Zbyt długie terminy na rozpatrywanie wniosków, przesadne wymogi proceduralne, ograniczenia kwot wsparcia – to przykładowe bariery w uzyskaniu pomocy na czas kryzysu. Trzeba je usunąć w trakcie prac legislacyjnych
Rząd pracuje nad projektem tzw. tarczy antykryzysowej – do zamknięcia numeru nie było informacji o przyjęciu go przez Radę Ministrów. Premier Mateusz Morawiecki mówił jednak wczoraj, że chce, by jeszcze w tym tygodniu nowe przepisy zostały uchwalone. Poniedziałkowe konsultacje ze związkami i pracodawcami wskazują, że część uwag partnerów społecznych, które ułatwią korzystanie ze wsparcia, zostanie uwzględniona. Jednak barier w pozyskaniu pomocy oraz legislacyjnych niedopatrzeń w pierwotnym projekcie nie brakuje.

Dopłata do pensji

Zgodnie z projektem pracodawca będzie mógł pozyskać dopłaty do pensji pracowników oraz zleceniobiorców objętych przestojem (ogłoszonym w związku z wystąpieniem COVID–19) lub skróconym czasem pracy (o 20 proc., ale nie więcej niż do pół etatu). W tym drugim przypadku dodatkowym wymogiem jest konieczność wykazania spadku obrotów na skutek epidemii – nie mniej niż o 15 proc. w ciągu dwóch miesięcy począwszy od 1 stycznia 2020 r. (w porównaniu z analogicznym okresem 2019 r.) lub 25 proc. od 1 stycznia 2020 r. (w porównaniu do miesiąca wcześniej). W tym zakresie pojawia się wątpliwość, dlaczego takiego spadku nie będą musieli wykazywać stosujący przestój (czy taki zamiar ma ustawodawca, czy to jednak jego niedopatrzenie).
Tarcza w liczbach / DGP
Problemem jest też to, że dopłaty będą stanowić pomoc de minimis, czyli są objęte limitem publicznej pomocy przedsiębiorcom, który nie musi być notyfikowany w UE. Granica 200 tys. euro w ciągu trzech lat oznacza, że w praktyce z dopłat nie będą mogły skorzystać wielkie firmy (lub jedynie w bardzo ograniczonym zakresie). W trakcie poniedziałkowych konsultacji z partnerami społecznymi problem ten zgłaszali pracodawcy, a rząd zapowiedział możliwe zmiany w tym zakresie.
Pracodawcy muszą też przygotować się do składania sporej liczby oświadczeń (w tym o spadku obrotów, braku przesłanek do ogłoszenia upadłości). Problemem jest też czas. Dyrektorzy wojewódzkich urzędów pracy będą mieli siedem dni na rozpatrzenie wniosku, po czym wystąpią do dysponenta Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (ministra pracy) o przyznanie limitu wydatków na wypłatę i będą mieć kolejne siedem dni na zawarcie umowy z firmą.
– Potrzebne jest radykalne uproszczenie procedury. Chodzi o uproszczony elektroniczny wniosek i zagwarantowanie jego rozpatrzenia oraz uruchomienia środków w ciągu 10 dni od złożenia podania – wskazuje prof. Jacek Męcina, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Kolejna wątpliwość dotyczy samej procedury pozyskania pomocy. Warunki i tryb wykonywania pracy w trakcie przestoju lub skróconego czasu pracy ustala się w układzie zbiorowym lub porozumieniu ze związkami zawodowymi. Negocjacje mają trwać maksymalnie dwa dni, a w razie ich fiaska zasady samodzielnie określi firma. Budzi to sprzeciw związkowców, bo w praktyce – przy takim trybie – pracodawca może sam określać warunki przestoju i skrócenia czasu pracy.
– Zaproponowany dwudniowy termin jest skandalicznie krótki, nieadekwatny do wagi postanowień, które mają zostać uregulowane – uznała Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność”.
Andrzej Radzikowski, przewodniczący OPZZ, wskazuje, że w trakcie konsultacji rząd pozytywnie oceniał możliwość wydłużenia okresu negocjacji do siedmiu dni. – Przychylał się też do naszego stanowiska, zgodnie z którym zawarcie porozumienia z reprezentacją załogi ma być konieczne – dodaje.
Pracodawcy z kolei zwracają uwagę na możliwe problemy z wyłonieniem przedstawicieli załogi (z powodu np. absencji pracowników). Proponują, by porozumienie mogła zawierać reprezentacja wyłoniona do innych celów (np. PPK).

Dofinansowanie kosztów płacowych

Projekt tarczy antykryzysowej zakłada też, że mikrofirmy (do 10 pracowników) oraz małe (do 50) i średnie przedsiębiorstwa (do 250) będą mogły uzyskać dofinansowanie kosztów zatrudnienia (pensji i składek) w przypadku spadku obrotów spowodowanych koronawirusem. Wsparcie będzie zróżnicowane w zależności od wykazanego spadku (co najmniej o 30 proc.). Dla przykładu, jeśli wyniesie on aż 80 proc., to na każdego pracownika zatrudniający może zyskać 2340 zł dofinansowania (90 proc. płacy minimalnej). Wnioski będą składane do powiatowych urzędów pracy (PUP), a pieniądze przyzna starosta. Na zbliżonych zasadach o taką pomoc będą mogli się też ubiegać przedsiębiorcy niezatrudniający pracowników (dofinansowanie do prowadzenia działalności).
W tym zakresie również wątpliwości budzą procedura i czas udzielania wsparcia. Projekt wskazuje jedynie, że pracodawca składa wniosek o dofinansowanie do PUP w ciągu 14 dni od ogłoszenia naboru. Nie określa terminu na jego rozpatrzenie i zawarcie umowy przez starostę, a dla małych firm (do których w szczególności kierowana jest ta pomoc) czas ma kluczowe znaczenie. Trudno nawet określić szacunkowo, kiedy urzędy będą mogły ogłaszać nabór, a już teraz wiele mikrofirm, zwłaszcza z branży usługowej, jest w bardzo trudnej sytuacji.
Problemy może też wywoływać zakres dokumentów, jakie przedsiębiorstwa mają przekazywać we wniosku, w tym np. informacje o braku przesłanek do ogłoszenia upadłości firmy oraz o rodzaju i wysokości otrzymanej pomocy de minimis w okresie ostatnich trzech lat kalendarzowych (oświadczenia w tej sprawie składa się pod rygorem odpowiedzialności karnej).
Co istotne, z pomocy tej w praktyce nie będą mogły skorzystać świeżo założone mikroprzedsiębiorstwa (ze względu na brak możliwości wykazania spadku obrotów).

Elastyczny czas pracy

Firma, która nie zalega z opłaceniem podatków i składek, i odnotuje spadek obrotów (analogiczny jak w przypadku dopłat do pensji) będzie mogła też wydłużać czas pracy zatrudnionym. Zyska m.in. możliwość skrócenia ich dobowego odpoczynku z obecnych 11 do ośmiu godzin (co w praktyce oznacza możliwość wydłużenia dniówki – wraz z godzinami nadliczbowymi – z obecnych 13 do 16 godzin). Równoważny czas wolny trzeba będzie oddać pracownikowi w ciągu ośmiu tygodni. Pracodawca będzie mógł też wdrożyć równoważny czas pracy, który umożliwia wydłużanie dniówek do 12 godzin i oddawanie czasu wolnego (odpowiednie skracanie dniówek) w późniejszym czasie (do końca 12-miesięcznego okresu rozliczeniowego). To drugie rozwiązanie można będzie wprowadzić jedynie w porozumieniu ze związkami zawodowymi lub przedstawicielami pracowników (kopię trzeba będzie przekazać do Państwowej Inspekcji Pracy).
W szczególności pierwsza z omawianych propozycji budzi sprzeciw związków zawodowych. – Nieprzerwany dobowy czas odpoczynku służy celowi nadrzędnemu, jakim jest bezpieczeństwo, higiena i ochrona zdrowia pracowników w miejscu pracy, który nie może być podporządkowany względom czysto ekonomicznym – oceniła Solidarność.
Nie zgadza się ona – podobnie jak OPZZ – na to, aby takie rozwiązanie było wprowadzane bez porozumienia z załogą. Forum Związków Zawodowych dopuszcza wydłużenie dniówek, ale maksymalnie do 9–10 godzin z jednoznacznym zapewnieniem wynagrodzenia za wydłużony czas.

Mali przedsiębiorcy

W rządowej propozycji znalazły się też przepisy, zgodnie z którymi świadczenie postojowe przysługuje osobie prowadzącej pozarolniczą działalność gospodarczą. Jednak już na tym etapie pojawia się wątpliwość, czy chodzi tylko o samozatrudnionych, czy po prostu o małe firmy.
– Treść przepisu wskazuje, że uprawnieni do postojowego powinni być nie tylko samozatrudnieni, ale też osoby prowadzące działalność gospodarczą oraz zatrudniające pracowników, których przychód w miesiącu poprzedzającym złożenie wniosku nie przekracza 300 proc. prognozowanego przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej w 2020 r. (czyli 15 681 zł – red.) – podkreśla Marcin Frąckowiak, radca prawny z Kancelarii Sadkowski i Wspólnicy.
Świadczenie będzie przysługiwać, jeżeli przedsiębiorca nie zawiesił działalności, a uzyskiwany przychód w stosunku do poprzedniego miesiąca uległ obniżeniu o co najmniej 15 proc. To też budzi obawy ekspertów. – Zastosowanie kryterium spadku przychodów miesiąc do miesiąca może włączyć do pomocy przedsiębiorców, u których sezonowe spadki przychodów to sytuacja naturalna (np. instruktorzy narciarscy). Mogli oni i tak planować zawieszenie działalności. Ustawa wymaga, żeby przestój był spowodowany COViD-19, ale żeby to zweryfikować, potrzebna byłaby np. rozmowa z urzędnikiem, który badałby indywidualnie sytuację takiej osoby. Realizacja takiego zadania wobec spodziewanej skali wniosków wymagałaby jednak zwiększenia zatrudnienia w aparacie urzędniczym. Ponownie zatem stajemy przed dylematem: koszt – jakość (precyzja) – czas – mówi dr Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji UW.
Zgodnie z propozycją rządu przedsiębiorcy przysługuje też świadczenie postojowe, jeżeli zawiesił działalność. – Należałoby doprecyzować, czy chodzi o faktyczne zawieszenie prowadzenia działalności czy formalne – na podstawie wpisu w CEIDG. Bez tego nie wiadomo, komu będzie to świadczenie przysługiwało – podkreśla mec. Frąckowiak.
Tu także wątpliwości dotyczą też samego wniosku. W propozycji rządowej uregulowano, że oprócz danych osoby uprawnionej, informacji dotyczących rachunku płatniczego czy oświadczenia osoby prowadzącej pozarolniczą działalność gospodarczą potwierdzającego spadek przychodów należy podać też inne informacje niezbędne do ustalenia prawa do świadczenia postojowego. – Trudno wskazać, o jakie informacje chodzi, skoro nie zrobił tego sam ustawodawca – przyznaje dr Lasocki. Jak wskazuje, prawdopodobnie jest to furtka dla ZUS, który przygotowuje formularz w tej sprawie.
– Legislatorzy działają pod presją czasu. Nie jest wiadome np., czy „postojowe” będzie wymagało wszczęcia odpowiednich procedur unijnych, co oznaczałoby konieczność złożenia dodatkowych informacji. Możliwe również, że określone w projekcie dane będą niewystarczające dla sprawdzenia, czy pomoc rzeczywiście należy się danemu przedsiębiorcy, a wówczas możliwość poproszenia o dodatkowe informacje będzie pozwalała oszczędniej gospodarować środkami – ocenia ekspert. Podkreśla jednak przy tym, że szybkość działania jest teraz kryterium kluczowym. – Nie mamy czasu i odpowiednio dużych środków, więc musimy poszukiwać głębszych kompromisów – przekonuje.

Inne regulacje

Wątpliwości dotyczą też zapowiadanego przez prezydenta zwolnienia ze składek wyłącznie samozatrudnionych i mikroprzedsiębiorców. – Zgodnie z definicją zawartą w ustawie Prawo przedsiębiorców mikroprzedsiębiorcą jest firma, która zatrudniała średniorocznie mniej niż 10 pracowników. Oznacza to, że jeżeli ktoś zatrudniał dwadzieścia osób na umowach zlecenia, będzie w uprzywilejowanej sytuacji, bo załapie się na zwolnienie, a ten, który sumienne oferował umowy o pracę, nie – wskazuje dr Lasocki.
Chyba, że – jak podkreśla – tarcza wprowadzi inną definicję mikroprzedsiębiorcy. – Pytanie też, czy zwolnienie obejmie tylko samych ubezpieczonych – płatników składek (przedsiębiorców), czy też osoby przez nie zatrudnione. Szersze zwolnienie to bowiem ok. 10-krotnie większe koszty publiczne – wyjaśnia dr Lasocki.
Prezydent zapowiedział również uzupełnienie tarczy o rozwiązania dla rolników, m.in. zwolnienie ze składek KRUS. Chociaż na szczegóły jeszcze czekamy, eksperci krytycznie podchodzą do tych propozycji. – Zdecydowanie nie popieram tego rozwiązania. Rolnik z 10-hektarowym gospodarstwem na KRUS i NFZ płaci miesięcznie 150 zł. Przestój w gospodarce pokrywa się z przestojem sezonowym, a zatem powstaje pytanie, ile gospodarstw przestanie istnieć, jeżeli im nie pomożemy? Takie zwolnienie jest kuszące dla partii, która ma silne poparcie na wsi, ale poza argumentami politycznymi nie sposób go rzetelnie uzasadnić – mówi dr Lasocki.
W opinii ekspertów zmian wymaga też obowiązująca już procedura odraczania płatności składek i rozkładania ich na raty – dla tych wszystkich, którzy nie załapią się na zwolnienie z ich opłacania. – Potrzebne są tu jasne kryteria dla ZUS. Do tej pory to organ rentowy decydował, czy zawrzeć umowę z przedsiębiorcą. My proponujemy rozwiązanie, zgodnie z którym po spadku obrotów poniżej określonej w przepisach wartości ZUS automatycznie zgadza się na układ ratalny lub odroczenie. W pozostałych przypadkach, gdy ten spadek obrotów będzie jeszcze mniejszy, ZUS mógłby badać indywidualnie czy przystać na wniosek firmy – mówi Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich.