Żołnierze Narodowych Sił Rezerwowych zyskają pierwszeństwo zatrudnienia w samorządowych komórkach zajmujących się obronnością i zarządzaniem kryzysowym. Na niektórych stanowiskach w administracji będzie wymagane przeszkolenie wojskowe. Osoby je pełniące będą wspierać wójta np. w trakcie klęski żywiołowej - mówi Gen. dyw. dr hab. Bogusław Pacek, doradca ministra obrony i rektor Akademii Obrony Narodowej

Minister obrony narodowej zlecił panu oraz innym ekspertom z Akademii opracowanie zmian koncepcyjnych w kwestii funkcjonowania Narodowych Sił Rezerwowych. (NSR). Wciąż brakuje w nich połowy planowanego stanu. Czy wprowadzenie w ich miejsce tzw. gwardii narodowej na wzór amerykański cokolwiek zmieni?

Staram się nie używać pojęcia gwardia narodowa lub obrona terytorialna. Potwierdzam, że w Akademii Obrony Narodowej prowadzimy takie prace. Wspólnie z przedstawicielami Sztabu Generalnego i wielu instytucji.

Unika pan tego określenia, bo ma pan świadomość, że nigdy nie dorównamy armii amerykańskiej?

Nie. Od razu pojawia się krytyka tego rozwiązania ze strony części ekspertów, nawet jeśli nie zapoznają się oni wcześniej z naszymi koncepcjami.

A ile ich jest?

Trzy. Pierwsza to dalsze doskonalenie obecnego systemu. Druga nie jest rewolucyjna, ale porządkuje zasady funkcjonowania NSR. Na jej podstawie minister obrony narodowej mógłby wydać decyzje o stworzeniu jednolitych pododdziałów i oddziałów, np. kompanii, batalionów, czy dywizjonów NSR, ale w ramach istniejących jednostek wojskowych. Dzisiaj często etaty dla NSR są rozproszone.

Czyli oddzielamy rezerwistów od zawodowych?

Dziś w niektórych jednostkach tak już jest. W efekcie, jeśli w batalionie jest pięć kompanii, to np. jedna z nich przeznaczona byłaby dla NSR.

Wniosek z tego taki, że rezerwiści odstają mocno wyszkoleniem od zawodowych i dlatego się ich wydziela. Czy tak?

Obecnie mogą się pojawić takie wątpliwości, że jeśli w drużynie jest jedna lub dwie osoby z NSR, mogą one, ze względu na różnice w wyszkoleniu, doprowadzić do utrudnienia realizacji zadań bojowych. A jeśli będzie to oddzielny pododdział żołnierze NSR mogą zająć się zadaniami odpowiednimi do umiejętności, m.in. ochroną lub innymi prostszymi funkcjami.

A co z dodatkowymi zadaniami?

Te jednorodne oddziały NSR w sytuacji kryzysowej, np. zagrożenia powodzią, na ten czas byłyby podporządkowane terenowej administracji wojskowej, czyli wojewódzkim sztabom i komendom uzupełnień. Obecnie, jeśli zdarza się jakaś klęska żywiołowa rozdysponowujemy często całe jednostki lub pododdziały bojowe żołnierzy zawodowych. Może lepiej, aby tym zajęły się NSR.

Czyli zbiórka przez WKU?

Na czas sytuacji kryzysowej pododdziały NSR byłyby podporządkowane WSzW, WKU – jednostkom podległym Inspektoratowi Wsparcia.

A trzecia propozycja to gwardia narodowa?

Ten wariant jest bardzo kosztowny, ale też bardzo skuteczny. Powinien on być również brany pod uwagę. Jest on podobny do gwardii narodowej, ale ja go nazywam „armia krajowa”. Ta historyczna też była strukturą bardziej terytorialną, a nie operacyjną. Można pokusić się o wydzielenie z wojska struktury, 15 czy 20 tys. etatów, które byłyby rozmieszczone na terenie całego kraju, a na wypadek konfliktu realizowałyby zadania i na rzecz wojsk operacyjnych i samodzielnie na rzecz przetrwania państwa. A w sytuacjach kryzysowych to wojsko wspierałoby resort spraw wewnętrznych.

Czy wszyscy byliby oni na etacie przez cały rok?

Nie. Poza niektórymi osobami, w tym dowódcami różnych szczebli i szefami. Wszystko zależnie od potrzeb i zadań. W większości byliby to rezerwiści w stanie gotowości. Ta gwardia mogłaby się w każdej chwili podwoić i potroić, zależnie od zagrożeń i potrzeb państwa.

Czy wciąż przychodziliby na ćwiczenia na 30 dni w ciągu roku?

Wymaga to pewnego zróżnicowania. Na niektórych stanowiskach rezerwistę wzywałoby się na ćwiczenia co trzy lata, a innego na trzy miesiące w ciągu roku. To złożoność zadania winna decydować o czasie szkolenia.

Wszystkie przedstawione przez pana rozwiązania dotyczą celu funkcjonowania NSR. Czego mogą natomiast oczekiwać ochotnicy do armii zawodowej i NSR? Kilkanaście tysięcy podań leży w wojskowych komendach uzupełnień?

Na dziś mamy taką sytuacje, że w NSR jest ponad 10 tysięcy żołnierzy, a w WKU czeka wiele podań. Przyznaje, że przed trzema laty mieliśmy taki cel, aby w krótkim czasie osiągnąć stan 20 tys. rezerwistów. Gdy udało nam się osiągnąć pewną liczbę ochotników, to część z nich przechodziła do służby zawodowej. Łącznie ok. 10 tys. Obecnie uznaliśmy, że nie będziemy za wszelką cenę, w tak krótkim czasie, starać się o osiągnięcie maksymalnej liczebności w NSR. Zamierzamy stawiać na jakość. W ośrodkach szkoleniowych rocznie przeszkalamy na kursach i w służbie przygotowawczej około trzy tys. osób. Dowódcy uznają, że szkoleniem przygotowawczym NSR powinny się zająć wojskowe centra szkoleniowe.

A może wojsko nie ma pieniędzy, aby prowadzić dodatkowe szkolenia?

To nie jest problem budżetu - w skali całej armii to wydatek około kilkunastu milionów rocznie. Uznaliśmy, że trzeba skupić się na jakości.

Jednym słowem armia odpuściła NSR. Szkoda tylko tych pieniędzy wydanych na kampanię reklamową zachęcającą do wstępowania do tej formacji.

W 2010 r. po wprowadzaniu armii zawodowej i zawieszenia poboru trzeba było przybliżyć społeczeństwu sens NSR, aby obywatele zrozumieli, po co znów poszukuje się rezerwistów i myśli o nowej służbie przygotowawczej pozytywnie. Na początku oczekiwaliśmy, że do NSR przyjdą żołnierze, którzy już wcześniej odbywali służbę. Okazało się, że nie odpowiedzieli na naszą ofertę.

Nie była więc atrakcyjna.

Szeregowi zasadniczej służby wojskowej traktowali czasami wojsko, jako zło konieczne. Myślę. Że dlatego nie chcieli już słyszeć, że znów namawia się ich do przyjścia do jednostki.

Kto więc jest obecnie wśród tych 10 tysięcy żołnierzy NSR. Absolwenci gimnazjów i bezrobotni?

Nie tylko. W korpusie szeregowych mamy dużo magistrów, a nawet osób z tytułem doktora.

Trudno sobie wyobrazić doktora biegającego po poligonie, jako szeregowego żołnierza. Jednym słowem można powiedzieć, że bierzecie wciąż wszystkich?

Nie. Lepiej od gimnazjalisty jest przyjąć magistra, bo może nie ma dodatkowych kursów zawodowych, ale z pewnością większą wiedzę.

Czym się więc kierują?

Jest wielu fanów munduru i armii. Jednak część tam przychodzi, bo kieruje się tym, że docelowo chce zostać w armii zawodowej, a część - bo nie ma pomysłu na życie. Dlatego też występują przypadki rezygnacji ze służby w NSR z dnia na dzień. W przypadku żołnierzy zawodowych, to odejście ze służby trwa aż pół roku.

Dlaczego więc nie wprowadzicie do przepisów klauzuli, że odejście z NSR jest możliwe dopiero po pół roku od podjęcia takiej decyzji przez żołnierza?

Może to dobry pomysł, ale wtedy mogłoby być mniej chętnych.

Nie wierze, że w 40 mln kraju nie znajdzie się 20 tys. pasjonatów wojska. Tym bardziej, że działają różnego rodzaju organizacje typu „Strzelec”. Czy może w tym kierunku należy pójść?

Idziemy. Osoby zrzeszone w organizacjach wojskowych chętnie wstępują do NSR. Pojawia się też pomysł, aby spośród 40 tys. pracowników wojska część przystąpiło do tej formacji. Niektórzy chcieliby, aby do NSR wstępowali policjanci. Gwardia amerykańska ma wielu policjantów w swoich szeregach.

Dlaczego tego nie wdrażacie?

Rozważamy różne warianty i wszystkie rekomendacje.

Nasuwa się więc pytanie, czy minister obrony narodowej w przyszłym roku doprowadzi do tego, że w NSR znajdzie się 20 tys. żołnierzy?

Nie mamy takich planów. Zależy nam, aby było do 20 tys. żołnierzy, ale jeśli wciąż będzie nieco wicej niż połowa, to nie będziemy wpadać w panikę.

Jeden z wiceministrów wskazywał, że żołnierze NSR mogliby chronić jednostki wojskowe, a nie prywatne firmy. Armia nie miałaby przynajmniej na głowie CBA, które ma zastrzeżenia do przetargów na ochronę. Czy przy tej okazji nie należałoby wrócić do tego pomysłu?

Nie wykluczam tego, bo ochrona jest ważnym zadaniem wojska. Dowódca jednostki powinien decydować, czy chce aby ochraniała go firma, czy też kompania NSR. Nie przekreślamy takiego rozwiązania. Ważne jednak, aby żołnierze nie zajmowali się grabieniem liści, czy tzw. „malowaniem trawy”.

Z naszej rozmowy generalnie wynika, że nie ma co szukać pracy w armii?

Kiedyś mówiono żartobliwie, że trzeba było mieć znajomego jednego biskupa i dwóch generałów, aby nie pójść do wojska. Obecnie ta sytuacja wygląda tak, że na każde miejsce jest wielu chętnych.

Major jednego z WKU wskazywał, że jak minie kryzys, to MON znów panicznie zacznie szukać chętnych do służby. Czy nie obawia się pan tego?

Może nie panicznie, ale taka też jest i moja obawa. Obecnie największym przyjacielem NSR jest kryzys, którego z jednej strony chcielibyśmy się pozbyć jak najszybciej,a z drugiej powoduje, że gremialnie cywilni studenci Akademii Obrony Narodowej zapisują się do NSR. Ktoś by powiedział, że kochają wojsko. Spora ich część pewnie tak, ale część kalkuluje, bo jest bardzo ciężko o etat. Gdy jednak na rynku pracy się poprawi, to może się okazać, że z tych tysięcy chętnych zostanie niewielu. Stąd potrzeba myślenia systemowego.

Skoro mówimy o studentach, to wojsko jest jednak niekonsekwentne. Część studentów chce dobrowolnie odbyć przeszkolenie wojskowe w czasie wakacji. A armia mówi: nie ma takiej możliwości. Z drugiej jednak strony obawiacie się, że coraz mniej rezerwistów będzie po przeszkoleniu wojskowym. Dlaczego nie umożliwiacie chętnym jego odbycia bez konieczności wstępowania do armii lub nawet NSR?

Zgadza się. Przeszkolenia wojskowego w NSR domagają się studenci i sami rektorzy w ich imieniu. W tym roku w ośrodku szkoleniowym w Zegrzu przeszkoliliśmy w służbie przygotowawczej 220 studentów. Wśród nich byli studenci z ponad 70 uczelni cywilnych. Zgadzam się, że nie powinno się nikomu zabraniać wypełniać prawa do obrony ojczyzny. Nad tym musimy się również pochylić i podjąć próbę umożliwienia wszystkim zainteresowanym odbycia przeszkolenia wojskowego.

Wracając do żołnierzy NSR. Obecnie otrzymują oni uposażenie za czas ćwiczeń, a także dwa tysiące złotych nagrody. Czy MON będzie płacił im więcej?

Tego nie wiem. Należałoby rozważyć płacenie co miesiąc pieniędzy za tzw. gotowość, np. 20 proc. uposażenia żołnierza zawodowego z tego samego stanowiska. Nie jest najistotniejsze, aby żołnierze NSR otrzymywali kilkaset złotych więcej. Koncepcja systemowa musi znaleźć inne rozwiązania. Nie możemy im płacić tyle samo, co szeregowych zawodowym, którzy ganiają po poligonie i szkolą się codziennie.

Ale coś musicie wprowadzić, aby wszyscy wam nie uciekli, gdy zakończy się kryzys?

Chcemy np. aby na niektóre stanowiska w państwie związane z bezpieczeństwem wymagane było przeszkolenie wojskowe. Np. w każdej gminie jest komórka zajmująca się zarządzaniem kryzysowym i bezpieczeństwem. Osoby z NSR powinny priorytetowo być traktowane przy przyjęciu do pracy na niektóre stanowiska.

Czy coś się również zmieni dla pracodawców, którzy zatrudniają żołnierzy NSR?

To kwestia regulacji prawnych. Przygotujemy propozycje.

Jakie?

Jeśli np. właściciel firmy transportowej zatrudnia żołnierzy NSR to w pierwszej kolejności mógłby np. otrzymywać kontrakt na prace związane z obronnością. Nad tym i innymi rozwiązaniami pracujemy. Zdajemy sobie sprawę, że nie wszyscy pracodawcy chętnie zatrudniają żołnierzy NSR.

To może w administracji publicznej szukać kandydatów do NSR?

Urzędy z pewnością nie muszą być tak dyspozycyjne, jak niektóre firmy. Dlatego również w administracji publicznej powinno się szukać kandydatów do NSR.

Również służba żołnierzy zawodowych jest inna niż w poprzednich latach. Dowódcy żalą się, że przychodzą, jak do firmy, a po 15:30 idą do kolejnej pracy. Czy w dalszym ciągu mówimy o służbie, czy już o pracy?

Zmieniło się wiele. W armiach innych państw także. Wojsko nie musi często dodatkowo przeprowadzać ćwiczenia lub wzywać żołnierzy po godzinie 15:30. Dziś służba trochę przypomina pracę.

A czy dowódca powinien zezwolić żołnierzowi pracować po służbie, jako ochroniarz w centrum handlowym?

Jak moim podwładnym bym takiej zgody nie wydał. Wciąż zależy to od indywidualnej decyzji dowódcy i spełnienia wymogów ustawowych.

Czy MON prowadzi rejestr wydawanych zezwoleń dla żołnierzy na dodatkową pracę?

Nie, to dowódcy jednostek mają informacje, którzy żołnierze dorabiają. Prowadzą rejestry.

Czy 120 tys. żołnierzy obroni nasz kraj?

To zależy od zagrożenia. Armia zawodowa potrzebuje wsparcia rezerwy i naszych sojuszników z NATO. W całej historii tej organizacji żadne inne państwo nie wdało się w otwarty konflikt z państwem członkowskim.

Jakiej skali odejść z armii zawodowej spodziewa się pan w tym roku?

Najgorsze mamy za sobą. Z pewnością nie będzie to 7 czy 8 tys. Statystyka mówi, że około 3 – 4 tys. żołnierzy zawodowych decyduje się na odejście ze służby w każdym roku.

Kiedy zaprezentowane zmiany będą wdrażane?

To decyzja ministra obrony i państwa. Początek realizacji mógłby nastąpić w przyszłym roku.