Co mówi niepracujący absolwent wyższej uczelni do pracującego absolwenta? Proszę cheeseburgera i frytki. Czym się różni absolwent od balkonu? Balkon potrafi utrzymać całą rodzinę. Takich kawałów można w internecie znaleźć bardzo dużo. Są efektem dramatycznego wzrostu liczby absolwentów wyższych uczelni, którzy w minionych latach zasilili szeregi bezrobotnych.
Dane faktycznie są alarmujące. Według informacji z urzędów pracy w marcu wśród zarejestrowanych bezrobotnych było 267 tys. absolwentów uczelni, czyli o 30 tys. więcej niż rok temu. Z kolej według Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności w IV kw. 2012 r. bezrobocie wśród absolwentów wyniosło 20 proc. (co piąty był bez pracy) i wzrosło o 2 pkt proc. w ciągu roku. Warto policzyć, ile traci na tym Polska. Załóżmy, że średnio wykształcenie jednego studenta kosztuje podatnika lub jego rodziców 8 tys. zł rocznie. Pomnożone przez pięć lat daje to 40 tys. Jeżeli więc teraz pomnożymy 267 tys. bezrobotnych absolwentów przez 40 tys. zł, to otrzymamy ponad 10 mld zł! To nie jest pomyłka. Państwo lub rodziny zainwestowały ponad 10 mld zł, które zostały zmarnowane. Ale to nie koniec rachunku. Jeżeli te 267 tys. osób w czasie studiów otrzymałoby wykształcenie pozwalające skutecznie prowadzić własną firmę lub zdobyć pracę dopasowaną do kompetencji, to zakładając, że osiągałoby dochód 3 tys. zł miesięcznie, czyli 36 tys. rocznie, w sumie zarabiałoby co roku prawie 10 mld zł. A wtedy kraj byłby bogatszy.
Taka jest skala marnotrawstwa i utraconych korzyści z powodu wadliwego systemu kształcenia na uczelniach. Trudno to zrozumieć. Przecież młody człowiek spędza w wyższej szkole aż pięć lat. To wystarczająco długo, żeby odkryć w nim talent, sprawdzić, jakich kompetencji mu brakuje, i wyposażyć go w nie.
Nie moźna godzić się na marnowanie 10 mld zł rocznie. To góra pieniędzy, ponad połowa z tego wraca do państwa w postaci podatków pośrednich (płaconych przy konsumpcji), PIT i składki ZUS. Za takie pieniądze można rozkręcić inwestycje publiczne i wyrwać Polskę z otchłani stagnacji i recesji, w której się znalazła. Jak zatem zmienić sposób kształcenia na uczelniach, żeby nie produkowały one bezrobotnych magistrów? Podam kilka przykładów działań, które można wdrożyć.
Należy wprowadzić zajęcia, których celem jest takie kształtowanie umysłu młodego człowieka, żeby jego pierwszym wyborem było założenie własnej firmy, a nie ograniczanie się do poszukiwania pracy w korporacji. Trzeba oferować zajęcia, które wyposażą studenta w miękkie kompetencje potrzebne na rynku pracy, a których młody człowiek nie ma, bo szkolnictwo podstawowe i średnie tych umiejętności nie wyrabia. Jest wśród nich umiejętność efektywnej pracy w grupie, zarządzanie projektami, skuteczne komunikowanie się i prezentowanie wyników swoich prac, a niekiedy nawet solidność, rzetelność, kreatywność czy punktualność. Rektor może dziekanom postawić za cel pozyskanie partnerów korporacyjnych do oferowanych na uczelni specjalności. Ci partnerzy potem oferują płatne staże studentom, opiniują programy studiów pod kątem potrzeb ich branży czy firmy, zlecają badania uczelni. Można tworzyć na uczelni doradcze firmy studenckie, które mogą świadczyć różne usługi. Student nie płaci ZUS, więc jest tańszy niż inni pracownicy i firma studencka może być cenowo konkurencyjna na rynku. W takiej spółce uczelnia może mieć mniejszościowe udziały, a właścicielami większościowymi są najbardziej aktywni studenci i nadzorujący jakość ich pracy zaangażowani pracownicy naukowi. Pracownicy dydaktyczni mogą wykorzystywać swój kapitał relacji do pozyskiwania zleceń dla takiej firmy, a studenci mogą dzięki temu prowadzić projekty dla biznesu, a większość tych projektów może być potem źródłem ciekawych i opartych na potrzebach rynku prac licencjackich czy magisterskich. W dobrze funkcjonujących spółkach student może zarobić znacznie więcej, niż wynosi jego czesne – i to nie serwując hamburgery w McDonaldzie, tylko wykonując ciekawą pracę, która rozwija jego kompetencje. A poza tym kończąc studia, student będzie współwłaścicielem własnej firmy, więc nie musi szukać pracy!