W lutym przeciętne miesięczne wynagrodzenie było wyższe o 7,7% r/r. To konsekwencja podwyższenia płacy minimalnej. Czy byłoby bezpieczniej, gdyby ta została uzależniona od zmian średniego wynagrodzenia, gdy gospodarka ucierpi z powodu koronawirusa?

Dynamika płacy była wyższa niż oczekiwali analitycy. Przeciętne wynagrodzenie brutto wzrosło do 5330,48 zł.

- Płaca minimalna dotyczy 1,5 mln osób, spośród 16 mln osób pracujących - mówi w rozmowie z MarketNews24 dr Artur Bartoszewicz z SGH, ekspert Instytutu Jagiellońskiego. – Rząd przelicytował wszystkich, podwyższając płacę minimalną zbudował sobie przekaz silnego decydenta na rynku pracy, zastępując w tej roli związki zawodowe.

Wzrost płacy minimalnej do 2 600 zł od stycznia br. wymusił na pracodawcach podwyżki także wśród tych pracowników, których wynagrodzenia stały się bardzo bliskie płacy minimalnej.

Gdyby zgodnie z zapowiedziami rządu dynamika wzrostu płacy minimalnej miała być nadal wysoka, dla gospodarki byłoby lepsze, aby zmienić sytuację na rynku pracy uzależniając minimalną płacę od wzrostu średniego wynagrodzenia.

Teraz sytuację zmienił bardzo koronawirus. Ucierpiały bardzo firmy świadczące usługi, a tam właśnie wzrost płacy minimalnej z początkiem roku dotyczył wielu zatrudnionych.

Powiązanie płacy minimalnej poprzez jej sparametryzowanie zależnie od średniego wynagrodzenia mogłoby też działać z odwrotnym skutkiem niż w okresie sprzed epidemii, co może wydawać się kontrowersyjne, ale jednocześnie ważne dla bardzo słabnącej gospodarki.