Banki, pieniądze i długi nie są tym, czym się wydają. To zdanie – pożyczone (i przerobione) z kultowego niegdyś serialu „Miasteczko Twin Peaks” – mogłoby służyć za recenzję nowej książki Jacka Chołoniewskiego, Pawła Górnika oraz Mateusza Siekierskiego.



„Banki, pieniądze, długi” to przykład najcenniejszego, a zarazem najrzadszego typu literatury ekonomicznej w Polsce. Książka nie jest tłumaczeniem, nie jest też pracą poradnikową czy naukową (a takie dominują). Jej autorzy unikają nadmiernego popadania w detal (przypadek literatury narzędziowej), nie używają niezrozumiałego i odpychającego akademickiego żargonu. Fakt, często pełnego cennych spostrzeżeń, lecz zawsze ukrytych za wieloma zastrzeżeniami. Podsumowując – to dobra publicystyka ekonomiczna. Na dodatek z wielkim ładunkiem edukacyjnym.

Zacznijmy od banków. Autorzy zauważają, że niewielu ludzi (nawet wśród tych, którzy pretendują do roli opiniotwórczej elity) zdaje sobie sprawę z prawdziwej natury tych instytucji. Zdecydowana większość z nas zapytana o banki odpowie, że służą one do przechowywania pieniędzy i czasem obiecują, że pomogą je pomnożyć. Ewentualnie padnie zdanie, że są również od pożyczania tym, którym brakuje kapitału na większą inwestycję. Banki oczywiście zajmują się też tym. Ze szczególnym naciskiem na „też”. W rzeczywistości ich rola we współczesnym systemie finansowym jest o wiele poważniejsza. W praktyce banki komercyjne produkują pieniądz – a robią to przez akcje kredytowe. A więc stały się firmami, których celem jest osiąganie zysku. Banki to filary współczesnego kapitalizmu. Na dodatek świadome własnej roli. I niewahające się używać swojej potęgi do współrządzenia światem.

Równie wiele (jeśli nie więcej) fałszywych i nieaktualnych przekonań odnosi się do samego pieniądza oraz długu. Przekłada się to bezpośrednio na mity dotyczące polityki gospodarczej. Panuje przekonanie, że państwo – podobnie jak człowiek albo gospodarstwo domowe – nie może w dłuższej perspektywie wydawać więcej, niż zarabia. Jest to przekonanie błędne. Ale, gdy zaczniesz je tłumaczyć, to oczy wielu słuchaczy staną się wielkie niczym pięciozłotówki. Kiedy zaś ktoś powie lub napisze, że państwo najpierw wydaje, a dopiero potem zarabia (podatki), to na twarzy słuchaczy pojawi się wręcz grymas niedowierzania. Książka Chołoniewskiego, Górnika i Siekierskiego to klarowny wykład, który pozwala te wszystkie błędne przekonania wyprostować.

„Banki, pieniądze, długi” to przykład najcenniejszego, a zarazem najrzadszego typu literatury ekonomicznej w Polsce. / DGP

A po co je prostować? Od niedawna na to pytanie odpowiedzieć jeszcze łatwiej. Pandemia będzie wymagała od rządów krajów kapitalistycznych zdecydowanej reakcji. Pole manewru na sprawdzone keynesowskie chwyty nie jest po kryzysie 2008 r. zbyt duże. Rola polityki pieniężnej w finansowaniu programów ratunkowych (np. bezwarunkowego dochodu podstawowego) będzie nieodzowna. Dlatego koncepcje takie jak nowa teoria monetarna z branżowych ciekawostek przeniosą się do serca praktycznej polityki gospodarczej. To jeszcze jeden powód, dla którego książkę Chołoniewskiego, Górnika i Siekierskiego czytać warto. Teraz jeszcze bardziej niż chociażby miesiąc temu.