Powiatowe urzędy pracy są mało efektywne, bo tylko co czwarty zatrudniony w nich urzędnik zajmuje się aktywizacją zawodową.
Aktywizacja bezrobotnych nie będzie skuteczna, dopóki w powiatowych urzędach pracy nie zostanie zwiększona liczba pośredników pracy i doradców zawodowych. Teraz zaledwie co czwarta osoba (5,2 tys. na 20,1 tys.) tam zatrudniona wykonuje jeden z tych zawodów. Oznacza to, że przy wysokim bezrobociu wynoszącym od kilku lat ponad 12 proc., na jednego takiego pracownika przypada w niektórych urzędach ponad tysiąc bezrobotnych. A średni czas oczekiwania na zatrudnienie za pośrednictwem urzędów pracy wydłużył się do 11 miesięcy.

Za dużo obowiązków

– Konieczne jest zwiększenie stanu zatrudnienia kluczowych pracowników odpowiedzialnych za aktywizację zawodową osób bezrobotnych i znalezienie im pracy – mówi Roland Budnik, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Gdańsku.
Jego zdaniem należy przeszkolić na pośredników czy doradców niektórych urzędników zajmujących się na co dzień ewidencją, rejestracją bądź obsługą umów zawieranych przez przedsiębiorców lub bezrobotnych z urzędem. Obecnie pracownicy administracyjni stanowią zdecydowaną większość zatrudnionych w powiatowych urzędach pracy (PUP). Dzieje się tak, mimo że ponad dwa miliony Polaków to osoby bezrobotne, które oczekują od PUP profesjonalnej pomocy.
Jak działają urzędy pracy / DGP
Pracownicy administracyjni zajmują się zadaniami czysto papierkowymi i sprawozdawczymi. Urzędy przesyłają np. roczne i kwartalne sprawozdania ze zrealizowanych wydatków na instrumenty rynku pracy do resortu pracy, półroczne o szkoleniach swoich pracowników. Co miesiąc (średnio trzy zestawienia) informują o oświadczeniach o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi bez konieczności uzyskania zezwolenia, o zgłoszeniach zwolnień grupowych, meldują o stanie bezrobocia na koniec miesiąca (liczba bezrobotnych ogółem, w tym kobiet) oraz liczbie ofert pracy.

Jeden zawód

Rozwiązaniem problemu mogłoby być połączenie zawodu doradcy zawodowego i pośrednika pracy. Dzięki temu więcej osób bezrobotnych mogłoby skorzystać z profesjonalnego wsparcia, bo jedna osoba mogłaby zadbać o rozwój umiejętności osoby zarejestrowanej w PUP i jednocześnie szukać dla niej zatrudnienia.
– Oczywiście wymagałoby to przekwalifikowania pośredników na doradców i odwrotnie – wyjaśnia Roland Budnik.
Wskazuje jednak, że korzyści wynikające z takiego rozwiązania szybko zrekompensowałyby ewentualne koszty. Dla przykładu w Bydgoszczy 18,9 tys. bezrobotnych zarejestrowanych w tamtejszych pośredniakach może obecnie korzystać z usług 14 doradców zawodowych i 29 pośredników. Po zmianie 43 osoby zapewniałyby im oba rodzaje takich usług.
Efekty byłyby widoczne we wszystkich regionach Polski. Podobne do bydgoszczan problemy z dostępem do profesjonalnego wsparcia ma bowiem obecnie większość bezrobotnych. Na przykład we Wrześni 3 doradców i 6 pośredników obsługuje 4 tysiące bezrobotnych. W Piotrkowie Trybunalskim jest 7 doradców i 13 pośredników pracy, którzy zajmują się 8,4 tys. bezrobotnych.

Nowe motywatory

Połączeniu zawodów doradcy i pośrednika powinna też towarzyszyć zmiana zasad ich wynagradzania. Lepiej, niż obecnie premiowane mogłoby być doprowadzenie do zatrudnienia osoby bezrobotnej.
Teraz dyrektorzy powiatowych urzędów pracy zazwyczaj przyznają z tego tytułu pracownikom około 600 złotych dodatku miesięcznie. Większość traktuje go jednak jako uzupełnienie niewysokiej płacy, a nie premię za zaktywizowanie bezrobotnych. Obecny system motywowania jest więc fikcją.



– Trzeba wprowadzić dodatki za realizację konkretnych obiektywnych zadań – apeluje Roland Budnik.
Według Wiktora Wojciechowskiego, głównego ekonomisty Invest-Banku, profesjonalne doradztwo jest tańsze niż wysyłanie ludzi na szkolenia czy staże. Przeciętnie około 50 proc. ich uczestników znajduje zatrudnienie po ich zakończeniu.
– Jeżeli uwzględnimy koszty tych szkoleń i ich niską skuteczność, okaże się, że te działania są bardzo drogie i niezbyt efektywne – twierdzi Wiktor Wojciechowski.

Bez indywidualizacji

Zbyt mała liczba doradców i pośredników przekłada się obecnie na jakość aktywizacji zawodowej. Nie realizują oni bowiem właściwie nałożonych na nich zadań tworzenia indywidualnych planów działania dla bezrobotnych. Muszą przygotowywać je dla poszukujących pracy, jeśli nieprzerwanie pozostają wpisani w rejestrze przez co najmniej 180 dni. Ich opracowanie musi być zakończone nie później niż przed upływem 210 dni od dnia rejestracji bezrobotnego. Urzędy mogą jednak tworzyć takie plany dla bezrobotnych, którzy są zarejestrowani krócej niż pół roku. Ale nie są tym zainteresowane.
– Ze względu na braki kadrowe nie jesteśmy w stanie przygotować indywidualnych planów dla kilku tysięcy bezrobotnych – tłumaczy Jerzy Bartnicki, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Kwidzynie.
Jak podkreśla prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego, indywidualne podejście do bezrobotnego to podstawowy warunek skutecznej walki z bezrobociem.
– Teraz o nie trudno, bo stopa bezrobocia jest wysoka, liczba klientów urzędów pracy bardzo duża, a ich zasoby kadrowe i majątkowe dosyć skromne – ocenia prof. Elżbieta Kryńska.
Zmiany są konieczne, bo szanse na nowe etaty w pośredniakach są minimalne. Na ich sfinansowanie nie ma pieniędzy w Funduszu Pracy. Od 2014 roku nie będą z niego finansowane wynagrodzenia urzędników. Pieniądze na ten cel mają znaleźć starostowie. Ci twierdzą jednak, że nie mają na to środków w budżetach.
Co gorsze, dyrektorzy powiatowych urzędów pracy zwalniali już w ubiegłym roku pracowników, w tym doradców i pośredników i w bieżącym roku nadal będą redukować zatrudnienie. To skutek 2,5-krotnego zmniejszenia kwoty na wynagrodzenia pracujących tam urzędników. O ile w 2011 roku w Funduszu Pracy (FP) było zarezerwowane na ten cel ponad 300 mln zł, to w tym roku jest niewiele ponad 120 mln zł. Redukcje dotkną wszystkich – pośredników i doradców zawodowych, a także osoby z działu rejestracji i ewidencji.