Teraz tną siatkę godzin, ale w styczniu będą musieli wypłacać nauczycielom gigantyczne wyrównania. Dlatego samorządy chcą, by MEN zlikwidowało przepisy o średnich płacach nauczycieli
Wysokość nauczycielskich płac określa Karta nauczyciela – w zależności od stopnia awansu zawodowego jest to od 100 do 184 proc. kwoty bazowej określonej w ustawie budżetowej. Samorządy, jako organy prowadzące szkoły, do 20 stycznia każdego roku przeprowadzają analizę wydatków poniesionych na wynagrodzenia nauczycieli i w przypadku nieosiągnięcia średnich wypłacają brakującą różnicę w formie jednorazowego dodatku uzupełniającego (czternastki). To dla nich duże obciążenie, więc starają się tego unikać – od 2009 r. kwoty wypłacane z tego tytułu maleją. Jednak jedynym pewnym rozwiązaniem gwarantującym, że nie będzie trzeba wypłacać czternastek, jest maksymalizacja liczby zajęć realizowanych w formie godzin ponadwymiarowych. W obecnej sytuacji epidemicznej to jednak niemożliwe.
Dlatego samorządowcy domagają się natychmiastowych zmian w Karcie nauczyciela, tym bardziej że odejście od średnich płac zapowiadane było już od jakiegoś czasu. Jednak ze względu na pandemię i konieczność wprowadzenia przepisów dotyczących zdalnej nauki, prace nad innymi regulacjami odłożono. Tymczasem samorządy, które znalazły się w trudnej sytuacji finansowej, już teraz z niepokojem myślą o czekających ich za kilka miesięcy wydatkach z tytułu czternastek.
DGP
Z żądaniem usunięcia z Karty nauczyciela przepisów dotyczących średnich wynagrodzeń (tj. art. 30 ust. 3, art. 30a i art. 30b) wystąpił ostatnio do ministra edukacji Tadeusz Goc, burmistrz Strzelec Opolskich. – Mechanizm średnich wynagrodzeń nauczycieli oraz zasada wyrównywania ich jednorazowym dodatkiem uzupełniającym od samego początku budziły wątpliwości. W obecnej sytuacji, spowodowanej epidemią koronawirusa, może on w styczniu przyszłego roku znacząco pogorszyć – i tak już fatalną – sytuację finansową samorządów – przestrzega.

Zlikwidować średnią

Przy okazji zdalnego kształcenia i zmniejszania przez dyrektorów siatki godzin doprowadzono do tego, że wielu nauczycieli nie ma zajęć ponadwymiarowych i pozostają na tzw. gołych etatach. Związek Nauczycielstwa Polskiego w swoich badaniach wykazał, że w czasie pandemii ponad 62 proc. ankietowanych przyznało, że ich pensje są niższe niż wcześniej. Najwięcej nauczycieli (88 proc.) wskazało, że nie dostało wynagrodzenia za godziny ponadwymiarowe.
– Kiedy wprowadzono obowiązek wypłacania dodatku dla nauczycieli, którzy nie osiągnęli średniej zagwarantowanej w karcie, zdecydowano, że placówki oświatowe ograniczą zatrudnienie i będą przyznawać nauczycielom godziny ponadwymiarowe. Dzięki temu samorządy z ćwierć miliarda złotych, które wypłacały tytułem wyrównania w pierwszym roku obowiązywania tego mechanizmu, w ciągu dekady zeszły do kilkudziesięciu milionów złotych. Niestety w przyszłym roku te wydatki znów mogą gwałtownie wzrosnąć – wyjaśnia Grzegorz Pochopień, Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN.
Dlatego samorządy już teraz domagają się rozmów na temat średnich płac. – Nie mam wątpliwości, że w styczniu trzeba znacznie więcej niż w poprzednich latach wydać na czternastki. A my, żeby to zrobić, będziemy musieli wygasić światła w miastach, zbierać odpady raz na kwartał i zrezygnować z płatnych godzin pozalekcyjnych – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Zapytaliśmy więc MEN, czy przewiduje spełnienie tych postulatów. – W resorcie trwały prace nad szerszymi zmianami ustawowymi, dotyczącymi m.in. wynagrodzeń nauczycieli. Jednak w związku z obecną sytuacją epidemiczną w kraju posiedzenia zespołu ds. statusu zawodowego nauczycieli zostały przesunięte na późniejszy termin. Po wznowieniu prac potrzeby i kierunki szerszych zmian systemowych omawiane będą m.in. z nauczycielskimi związkami zawodowymi oraz stroną samorządową – zapowiada Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN. Jednocześnie informuje, że resort jest w trakcie procedowania projektu nowelizacji przepisów dotyczących postępowania dyscyplinarnego nauczycieli.
Ta zmiana również jest potrzebna, bo skarg związanych z naruszaniem praw uczniów jest coraz więcej. Dyrektorzy szkół mają zaledwie trzy dni, aby przeanalizować sprawę i niezwłocznie o tym powiadomić rzecznika działającego przy wojewodzie. Jednak zdaniem związkowców przepis ten jest nadużywany. Anna Zalewska, była szefowa MEN, bardzo broniła tego rozwiązania, jednak jej następca Dariusz Piontkowski zdecydował, że termin na analizę zostanie wydłużony do 14 dni. I ten projekt w najbliższych dniach ma trafić do konsultacji społecznych.

Powróćmy do rozmów

Samorządowcy czekają jednak na zapowiadaną przez ministra na koniec czerwca dużą nowelizację karty, która wprowadzić ma zmiany w pragmatyce służbowej. Jednym z postulatów części organizacji związkowych była likwidacja ok. 14 składników wynagrodzenia dla nauczycieli i włączenia ich do podstawowej pensji. W zamian nie byłoby wymogu zapewniania średniej płacy i wypłaty dodatków. Jednak przy okazji zmian w mechanizmach wynagradzania trudno uniknąć rozmów o wzroście płac. Tej kwestii związkowcy na pewno nie odpuszczą.
– Chcemy wznowienia prac resortowego zespołu i rozpoczęcia rozmów o zmianach przepisów w zakresie doraźnym, związanych z pandemią, ale też i tych kompleksowych obejmujących wynagrodzenia nauczycieli i finansowanie zadań oświatowych – mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
Na razie ZNP zapowiada pozwy sądowe wobec samorządowców i dyrektorów, którzy w czasie pandemii pod pretekstem zmian organizacyjnych ograniczyli liczbę godzin ponadwymiarowych.
Samorządowcy z kolei chcą pilnego dostosowania przepisów oświatowych do panujących realiów. – Obecna subwencja nie przewiduje ogromnych kosztów związanych z zapewnieniem reżimu sanitarnego podczas egzaminów maturalnych i tych na koniec podstawówki – wskazuje Marek Wójcik. I podkreśla, że samorządy nie mogą być ciągle zaskakiwane nowymi wymogami. – Nie chcemy się dowiedzieć pod koniec sierpnia, że w salach może być po 12 uczniów, a nie jak wcześniej 25 lub więcej, bo wtedy będziemy potrzebować nawet 50 mld zł – przekonuje.