Nowe kierownictwo Państwowej Inspekcji Pracy zakończyło spór zbiorowy i chce rozliczyć wcześniejsze nieprawidłowości w polityce kadrowej urzędu. Ma to wzmocnić prestiż i uskutecznić działanie instytucji.
DGP
Zatrudnianie członków rodziny osób pełniących funkcje kierownicze w PIP, niegospodarność z powodu tworzenia etatów, które nie wymagały zatrudniania nowych osób – to tylko przykładowe nieprawidłowości, które wykazała Sekcja Kontroli Wewnętrznej Głównego Inspektoratu Pracy. Andrzej Kwaliński, nowy główny inspektor pracy (od 24 września 2020 r.), powołał zespół, który analizuje dokumenty związane z polityką zatrudnienia w PIP prowadzoną przez jego poprzednika Wiesława Łyszczka (w ostatnim okresie jego kadencji, czyli od 1 września do 23 września 2020 r.). Przeprowadzone postępowanie potwierdziło informacje, które wcześniej wielokrotnie przedstawiał DGP (m.in. „PIP – Praca i Przyjaciele”, DGP nr 120/2019).

Bolesna skala

Oprócz nepotyzmu i niegospodarności postępowanie wewnętrzne wykazało jeszcze wiele innych nieprawidłowości. W PIP zatrudniano osoby z pominięciem procedury naboru, co jest dopuszczalne tylko w przypadku, gdy kandydat ma unikatowe kwalifikacje lub doświadczenie (wymóg ten nie został spełniony w analizowanych przypadkach). Kontrola wykazała też, że mogło dojść do dyskryminacji płacowej, bo wynagrodzenia niektórych pracowników zawyżono w porównaniu z płacami pozostałych, zatrudnionych na podobnych stanowiskach (przy uwzględnieniu kwalifikacji i doświadczenia zawodowego). W głównym inspektoracie naruszono przepisy o czasie pracy, związane z wykonywaniem obowiązków w nadgodzinach. Doszło też do antydatowania dokumentów kadrowych przez osoby z najwyższego kierownictwa inspekcji i potwierdzenia nieprawdy w dokumentach związanych z podróżą służbową (przez wicedyrektora działu kadr).
Bardzo niepokojące są także naruszenia kodeksu etyki zawodowej (nadzorowanie własnych spraw przez inspektorów) oraz przypadki zawierania umów o dokształcanie z pracownikami średniego szczebla kierowniczego (a nawet członkami ich rodzin), choć pozyskana wiedza nie mogła być wykorzystana w działalności PIP.
Charakter niektórych z tych zarzutów prowokuje pytanie o to, czy nie powinna się nimi zająć prokuratura. Sama inspekcja wskazuje, że trwa jeszcze analiza prawna, która ma wykazać, czy koniecznie jest podjęcie decyzji „mających na celu zniwelowanie negatywnych skutków finansowych oraz prawnych dla urzędu”.
– Ujawnione nieprawidłowości będą przedmiotem dalszej analizy, tym bardziej że niektóre ze spraw dotyczą decyzji podejmowanych przed wrześniem 2020 r. – dodaje Państwowa Inspekcja Pracy.

Było głośno

O tego typu przypadkach wielokrotnie pisał DGP. Od chwili, gdy głównym inspektorem pracy został Wiesław Łyszczek (październik 2017 r.), intratne stanowiska w PIP (w tym m.in. wicedyrektorów departamentów) uzyskały osoby, które wcześniej nie pracowały w inspekcji, za to wywodziły się z Podkarpacia, z którego pochodzi Wiesław Łyszczek (m.in. „Praca dla swoich w PIP”, DGP nr 120/2019). Chodzi m.in. o Grzegorza Nieradkę, który pełnił m.in. funkcję doradcy głównego inspektora pracy, oraz Iwonę Hadacz, byłą już wicedyrektor departamentu kadr i szkoleń, który został utworzony 1 stycznia 2018 r. (wcześniej nie było takiego departamentu; początkowo była przedstawiana jako asystent głównego inspektora). Dla wybranych pracowników zorganizowano nawet przyspieszoną, zaoczną aplikację inspektorską. Informowaliśmy także o możliwej dyskryminacji płacowej w PIP (m.in. „Hojne nagrody dla dyrektorów w PIP”, DGP nr 213/2019).
– Podsumowanie i ujawnienie tych nieprawidłowości na pewno pomoże w odbudowywaniu wiarygodności inspekcji, które jest konieczne. Powinna być to instytucja, której działanie przynosi pozytywne efekty dla pracowników i pracodawców. Nie można jej instrumentalnie wykorzystywać – tłumaczy Izabela Katarzyna Mrzygłocka, posłanka KO, członkini Rady Ochrony Pracy (jako pierwsza sygnalizowała nieprawidłowości w zarządzaniu PIP na forum ROP).
Podobnie uważa dr Leszek Rymarowicz, prezes Stowarzyszenia Inspektorów Pracy Rzeczypospolitej Polskiej (SIPRP). – Raport otwarcia w sytuacji zmiany kierownictwa nie jest w PIP niczym nowym. Warto jednak docenić, że nowy główny inspektor chce rozliczyć przeszłość i potwierdzić, które informacje o nieprawidłowościach, jakie pojawiały się w coraz to bardziej licznych doniesieniach medialnych, są prawdziwe. Aż strach myśleć, że to może wierzchołek góry lodowej. Jednoznaczne wyjaśnienie wszelkich medialnych zarzutów to kwestia powagi urzędu – wskazuje.

Koniec sporu

Przedstawienie wyników kontroli wewnętrznej to niejedyny sygnał, że funkcjonowanie inspekcji powoli zmierza ku normalizacji. 12 października 2020 r. Andrzej Kwaliński podpisał porozumienie ze Związkiem Zawodowym Pracowników PIP. Tym samym zakończył się spór zbiorowy w inspekcji, który trwał ponad dwa lata (jedną z jego przyczyn był niewłaściwy podział środków na płace w 2018 r., w tym zbyt duża kwota do rozdysponowania bezpośrednio przez GIP).
– Zakończenie sporu było wyczekiwane przez środowisko inspektorów pracy. Mamy nadzieję, że to element nowego otwarcia w kwestii dialogu społecznego wewnątrz inspekcji, który przez ostatnich kilka lat w praktyce nie funkcjonował – wskazuje prezes SIPRP.
To, czy uda się odbudować wizerunek inspekcji i wzmocnić i usprawnić jej działanie, w dużej mierze zależy od kolejnych kroków nowego kierownictwa PIP. Andrzej Kwaliński przedstawił cele i zadania inspekcji w najbliższym czasie na ostatnim posiedzeniu ROP. Wskazał m.in. prowadzenie nadzoru w okresie pandemii (w tym wsparcie pracodawców) oraz podniesienie merytorycznej jakości kontroli. – Chciałbym, aby PIP zyskała reputację organu, który pomaga pracownikom i przedsiębiorcom – podkreślił.