Można zrozumieć, że MEN nie spieszyło się z ogłoszeniem decyzji w sprawie matur, choć powiedzonko „kto szybko daje, ten dwa razy daje” znalazłoby i w tej kwestii zastosowanie.
Magazyn DGP 10.04.20. / Dziennik Gazeta Prawna
Ale nie można przejść do porządku dziennego nad zamykaniem się władz resortu w wieży z kości słoniowej.
Minister edukacji Dariusz Piontkowski sam głowił się nad sposobem rozstrzygnięcia zawiłego problemu: bo jak tu zjeść ciastko i mieć ciastko? Jak zrobić matury „normalne”, których wyniki będą porównywalne z egzaminami z poprzednich lat (to jest istotą procesu rekrutacji na studia), a jednak nie zrobić ich w normalnym czasie ze względu na koronawirusa?
W Polsce mamy niemało liderów oświaty działających w stowarzyszeniach środowiskowych, wybitnych dyrektorów liceów i techników, zaangażowanych i mądrych nauczycieli. Kto lepiej od nich rozwiązałby maturalny węzeł? Jak to możliwe, że w tym trudnym czasie MEN ich nie wezwało i nie przekształciło tego grona w stały organ decyzyjny? Jakiego rodzaju diabeł podpowiada pyszałkom z MEN samotność wobec problemu, który, aż za bardzo nawet, jest wspólny? Mamy ludzi, którzy potrafiliby przygotować najlepsze z dostępnych rozwiązań, oraz resort, który mógłby koordynować ich pracę. Niestety…
Dlaczego? Po pierwsze minister edukacji w rządzie dobrej zmiany nie jest postacią, którą się poważa. Im więcej osób by z nim współpracowało, tym więcej by to widziało – i zapewne chętnie o tym opowiadało. Po drugie te wszystkie „ciała społeczne”, te „obywatelskie ruchy” i „decentralizacje” kojarzą się prezesowi PiS z tym, co najgorsze: z rozpraszaniem odpowiedzialności i koniecznością zawierania kompromisów z nielubianymi. A przecież tak definiuje się chorobę III RP – ów imposybilizm władzy. Zaś lekarstwo na tę przypadłość jest jedno: Jarosław Kaczyński.
W analizie choroby jest pewna racja, zbyt wielkie nadzieje pokładano w minionych dekadach w samoorganizacji procesów społecznych i regulacyjnej roli wolnego rynku. W propozycji lekarstwa popełnia się błąd znacznie bardziej fundamentalny. Centralizm, w tym przypadku oświatowy, pozbawia system energii i kreatywności. W papierologii sprawdza się natomiast bardzo dobrze – aż do czasu, w którym rzeczywistość nie da się zagłuszyć. Polska edukacja nie ma lidera, tylko ministra, i to nie pierwszego sortu.