Przedmiotem umowy o dzieło musi być jednorazowy i niepowtarzalny efekt, a jedną z zasadniczych różnic wobec umowy zlecenia jest to, że w przypadku umowy o dzieło ryzyko obciąża praktycznie w całości wykonawcę – orzekł Sąd Najwyższy.
Sprawa dotyczyła kwestii podlegania ubezpieczeniom społecznym zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych. Przedsiębiorca prowadzący firmę budowlaną złożył skargę na pokontrolną decyzję ZUS. Organ rentowy zakwestionował kwalifikację dwóch umów o dzieło, jakie przedsiębiorca zawarł z jednym z zatrudnionych. Ich przedmiotem było wykonanie przez zatrudnionego tzw. stabilizacji z kruszywa budowlanego pod kostkę brukową. Strony ustaliły w umowach termin wykonania (w pierwszej umowie było to siedem dni, w przypadku drugiej ustalono konkretną datę odbioru) oraz wysokość wynagrodzenia. Obie umowy zostały wykonane, pieniądze wypłacono. Co ważne – wykonawca nie prowadził działalności gospodarczej, a przedsiębiorca nie zgłosił go do ubezpieczeń społecznych (bo zawarł z nim umowę o dzieło).
ZUS zakwestionował, że były to umowy o dzieło, twierdząc, że będące ich przedmiotem czynności nie nosiły znamion dzieła i były raczej wykonaniem pewnego rodzaju usług budowlanych. Praca polegała bowiem na rozsypaniu i wyrównaniu kruszywa oraz żużlu, a wykonywana była pod nadzorem zatrudnionego w firmie brygadzisty. Nie można więc mówić o żadnym konkretnym dziele, a jedynie o starannym wykonaniu pewnych czynności. Powinna więc być zawarta umowa o świadczenie usług, która – zgodnie z art. 6 ust. 1 pkt 4 ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 266 ze zm.) jest podstawą do objęcia obowiązkowymi ubezpieczeniami społecznymi (co najmniej emerytalnym, rentowym, wypadkowym oraz zdrowotnym).
Przedsiębiorca podczas postępowania wskazywał, że chodziło mu o efekt końcowy prac wykonany w określonym terminie, co wskazywałoby na umowę rezultatu, czyli dzieło, ale nie przekonał tym sądów obu instancji, które wsparły wykładnię ZUS.
Również Sąd Najwyższy przyjął podobne rozstrzygnięcie, oddalając w całości skargę kasacyjną pełnomocnika przedsiębiorcy. W uzasadnieniu SN zwrócił uwagę na sprawy, które nie były wcześniej wyraźnie poruszane w dyskusjach na temat różnic między umowami o świadczenie usług (zwanymi też zleceniami) a umowami o dzieło. Pierwszą jest kwestia wynagradzania za efekt – w przypadku umów o dzieło należność jest wypłacana tylko wtedy, gdy ten efekt zostanie osiągnięty (gdy go nie ma, nie może dojść do zapłaty). W przypadku umów zlecenia i o świadczenie usług zapłata następuje już za samo wykonywanie usługi z należytą starannością.
Z tym wiąże się ściśle druga kwestia, nad którą pochylił się SN. – Istotną różnicą jest także ryzyko związane z umową. Umowa o dzieło jest zawierana w istocie na korzyść zamawiającego, który nie ponosi ryzyka w zakresie korzyści wynikających z umowy. Leży ono w całości po stronie wykonawcy. W przypadku umów o świadczenie usług ryzyko leży natomiast po stronie zamawiającego, tu bowiem liczy się działanie, realizacja usługi. Jeżeli nawet nie zostanie ona wykonana w całości, to – co do zasady – za zrealizowane czynności należy się wynagrodzenie. Ryzyko w pewnym zakresie obciąża więc zamawiającego usługę – powiedział sędzia Zbigniew Korzeniowski.
Wskazał, że wykonywanie usług, a nawet pracy (w ramach stosunku pracy) także może prowadzić do osiągnięcia wymiernych rezultatów, ale nie są one kwalifikowane jako dzieła w rozumieniu art. 627 kodeksu cywilnego. Przykładem może być budowa domu – jest to wymierny i materialny efekt szeregu prac i umów, na które mogą składać się także prace wykonywane na podstawie umów o świadczenie usług, których przedmiotem jest staranne działanie.
– Niezależnie od powyższego należy podkreślić, że praca nie może pozostawać bez ochrony ubezpieczeniowej. Nie może być tak, że ktoś pracuje trzy miesiące bez żadnego ubezpieczenia, na własne ryzyko. Tu mieliśmy do czynienia z względnie prostymi pracami, w dodatku prowadzonymi zespołowo. Przedmiotem umowy o dzieło powinno być faktycznie dzieło – jednorazowe i niepowtarzalne. Oceny ZUS i rozstrzygnięcia sądów są więc prawidłowe i odpowiadają prawu – podkreślił w konkluzji sędzia Korzeniowski.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 21 października 2020 r., sygn. akt I UK 83/19 www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia