Lokalni włodarze lobbują za zniesieniem ograniczeń w podejmowaniu przez nich zatrudnienia po zakończeniu kadencji. Ich zdaniem są zbyt restrykcyjne. Zgadza się z tym część posłów opozycji.
Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci wybrani w wyborach bezpośrednich w 2002, 2006 i 2012 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Choć wybory samorządowe odbędą się dopiero w listopadzie, to w regionach już daje się odczuć napięcie. Opierając się na danych wyborczych z kadencji 2002–2006 oraz 2006–2010, samorządowcy szacują, że nawet co trzeci wójt, burmistrz i prezydent miasta straci stanowisko. Część z nich po wielu latach sprawowania tej funkcji. Dlatego już teraz próbują zapewnić sobie miękkie lądowanie poza polityką.

Zakaz przez rok

Przepisy ustawy z 21 sierpnia 1997 r. o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 216, poz. 1584 z późn. zm.) nakładają na lokalnych włodarzy ograniczenie do roku zakazu podejmowania pracy w przedsiębiorstwach, wobec których podejmowali oni rozstrzygnięcia administracyjne. Nie dotyczy to tylko decyzji w sprawie ustalenia wymiaru podatków i opłat lokalnych, z wyjątkiem tych o ulgach i zwolnieniach.
Zdaniem Marka Mirosa, wiceprezesa Związku Miast Polskich (ZMP), to pozbawianie samorządowców praw obywatelskich. – Każdy z nas kiedyś kończy swoją misję i chce normalnie żyć – przekonuje.
Lokalni włodarze twierdzą, że Polska jest wyjątkowo restrykcyjna, jeżeli chodzi o ograniczenia przy podejmowaniu pracy po zakończonej karierze samorządowej.
– Mamy ich więcej niż w innych państwach europejskich. W Niemczech w Dolnej Saksonii, gdzie kadencja jest dłuższa niż u nas, takich obostrzeń nie ma – podkreśla prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza.
Samorządowców nie przekonują argumenty, że przepisy te mają charakter antykorupcyjny. Chodzi o to, by nie dopuścić do sytuacji, w której np. wójt faworyzuje przedsiębiorstwo, w którym potem będzie się starał o pracę.
– Podpisujemy dziennie tyle papierków, że czasem nawet nie wiemy, czego dotyczą. W dużych miastach samorządowiec jakoś sobie poradzi, ale w małych miejscowościach rynek pracy jest ograniczony i po ukończonej kadencji trudno znaleźć zatrudnienie – mówi jeden z lokalnych włodarzy.

Szanse na reelekcję

Perspektywa utraty posady może dotyczyć co trzeciego samorządowca. Jak wyliczył Marek Miros z ZMP, wprowadzenie wyborów bezpośrednich na wójta, burmistrza i prezydenta miasta (a więc odpartyjnienie i niejako nadanie twarzy kandydatom) spowodowało 68-proc. powtarzalność na tych funkcjach w 2006 r. w stosunku do 2002 r. Podobnie było w kolejnych wyborach – w 2010 r. nastąpiła reelekcja prawie 65 proc. włodarzy wybranych w 2006 r.
Jak wynika z dalszych wyliczeń, żaden z prezydentów nie utrzymał się przez 6 kadencji. Burmistrzów, którzy nieprzerwanie pełnili swe funkcje w tym czasie, jest tylko 3,4 proc. (w co trzydziestym mieście). Wójtów jest nieco więcej, bo 10,8 proc. Łącznie jest 170 sześciokadencyjnych wójtów i 27 takich burmistrzów w niemal 2,5 tys. gmin (dane te nie dotyczą osób, które pełnią lub w międzyczasie pełniły funkcje posła, senatora, marszałka sejmiku, starosty itp. i musiały z mocy prawa lub z innych względów zrezygnować ze stanowiska w samorządzie gminnym).

Dojście do parlamentu

Samorządowcy w walce o swoje dalsze losy poza polityką zbliżyli się do SLD. Przygotowany przez posłów lewicy projekt nowelizacji ustawy o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne daje samorządowcom możliwość legalnego wykonywania w imieniu jednostki samorządu terytorialnego zarządzania lub przedstawicielstwa w organach stowarzyszeń i organizacji pozarządowych (bez gratyfikacji). ZMP chce namówić lewicę do wprowadzenia do projektu także zapisu znoszącego bariery dla byłych samorządowców szukających zatrudnienia.
– Projekt SLD stanowi dla nas drogę dojścia do parlamentu. Uwagi na ten temat zgłaszaliśmy od wielu lat, ale nigdy nie przekuło się to w inicjatywę ustawodawczą. Nie wyobrażam sobie, by można było to przeprowadzić w formie projektu obywatelskiego – mówi Ryszard Brejza.
Lewica wstępnie wyraziła zainteresowanie tym pomysłem. – Myślę, że propozycje samorządowców można uwzględnić. Ale trzeba to jeszcze omówić z klubem – zastrzega Eugeniusz Czykwin, poseł SLD.
Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji (MAiC) pomysłowi samorządów nie mówi stanowczego „nie”, ale zachowuje ostrożność. Wskazuje, że ewentualne uwzględnienie takiej propozycji wymagałoby stosownych zmian w ustawie o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne.
– Odnosi się ona do wielu grup osób pełniących funkcje publiczne, a więc nie tylko tych zatrudnionych w administracji samorządowej. Przepisy znajdują zastosowanie np. w przypadku dyrektorów generalnych, dyrektorów departamentów, zastępców oraz naczelników wydziałów w urzędach naczelnych i centralnych organów państwowych – zwraca uwagę rzecznik MAiC Artur Koziołek. – Mając to na uwadze, ewentualne korekty w tym zakresie musiałyby zostać poddane wnikliwej analizie odnośnie do skutków nowelizacji dla poszczególnych kategorii osób pełniących funkcje publiczne – dodaje rzecznik.