Dotychczasowe zaświadczenia lekarskie o zdolności do pracy na danym stanowisku nie przestaną obowiązywać. W czasie zagrożenia epidemicznego pracownicy nie będą więc musieli udawać się do placówek medycznych.
Tak wynika z założeń tarczy antykryzysowej, którą wczoraj przedstawił rząd. Na takie rozwiązanie czekają zarówno pracodawcy, jak i pracownicy. Wiele jednostek medycyny pracy odmawia bowiem obecnie przeprowadzania badań lekarskich dla pracowników w związku z zagrożeniem zakażenia koronawirusem. Brak prolongaty dotychczasowych zaświadczeń dla firm mógłby oznaczać problemy z obsadzeniem stanowisk pracy, bo bez ważnych badań lekarskich nie można dopuścić zatrudnionego do świadczenia obowiązków. Ten ostatni mógłby mieć z kolei problemy z zachowaniem źródła zarobkowania.
− Firma ma wydać skierowanie i czekać na decyzję lekarza medycyny pracy, który w tym przypadku pełni rolę organu publicznego. Skoro państwo nie zapewnia możliwości wydania orzeczenia, to – moim zdaniem – zatrudnionemu nie przysługuje wynagrodzenie za czas, gdy z powodu braku zaświadczenia nie może być dopuszczony do pracy. Ale ma on roszczenie wobec państwa, które nie umożliwiło mu uzyskania decyzji – uważa prof. Arkadiusz Sobczyk, radca prawny i partner zarządzający kancelarii Sobczyk i Współpracownicy.

Tylko cykliczne

Projekty nowelizacji ustaw, które zrealizują założenia tarczy antykryzysowej, mają być gotowe w ciągu najbliższego tygodnia. Z dotychczasowych zapowiedzi wynika, że wydłużona zostanie ważność badań okresowych. Oznacza to najprawdopodobniej, że nowe rozwiązania nie będą dotyczyć badań wstępnych (wobec osób przyjmowanych do pracy). Warunkowe dopuszczenie do nowej pracy bez uprzedniego sprawdzenia zdolności wiązałoby się z dużym ryzykiem (takiego rozwiązania nie zalecała m.in. Państwowa Inspekcja Pracy).
Wiele wskazuje, że bez ważnych badań lekarskich zatrudnionemu nie przysługuje wynagrodzenie
O ograniczone modyfikacje w tym zakresie apelują jednak niektóre z organizacji zrzeszających firmy. Pracodawcy RP już skierowali pismo do Marleny Maląg, minister rodziny, pracy i polityki społecznej, w którym postulują m.in. możliwość warunkowego dopuszczenia do pracy osób bez badania wstępnego, jeśli jedynym zagrożeniem na stanowisku wskazanym w skierowaniu byłaby praca przed monitorem ekranowym.
− Liczymy na zrozumienie sytuacji ze strony rządu. Najważniejsze jest przedłużenie ważności badań – wskazuje Arkadiusz Pączka, dyrektor departamentu Centrum Monitoringu Legislacji Pracodawców RP.
Także przedstawiciele związków zawodowych dostrzegają potrzebę interwencji rządu w omawianej sprawie.
− W obecnych warunkach nadzwyczajna regulacja jest konieczna. Nowe przepisy zapewne będą dotyczyć ważności wszystkich badań okresowych. Warto jednak rozważyć, czy nie powinny przewidywać, że poszczególne grupy zawodowe, np. pracownicy wykonujący obowiązki w warunkach szkodliwych, mają w pierwszym rzędzie przejść badanie już po ustaniu stanu epidemicznego – wskazuje dr Jakub Szmit z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert NSZZ „Solidarność”.

Kto płaci?

Kwestia ważności zaświadczeń lekarskich ma też istotne znaczenie dla obu stron stosunku pracy w kontekście wynagrodzenia. Bez ważnych badań firma nie może dopuścić zatrudnionego do świadczenia obowiązków. Za czas niewykonywania pracy, jeżeli pracownik był gotów do jej świadczenia, a doznał przeszkód z przyczyn dotyczących pracodawcy, przysługuje wynagrodzenie wynikające z jego osobistego zaszeregowania, określonego stawką godzinową lub miesięczną (jeżeli taki składnik pensji nie został wyodrębniony przy określaniu warunków płacy – 60 proc. wynagrodzenia).
Pojawiają się więc wątpliwości, czy za czas niedopuszczenia do pracy z powodu braku zaświadczenia lekarskiego podwładnemu należy się pensja.
− Nawet jeśli pojęcie „przeszkody dotyczące pracodawcy” będziemy interpretować bardzo szeroko, to powinny one dotyczyć kwestii losowych albo ekonomicznych, czyli np. problemów finansowych firmy. W omawianym przypadku zatrudniający „zrobił swoje”, a inny podmiot nie zrealizował obowiązku. Moim zdaniem pracownikowi nie przysługuje wówczas wynagrodzenie – wskazuje prof. Arkadiusz Sobczyk.
Podkreśla, że teoretycznie firma mogłaby wypłacić zatrudnionemu pensję i dochodzić rekompensaty od jednostki medycyny pracy, z którą podpisała umowę o przeprowadzanie badań.
− Chodzi o świadczenie usług, więc trudno będzie wykazać tu winę, bo epidemia uzasadniała zamykanie placówek medycznych. Jeśli zaś firma nie wypłaci wynagrodzenia, to zatrudniony ma większe szanse na to, że uzyska odszkodowanie od państwa za popełniony przez nie delikt – czyli uniemożliwienie otrzymania decyzji zezwalającej na dopuszczenie do pracy. W tej sytuacji winy nie badamy – dodaje prof. Sobczyk.

Co z bhp?

Warto podkreślić, że założenia tarczy antykryzysowej nie przewidują zmian w zakresie szkolenia bhp. Nie wyklucza to jednak, że takie zagadnienie znajdzie się w projektach realizujących tarczę (np. w wyniku nacisków ze strony partnerów społecznych). W tym zakresie pracodawcy proponują m.in. umożliwienie – w szerszym zakresie − przeprowadzania okresowych szkoleń online. Eksperci związków też są otwarci na tego typu rozwiązania.
− To mniejszy problem niż ważność badań, bo szkolenia – przynajmniej częściowo – mogą prowadzić uprawnieni pracownicy firmy. Także zewnętrzne podmioty oferujące takie usługi są w mniejszym stopniu dotknięte sytuacją epidemiczną niż jednostki medycyny pracy – podsumowuje dr Szmit.
DGP