Pracodawcy w trosce o swój interes określają zasady aktywności pracowników w serwisach społecznościowych np. Facebook. Ich złamanie może grozić zwolnieniem.
Czy zamieszczając wpis na facebookowej tablicy po godzinach pracy lub prywatne zdjęcie na NK, reprezentuje się własną firmę? Z takim dylematem muszą się zmierzyć zarówno pracownicy, jak i pracodawcy. Tym ostatnim mogą się np. nie spodobać zdjęcia z imprezy bądź kontrowersyjne opinie.
Liczba użytkowników serwisów społecznościowych w Polsce / DGP

Jak się zachowywać

By uniknąć takich sytuacji, firmy coraz częściej wydają zalecenia, w których instruują załogę, co można, a czego nie. Do tego grona dołączyła stacja TVN, której dziennikarze otrzymali tzw. społecznościowy dekalog.
– W serwisach społecznościowych dochodzi do zatarcia granicy pomiędzy sferą prywatną i zawodową, dlatego opracowaliśmy katalog zaleceń dotyczących aktywności naszych pracowników w tych mediach. To w żadnym wypadku nie jest cenzura – zapewnia Karol Smoląg, rzecznik prasowy TVN.
– Chodzi o to, by dziennikarze mieli świadomość, że to, co w czasie prywatnym robią na swoim profilu, może mieć wpływ na wizerunek pracodawcy i ich własny, a przez to na ich karierę zawodową, na którą przecież ciężko pracują – wyjaśnia.
W dokumencie nie ma mowy o sankcjach dla osób które nie będą się do katalogu stosować, ale rzecznik TVN nie wyobraża sobie, by ktoś zignorował oficjalne zalecenia pracodawcy.
– Swoich pracowników na aktywność w internecie uczulają korporacje, urzędy czy instytucje wymagające zaufania społecznego. Taka instrukcja dotycząca tego, na co pracownik powinien zwracać uwagę, prowadząc bloga czy konto na Facebooku lub Twitterze, może stanowić np. załącznik do regulaminu pracy. Pracownik musi go poznać i podpisać oświadczenie potwierdzające ten fakt – mówi dr Maciej Chakowski z kancelarii Chakowski & Ciszek.
Przypomina on, że pracownik jest obowiązany dbać o dobro zakładu pracy, chronić jego mienie oraz zachować w tajemnicy informacje, których ujawnienie mogłoby narazić pracodawcę na szkodę. Lojalność pracownika trwa także po godzinach pracy.
– Zwolniony na tej podstawie pracownik może iść do sądu pracy. To sąd będzie oceniać, czy firma, decydując się na taki krok, nie naruszyła prawa – dodaje Chakowski.
Jeżeli zatem pracownik w ramach swojej działalności w serwisach społecznościowych narusza dobre imię pracodawcy (np. wyraża się niepochlebnie o firmie) bądź ujawnia informacje, które mogą bezpośrednio narazić ją na szkodę, to powinien liczyć się z utratą zaufania. To może być podstawą do rozwiązania umowy o pracę. Potwierdza to orzecznictwo Sądu Najwyższego (SN).
W wyroku z 4 listopada 2008 r. SN podkreślił, że obiektywna naganność zachowania pracownika jako podstawa utraty zaufania do niego ze strony pracodawcy musi być oceniana w kontekście wszelkich okoliczności faktycznych. Pracodawca może utracić niezbędne z punktu widzenia prawidłowego wykonywania umowy o pracę zaufanie do pracownika nie tylko wówczas, gdy zasadnie przypisuje mu winę w niedopełnieniu obowiązków, lecz także wtedy, gdy nie dochodzi do zawinionego naruszenia obowiązków pracowniczych (sygn. akt I PK 81/08).

O jedno zdjęcie za daleko

W Polsce zapadł już nawet wyrok w takiej sprawie. Swoich praw dochodził pracownik Banku Spółdzielczego w Suszu, zwolniony za upublicznienie wizerunku w serwisie NK. Klient banku znalazł jego zdjęcie, które zostało zrobione w placówce. Oburzony zadzwonił do dyrektora oddziału, informując go, że stracił zaufanie do banku. Szef pracownika przejrzał jego inne fotografie zamieszczone w serwisie. Na jednym z nich podwładny trzymał puszkę piwa. Efekt? Pracownik dostał wypowiedzenie. Zwolnionemu nie pomogły nawet związki zawodowe i sąd pracy.
Problem kontrolowania przez pracodawców prywatnej aktywności pracowników w internecie był też przedmiotem interpelacji poselskich kierowanych do ministra pracy.
Ówczesna minister pracy Jolanta Fedak nie dostrzegła konieczności podjęcia działań legislacyjnych w tym zakresie. Uważała, że prywatność pracownika jest dostatecznie chroniona przez obowiązujące regulacje prawne. Jej zdaniem ocena, czy w konkretnym stanie faktycznym rzeczywiście doszło do naruszenia prywatności pracownika i nieuzasadnionego wykorzystania jej np. do rozwiązania stosunku pracy, należeć będzie do sądu pracy.