Dwaj panowie o tym samym nazwisku podpisali 5 maja umowę programową. Prezydent Andrzej Duda zobowiązał się do działań propracowniczych, a w zamian przewodniczący Solidarności Piotr Duda ogłosił poparcie związku dla kandydatury tego pierwszego w zbliżających się wyborach. To żadne zaskoczenie – Solidarność od lat wspiera Prawo i Sprawiedliwość i ostro krytykuje opozycję.
Pytanie, czy to właściwy moment na tego typu deklaracje. Czy świat pracy, który reprezentuje największa centrala związkowa, tego właśnie obecnie oczekuje?
W związku z kryzysem wywołanym pandemią przeciętny pracownik zastanawia się teraz raczej nad tym, czy utrzyma etat lub obecną pensję. Specjalnie podkreślę określenie „pracownik”, aby wyłączyć z niego samozatrudnionych, zleceniobiorców, przedsiębiorców. Ci ostatni mogą liczyć na autentyczną pomoc – zwolnienia ze składek ZUS, postojowe, bezzwrotne pożyczki itp. Zarabiający na własną rękę na podstawie tarcz antykryzysowych mogą w ten sposób zaoszczędzić/otrzymać ok. 15 tys. zł. Zwalniany pracownik może dostać co najwyżej zasiłek dla bezrobotnych w wysokości 861 zł. I to jeśli firma nie zwolni go dyscyplinarnie (bo wtedy nawet na to wsparcie będzie musiał czekać pół roku).
Niektórzy pracodawcy mogą już „koszarować” pracowników, wydłużać ich nadgodziny, ograniczać odpoczynek dobowy i tygodniowy. Za chwilę – po uchwaleniu tarczy 4.0 – ograniczona zostanie wysokość odpraw i pomoc z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych.
Trudno w takiej sytuacji nie zadać pytania: gdzie są i co robią teraz wszystkie instytucje, które mają dbać o świat pracy?
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej już dawno skapitulowało i kwestie prawa oraz kosztów zatrudnienia scedowało na inne resorty, w szczególności Ministerstwo Rozwoju (lub nie było w stanie obronić swojej decyzyjności w tych sprawach). Mam wątpliwość, czy w ogóle wiedziało ono o tym, że jedna z wersji projektu tarczy 4.0 zakładała możliwość szybkich redukcji etatów, bez odpraw i bez procedury zwolnień grupowych. Resort skupia się na pozostałych działach, które ma w swojej nazwie – rodzinie i polityce społecznej. Trzynastki, wyprawki, 500 plus. Można się pochwalić, poprzecinać wstęgi, wizytować żłobki.
Z kolei Państwowa Inspekcja Pracy udaje, że jej nie ma. Zamiast wykorzystać swój potencjał (inspektorów pracy, którzy teraz nie mogą prowadzić kontroli) do pomocy przedsiębiorcom niewiedzącym, jak zorganizować bezpiecznie pracę, zajmuje się sama sobą. Ostatnia inicjatywa szefa PIP dotyczyła… stworzenia dodatkowych departamentów w centrali jednostki (a więc i nowych stanowisk dyrektorskich w urzędzie). Po to działa inspekcja pracy?
Zawodzą też związki zawodowe. Na razie głównie narzekają, że rząd ich nie słucha. Z kolei sprzymierzona z nim Solidarność wydaje się zadowolona z tego, że przepisy nie są dla pracowników gorsze, niż mogłyby być (prawdopodobnie to dzięki niej wycofano np. pomysł szybkich zwolnień). I ze wspomnianego porozumienia z prezydentem, które zakłada m.in. pomoc zwalnianym pracownikom – choć to rząd, a nie prezydent decyduje w tej sprawie. Przyszłość pokaże, czy tego oczekują od nich ich członkowie i jaki rachunek wystawią za brak aktywności.