Ponad 22 tys. zł kosztowało średnio w 2013 r. wyciągnięcie Polaka z bezrobocia za pieniądze Funduszu Pracy (FP). W 2013 r. FP opiewał na 3,3 mld zł, o 27 proc. więcej niż w 2012 r. Ministerstwo chwali się, że dzięki tym pieniądzom na rynek pracy wróciło 149,7 tys. bezrobotnych, to o 7,5 proc. więcej niż rok wcześniej.
Wydatki z Funduszu Pracy / DGP
Analitycy przekonują jednak, że to kreatywna księgowość, bo skuteczność wyciągania z bezrobocia nie jest wystarczająco weryfikowana.
– Pytanie, na jak długo po stażu zatrudniony jest stażysta i na ile same szkolenia okazują się przydatne – podkreśla dr Grażyna Spytek-Bandurska z Lewiatana i Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego.
Pomocy z FP udzielano zarówno ludziom młodym, jak i osobom powyżej 50. roku życia, mieszkańcom wielkich miast i terenów wiejskich, długotrwale bezrobotnym i tym, którzy właśnie tracili pracę. Resort podkreśla, że na koniec 2013 r. udało się zatrzymać stopę bezrobocia na poziomie 13,4 proc.
Najwięcej pieniędzy z funduszu wydano na staże – 1,2 mld zł – i na dotacje dla osób rozpoczynających działalność gospodarczą – 880 mln zł, przy czym maksymalna kwota na jedną osobę (bez orzeczenia o niepełnosprawności) mogła sięgnąć ponad 22 tys. zł.
Pieniądze trafiły też na doposażenie stanowisk pracy, było to około 455 mln zł, oraz na szkolenia – 213 mln zł. Gdyby podzielić koszty szkoleń przez liczbę ich uczestników, to okaże się, że jedno kosztowało średnio 2,5 tys. zł. Największą popularnością cieszyły się te z usług transportowych, w tym kursy prawa jazdy, a także z zarządzania i administrowania oraz z zakresu architektury i budownictwa. W tych pierwszych szkoleniach wzięło udział ponad 15,7 tys. osób, w pozostałych – po 5–6 tys. bezrobotnych.
Środki na aktywizację bezrobotnych z Funduszu Pracy przeznaczono także np. na prace społecznie użyteczne. „Prawie 30 tys. bezrobotnych rozpoczęło też prace interwencyjne, niemal 33 tys. – roboty publiczne” – wyliczył resort pracy.

Jeśli musimy kupować miejsca pracy, to z głową

Ponad 3 mld zł z Funduszu Pracy w 2013 r. wydano sensownie – zapewnia rząd. Z kolei przedstawiciele pracodawców, z którymi rozmawialiśmy – jak zwykle zresztą – krytykują, że za pomocą tych pieniędzy napompowano niekorzystne statystyki. Analitycy chwalą jednak rosnącą pulę środków na staże i założenie własnej działalności gospodarczej – dzięki temu firma może poznać przyszłego pracownika, a pracodawca liczyć na dodatkowe środki. W 2013 r. zatrudnienie w czasie stażu i do 3 miesięcy po jego ukończeniu podjęło 130 tys. osób, czyli ponad 63 proc. tych, które je ukończyły. W porównaniu do 2012 r. to wzrost efektywności o 8 pkt proc.
Część specjalistów jest jednak zdania, że pieniądze z Funduszu Pracy można by było wykorzystać lepiej. Jeśli ktoś dostanie np. dotację, musi prowadzić firmę co najmniej rok. A efektywność wydawanych pieniędzy mierzona jest tylko raz, i to po kwartale, wskazują. – Kluczowa jest weryfikacja tego, jak długo po stażu zatrudniony jest stażysta i na ile same szkolenia okazują się przydatne – przekonuje dr Grażyna Spytek-Bandurska z Lewiatana i Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego. Podkreśla, że nierzadko bezrobotni uczą się rzeczy nieprzydatnych pracodawcom. Na przykład chodzą na warsztaty florystyczne czy też szkolą się na fryzjera psów. Urzędy pracy nie biorą pod uwagę sytuacji na lokalnych rynkach pracy, choć Fundusz Pracy tworzony jest głównie z obowiązkowych składek odprowadzanych przez pracodawców za osoby podlegające ubezpieczeniu emerytalnemu i rentowemu.
Jak mówił przed kilkoma dniami minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, kluczem do przywrócenia bezrobotnego na rynek pracy ma być indywidualne podejście. Sejm uchwalił ustawę, która ma usprawnić działania urzędów pracy. Wśród nowych rozwiązań wymienia się: profilowanie bezrobotnych, specjalne programy dla młodych i osób po 50. roku życia, a także premiowanie urzędników za osiągane wyniki. Szef resortu liczy, że przyjęcie tej ustawy pomoże osiągnąć cel, jakim jest stopa bezrobocia pod koniec roku nie większa niż 13 proc.