Większość dzieci w Polsce już w tym roku szkolnym nie wróci do szkół. Inne kraje śmielej otwierają placówki oświatowe, chociaż w kilku przypadkach procesowi towarzyszą poważne wątpliwości.
Różnice w podejściu widać nawet na Starym Kontynencie. We Włoszech uczniowie wrócą do szkół dopiero we wrześniu; termin ten dotyczy również przedszkolaków i studentów. Na drugim biegunie plasuje się Wielka Brytania, obecnie najbardziej dotknięty przez COVID-19 kraj w Europie (jeśli nie liczyć Rosji). Pomimo tego, że odnotowuje się tam ok. 2 tys. nowych przypadków dziennie, rząd postanowił od wczoraj zezwolić na powrót do szkół dzieciom z klas 1–6 (ale nie wszystkim jednocześnie).
W Europie najwcześniej na otwarcie szkół zdecydowały się Austria i kraje nordyckie (przy czym Szwecja nigdy ich nie zamknęła). Do tego grona dołączyli Francuzi, Belgowie, Holendrzy, Grecy i Szwajcarzy. Pomimo pandemii Niemcy zdecydowali się zorganizować u siebie egzaminy maturalne. Najmłodsi wracają do szkół także w Czechach i na Słowacji.
Według danych UNESCO pandemia dotknęła 1,7 mld uczniów w 190 krajach. Na otwarcie szkół wciąż czeka dwie trzecie z nich, czyli 1,1 mld w 150 krajach. Zamknięcie placówek edukacyjnych dyktowała ostrożność: szkoły z łatwością stają się ogniskami wszystkich wirusów rozprzestrzeniających się drogą kropelkową, żeby tylko wspomnieć o grypie.
Bardzo szybko okazało się jednak, że dzieci i młodzież najrzadziej padają ofiarami koronawirusa, a w miarę upływu czasu naukowcy zaczęli podejrzewać, że nie roznoszą go równie skutecznie jak dorośli. To oznaczałoby, że szkoły są w miarę bezpieczne, zarówno dla pracujących tam nauczycieli i personelu pomocniczego, jak i szerzej – z punktu widzenia przebiegu pandemii na terenie całego kraju. I chociaż definitywnych dowodów na potwierdzenie tej teorii na razie brak, to rządzący w wielu krajach postanowili powiedzieć „sprawdzam”.
Budującym przykładem na potwierdzenie tej tezy jest Szwecja, której rząd podjął decyzję o zamknięciu jedynie szkół średnich wyższego stopnia (trzyletnich, do których uczęszcza młodzież w wieku 16–19 lat, tak samo, jak jeszcze do niedawna w Polsce) i uniwersytetów, ale podstawówki i gimnazja zostawił otwarte. Mimo to dzieci i młodzież nie stanowią tutaj większego odsetka chorych niż gdzie indziej i – co więcej – zdają się nie roznosić wirusa. Świadczy o tym chociażby fakt, że nie doszło tutaj do fali zakażeń wśród nauczycieli, chociaż od tej reguły są wyjątki. Jednym z nich była szkoła podstawowa i gimnazjum w 30-tysięcznym miasteczku Skellefteå położonym 600 km na północ od Sztokholmu, gdzie koronawirusem zakaziło się 19 z 76 nauczycieli, z czego jeden zmarł. Nie wiadomo jednak, jak konkretnie rozniósł się patogen, ponieważ władze nie zarządziły badań na jego obecność dla wszystkich.
Biorąc pod uwagę, że w grę wchodzi ludzkie zdrowie (a nawet życie), wskazana jednak jest ostrożność. Tę zachowały władze Korei Południowej, nakazując parę dni po otwarciu ponowne zamknięcie ok. 200 placówek w mieście Bucheon (leży niedaleko na zachód od stolicy kraju Seulu) po tym, jak wykryto tam nowe ognisko koronawirusa. Ostatecznie jednak okazało się, że źródłem nowych zakażeń jest znajdujący się w mieście magazyn dużej firmy e-handlowej.
Pomimo, że interakcja dzieci i młodzieży z koronawirusem jest inna niż u dorosłych, to decyzja o otwarciu szkół często jest również motywowana poczuciem, że sytuacja jest bezpieczna. Tak było w przypadku europejskich pionierów, czyli państw nordyckich i Austrii. Rozpoczęty wczoraj powrót do szkól najmłodszych uczniów nad Tamizą nie obowiązuje wszystkich, m.in. przez wzgląd na to, że posłania tam pociech obawiają się rodzice. Podobnie sytuacja wygląda w Hiszpanii, gdzie niemożność wygaszenia pandemii skłoniła rząd do kolejnego przedłużenia stanu kryzysowego.
Na rządowe plany powrotu do szkół lamentem zareagowali też hinduscy rodzice. W Indiach dzieci rozpoczynałyby zajęcia stopniowo w zależności od stopnia zagrożenia epidemicznego na danym terenie; proces miałby zacząć się w lipcu. Problem polega jednak na tym, że kraj rozmraża się, chociaż końca pandemii nie widać; wręcz przeciwnie – dziennie notowana liczba przypadków ciągle rośnie i osiągnęła już poziom 8 tys. Prawdopodobnie jednak wartość ta jest znacznie wyższa, biorąc pod uwagę niedostatki tamtejszej opieki zdrowotnej i systemu zabezpieczenia epidemicznego. Z tego względu rodzice zdecydowali się zamieścić na portalu Change.org petycję z prośbą, żeby ich dzieci nie wracały do szkół. Na razie podpisało się tam ponad 300 tys. internautów.