy minimalnej, ochronnych okresów wypowiedzenia, możliwości dochodzenia swoich praw w sądzie pracy, a w razie utraty pracy – zasiłku dla bezrobotnych. Pracodawca w przypadku takiego pracownika jest także zobowiązany do opłacania składek na ubezpieczenie społeczne.

Umowa o pracę bardzo silnie wiąże pracownika z pracodawcą, co może nie opłacać się obydwu stronom, dlatego ustawodawca wprowadził kilka umów pośrednich: umowę na okres próbny, umowę na czas wykonania określonej pracy oraz umowę na zastępstwo oraz umowę o pracę na czas określony. Na czym dokładnie polegają te umowy, przeczytasz tutaj>>

Założeniem ustawodawcy było więc wprowadzenie umów czasowych jako formy dodatkowej, usprawiedliwionej choćby możliwością sprawdzenia umiejętności danego pracownika. Jednak polscy pracodawcy nadużywają umowy na czas określony - na co zwrócił uwagę między innymi rząd i związki, i co potwierdzają dane PIP - mającej w założeniu prowadzić do podpisania umowy na czas określony i wykorzystują fakt, że Kodeks pracy nie określa, ile powinna trwać tego typu umowa, w efekcie część osób pracuje na niej latami.

Korzyści (i wady) umowy zlecenia i umowy o dzieło

Podobnie niewłaściwie wykorzystywane są umowy zlecenia i o dzieło, pomyślane przez ustawodawcę w konkretnym celu. Grzegorz Baczewski zwraca uwagę, że potoczna nazwa "śmieciówki" jest nieodpowiednia w ich przypadku. "Są grupy osób, specjalistów, którzy bardzo dobrze zarabiaj na przykład na umowach o dzieło, a decydują się na nie ze względu na elastyczność pracy czy mniejsze składki. Ten typ umowy pasuje do pewnych zawodów" - zauważa dyrektor Departamentu Dialogu Społecznego i Stosunków Pracy w Konfederacji Lewiatan.

Umowy te nie są zresztą właściwie formalnie umowami o pracę, ale umowami o świadczenie usług i swoje umocowanie prawne mają w Kodeksie cywilnym.

Zawierając umowę zlecenia pracownik zobowiązuje się do dokonania określonej czynności prawnej na rzecz pracodawcy, przy czym rezultat nie jest tutaj elementem koniecznym - liczą się działania w celu jego osiągnięcia. Takie usługi wykonują na przykład informatycy-programiści lub inne osoby realizujące prace projektowe, które nie wymagają nadzoru oraz określonego miejsca i czasu wykonania zdania.

Praca na zlecenie zapewnia dużą samodzielność, nie wymaga bowiem ciągłego nadzoru pracodawcy i stwarza możliwość samodzielnego wykonania pracy, którą (o ile zapisy nie stanowią inaczej) można zakończyć niemal natychmiast. "Umowa o dzieło lub umowa zlecenia daje dużą niezależność. Strony mogą ze sobą współdziałać, ale zamawiający lub zleceniodawca nie może wydawać drugiej stronie żadnych poleceń. Strony nie mogą wyjść poza zakres czynności określonych w umowie. Nie ma obowiązku dbałości o dobro firmy i na przykład pracy w godzinach nadliczbowych lub wykonywania innych czynności odpowiadających kwalifikacjom, w razie szczególnych potrzeb pracodawcy" - tłumaczy dr Monika Gładoch, ekspert organizacji Pracodawcy Rzeczypospolitej Polskiej.

Do tego dochodzą niższe koszty zatrudnienia, co pozwala na wypłatę wyższego wynagrodzenia. Przy zleceniu, jeśli zatrudniony ma podpisaną umowę o pracę, to od zlecenia pod pewnymi warunkami nie trzeba odprowadzać części składek na ubezpieczenie społeczne (ale można opłacać je dobrowolnie), a studenci do 26. roku życia są z nich w ogóle zwolnieni.

Sytuacja komplikuje się, jeśli nie chodzi o wykwalifikowanego specjalistę, ale osobę, której pracodawca nie postawił wyboru i na zleceniu pracuje ona w pełnym wymiarze godzin w miejscu pracy. W Polsce powszechne jest także odpisywanie z pracownikiem dwóch umów zlecenia - jednej bardzo niskiej, a drugiej na pozostałą sumę, bowiem składki trzeba odprowadzać tylko od jednej z nich. I dlatego rząd chce uszczelnić system i obowiązkowymi składkami rentowymi i emerytalnymi obciążyć wszystkie umowy zlecenia do sumy równej co najmniej wynagrodzeniu minimalnemu.

Ponadto od zlecenia nie trzeba opłacać składki chorobowej, co jest problemem dla osób, które nie podlegają ubezpieczeniu chorobowemu z innych tytułów. Pracownik nie jest też chroniony przez Kodeks pracy, nie przysługują mu więc między innymi świadczenia za czas przestoju, choroby, macierzyństwa. Jeżeli zleceniobiorca wyrządzi szkodę pracodawcy, odpowiada całym swoim majątkiem. Ponadto praca na umowie zleceniu nie wlicza się do stażu pracy. Wreszcie - tak jak pracownik może łatwo rozstać się w tym wypadku z firmą, tak pracodawca może również bardzo łatwo pozbyć się takiego podwładnego.

Zobacz, czym się różni umowa zlecenia od umowy o dzieło>>

Podobne zalety i wady charakteryzują umowę o dzieło, która różni się od zlecenia tym, że przyjmujący zamówienie zobowiązuje się do wykonania oznaczonego dzieła, a zamawiający - do zapłaty wynagrodzenia. Umowa musi więc w tym wypadku prowadzić do osiągnięcia konkretnego materialnego lub niematerialnego efektu, za który przyjmujący zamówienie otrzymuje zapłatę.

Ten typ umowy jest wykorzystywany zazwyczaj przy zapotrzebowaniu na konkretne dzieła, na przykład sporządzenie projektu architektonicznego czy napisanie programu komputerowego. Główną korzyścią jest w tym wypadku wynagrodzenie - nie trzeba bowiem w tym wypadku opłaca żadnych składek ZUS, zarówno na ubezpieczenia społeczne, jak i ubezpieczenie zdrowotne (chyba, że umowa o dzieło jest zawarta z własnym pracownikiem lub jest wykonywana na rzecz pracodawcy, wówczas składki opłaca się jak od pracownika).

Podobnie jak w przypadku zlecenia, nie mają w wypadku tej umowy zastosowania przepisy chroniące praw pracowników, takie jak prawo do dni wolnych czy ochrona wynagrodzenia. Co więcej, wykonujący nie ma prawa do żadnych świadczeń wynikających z ubezpieczeń, także chorobowego (nie może bowiem ubezpieczyć się dobrowolnie).

Co z samozatrudnieniem?

Umowa o dzieło i zlecenia są nazywane samozatrudnieniem, jednak termin ten właściwy wydaje się wobec osób prowadzących działalność gospodarczą, uregulowaną w ustawie o swobodzie działalności gospodarczej.

Indywidualna działalność gospodarcza to podjęcie działalności na własny rachunek oraz własne ryzyko. Głównym plusem są niższe stawki podatkowe (karta podatkowa oraz ryczałt) oraz możliwość zaoszczędzenia na podatku dochodowym (można wpisać wydatki związane ze świadczoną pracą w koszty swojej działalności). Do tego dochodzi fakt, że obowiązkowe składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne płaci się nie od pełnego dochodu, ale można je regulować od deklarowanej podstawy wymiaru, czyli 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia.

Minusem - podobnie jak w przypadku umowy zlecenia i o dzieło - jest brak przywilejów i ochrony kodeksowej.

Samozatrudnienie oznacza także niższe koszty dla pracodawcy, dlatego często zmuszają oni pracowników do założenia własnej działalności, podczas gdy osoby te świadczą dla pracodawcy pracę jak poprzednio - pełnoetatową - dlatego związki mówią o tej formie pracy "pseudosamozatrudnienie".

Czy w Polsce ktoś korzysta ze śmieciówek?

Umowy tymczasowe mogą odgrywać pozytywną rolę na rynku pracy, ułatwiając zatrudnienie młodzieży, pracowników o niskich kwalifikacjach, starszych pracowników i ogólnie osoby o słabszej pozycji na rynku pracy. Przyczyniają się w ten sposób do promocji zatrudnienia, umożliwiają nabycie doświadczenia młodym pracownikom, którzy dopiero wchodzą na rynek pracy i pomagają na przykład kobietom, zainteresowanych pracą w niepełnym wymiarze godzin.

I w Polsce część starszych pracowników deklaruje, że jest zatrudniona na takich umowach z wyboru. Jednak pozostałe grupy już go nie mają, a śmieciówki są dla nich pułapką - nisko płatne zajęcia nie zapewniają im praktycznie żadnego bezpieczeństwa zatrudnienia. Co więcej, firmy nie mają w ich wypadku żadnej motywacji do tego, by inwestować w szkolenia czy rozwijanie umiejętności pracowników. Zamiast wymiaru praktycznego, umowy śmieciowe w Polsce często są więc wyłącznie sposobem dla pracodawcy na pozyskanie taniego pracownika.