O 10 proc. spadnie zatrudnienie w powiatowych urzędach pracy w przyszłym roku. Redukcje dotkną wszystkich – pośredników i doradców zawodowych, a także osoby z działu rejestracji i ewidencji. Taki czarny scenariusz jest skutkiem 2,5-krotnego zmniejszenia kwoty na ich wynagrodzenia. O ile w tym roku w Funduszu Pracy było zarezerwowane na ten cel ponad 300 mln zł, to w przyszłym będzie to niewiele ponad 120 mln zł.
Skala zwolnień byłaby znacznie większa, gdyby nie wsparcie finansowe od starostów. Dzięki niemu trudnych decyzji personalnych unikną na przykład dyrektorzy w Gdańsku, Goleniowie, Lesznie, Wągrowie czy Poznaniu.

Nieliczni szczęściarze

Tych, którzy mogą liczyć na dofinansowanie od samorządów, jest jednak niewielu. Na przykład w Obornikach dyrektor PUP już zwolnił cztery osoby, w tym jednego pośrednika i doradcę. To dużo, bo jeszcze do niedawna było ich ośmiu. To oznacza, że tylko tam zwolniono co czwartą osobę zajmującą się aktywizowaniem bezrobotnych. Podobna skala redukcji będzie w Kościanie. Tam z pracą pożegnają się dwie spośród siedmiu osób bezpośrednio odpowiedzialnych za aktywizację. W Mławie, jeśli zajdzie taka potrzeba, zostanie zwolnionych około pięciu osób zatrudnionych na czas określony (w urzędzie jest łącznie 50 takich pracowników). Natomiast w Nisku zostanie prawdopodobnie zwolnionych 7 osób spośród 57 zatrudnionych.
Szczególnie bolesne, twierdzi Leszek Juraszek, dyrektor PUP w Obornikach, są straty kadrowe wśród doradców. Zwalniani odchodzą bowiem do prywatnych agencji.
– Wielu urzędom trudno będzie odzyskać ich, kiedy sytuacja gospodarcza zmieni się na lepsze – mówi Zygmunt Jeżewski, dyrektor PUP w Poznaniu.
Zwłaszcza że takich pracowników mamy najmniej wśród krajów UE. W Polsce na jednego doradcę przypada 900 bezrobotnych. Dla porównania w Niemczech jest jeden na 84. Zmniejszenie liczby pośredników i doradców zawodowych oznacza nic innego, jak pozbawienie kolejnych klientów urzędów pracy pomocy w szukaniu zatrudnienia.

Trudna aktywizacja

Zdaniem Beaty Korpowskiej z PUP w Wągrowcu, stanie się tak głównie w tych powiatach, w których jest wysoka stopa bezrobocia. To one bowiem szczególnie odczują konieczność obsługiwania osób bez pracy przy jednoczesnym zmniejszeniu liczby wykwalifikowanych pracowników. Przełoży się to na wydłużenie czasu przeznaczonego na rejestrację. Mniej bezrobotnych będzie także kierowanych na szkolenia, staże czy dostanie dotacje na założenie firmy.
Takie negatywne skutki to nie tylko efekt redukcji zatrudnionych w pośredniakach, ale także znacznie ograniczonych środków na aktywizację. W przyszłym roku zostanie wydane na ten cel 3,4 mld zł, podczas gdy jeszcze w 2010 roku było to o 3 mld zł więcej. Do tego dochodzi nierównomierne zmniejszanie kwot przeznaczanych na poszczególne formy przeciwdziałania bezrobociu. Na względnie niezmienionym poziomie pozostaną wydatki na kształcenie personelu medycznego, ale już na szkolenia, prace interwencyjne przygotowanie zawodowe dorosłych czy dofinansowanie zatrudnienia młodocianych, urzędy pracy wydadzą aż o 70 proc. mniej niż w 2010 roku.

Wzrost bezrobocia

Zdaniem prof. Elżbiety Kryńskiej z Uniwersytetu Łódzkiego, zła sytuacja kadrowa i finansowa w pośredniakach szczególnie negatywnie odbije się na bezrobociu strukturalnym, trwałym i niezwykle trudnym do ograniczenia.
– Wśród bezrobotnych pozostaną dłużej osoby o najtrudniejszej sytuacji na rynku pracy, czyli bez kwalifikacji zawodowych, młodzi, a także powyżej 50. roku życia z umiejętnościami niedostosowanymi do potrzeb pracodawców – mówi.
Podobnie jak w przypadku bezrobotnych, tak i w odniesieniu do pracodawców wiadomo, że w momentach przełomowych zawsze najbardziej tracą słabsi, czyli – oczywiście – firmy małe, zatrudniające niewielką liczbę osób. Dla nich możliwość subsydiowania miejsc pracy z pieniędzy Funduszu Pracy była szansą na obniżenie kosztów zatrudnienia. Jednym słowem stwarzała możliwość tworzenia nowych miejsc pracy. Niestety, nie można wykluczyć, iż osoby w ten sposób zatrudniane teraz zasilą szarą strefę.

Brak planów

Redukcje kadrowe, szczególnie wśród doradców zawodowych, których i tak jest mało, pozbawią bezrobotnych dostępu do indywidualnych planów ich aktywizacji. A to, zdaniem ekspertów, podstawowy warunek skutecznej walki z bezrobociem. Już teraz nie wszystkie urzędy stać na takie podejście do swoich klientów. W przyszłym roku będzie o to jeszcze trudniej. Aby pośrednik pracy znał bezrobotnego, jego środowisko i umiejętności potrzeba nie tylko zaangażowania, ale przede wszystkim pieniędzy.
– Wymaga to wzmocnienia kadrowego i zasobów majątkowych, głównie lokali i ich wyposażenia – mówi Elżbieta Kryńska.
Tymczasem w Polsce na aktywną politykę rynku pracy przeznacza się – w porównaniu do innych krajów UE – stosunkowo niewiele. Na jedną osobę pragnącą podjąć pracę w Polsce wydaje się 560 euro. Średnio w UE – 1739 euro. W relacji do PKB wydatki na aktywną politykę rynku pracy w Polsce wynoszą 0,39 proc., a w UE 0,47 proc. A to przekłada się również na niską efektywność działania urzędów pracy.
– Tylko 10 proc. bezrobotnych faktycznie znajduje pracę dzięki urzędowi pracy, którą utrzymuje przez dłuższy czas – mówi Jan Rutkowski z Banku Światowego.
Badania w tym kierunku prowadzi również resort pracy. One również nie napawają optymizmem. Wynika z nich, że skuteczność (tzw. efektywność) aktywnych instrumentów w 2010 roku wyniosła 54 proc. Rok wcześniej dzięki stażom czy szkoleniom pracę znalazło 53,2 proc. zainteresowanych, w 2008 roku – 56 proc.
– Jeżeli skuteczność urzędów jest tak niska, to oznacza, że bezrobotni powinni szukać zatrudnienia również na własną rękę –uważa Julian Zawistowski z Instytutu Badań Strukturalnych.