Tylko 24 osoby mają certyfikaty, dzięki którym są uprawnione do zapewniania specjalistycznego wsparcia pracownikom socjalnym.
DGP
Z opublikowanego pod koniec ubiegłego roku raportu NIK dotyczącego sytuacji pracowników socjalnych wyraźnie wynika, że potrzebują oni większego wsparcia w wykonywaniu obowiązków zawodowych – m.in. poprzez możliwość uczestnictwa w różnego typu szkoleniach oraz superwizji pracy socjalnej. Na to, że brakuje im takiej formy pomocy, wskazywało 56 proc. spośród ponad 4,2 tys. osób ankietowanych przez izbę.
Problem w tym, że chociaż przepisy związane z zapewnianiem superwizji zostały wprowadzone do ustawy z 12 marca 2004 r. o pomocy społecznej (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1507 ze zm.) jeszcze w 2014 r., to do tej pory tylko dwie szkoły uzyskały uprawnienia do przeprowadzania szkoleń dla superwizorów, a w całym kraju są zaledwie 24 osoby, które zdały egzaminy pozwalające na pełnienie tej roli.

Walka ze stresem

Co do zasady superwizja pracy socjalnej ma służyć rozwojowi zawodowemu oraz poprawie jakości i skuteczności pracy pracowników socjalnych. Ma też im pomagać w przezwyciężaniu trudności napotykanych w trakcie wykonywania obowiązków oraz przeciwdziałać wypaleniu zawodowemu. Jednocześnie, aby świadczeniem superwizji nie zajmowały się osoby bez odpowiedniego przygotowania, przepisy ustawy wskazują, jakie warunki muszą one spełnić. Zgodnie z art. 121a superwizorem może zostać osoba, która ma wskazane w nim kwalifikacje zawodowe i ukończy specjalne szkolenie. Potem musi przystąpić do egzaminu przed Centralną Komisją Egzaminacyjną, działającą przy Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Jeśli go zda, uzyska certyfikat superwizora pracy socjalnej, a jej podstawowe dane zostaną umieszczone w wykazie publikowanym na stronie resortu.
Szkolenia dla takich osób mogą organizować podmioty, które zajmują się kształceniem pracowników socjalnych i uzyskają na to zgodę ministra rodziny, który zatwierdza jego program. Szczegółowe zasady szkolenia są określone w rozporządzeniu z 2 grudnia 2016 r. (Dz.U. poz. 2087), które przewiduje m.in., że ma ono liczyć 480 godzin zajęć teoretycznych i praktycznych, realizowanych w terminie nie krótszym niż 18 miesięcy.
Jak informuje MRPiPS, dotychczas o zgodę na prowadzenie szkoleń występowały trzy podmioty. Otrzymały ją zaś dwa: Wielkopolskie Samorządowe Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Poznaniu oraz wydział zamiejscowy w Szczecinie Wyższej Szkoły Pedagogicznej im. Janusza Korczaka w Warszawie. Natomiast w samym wykazie jest obecnie 24 superwizorów. Są jednak szanse na zwiększenie ich liczby, bo w pierwszej z wymienionych placówek realizowane jest szkolenie dla 15 osób i trwa rekrutacja na kolejny kurs.

Dodatkowe koszty

To właśnie długotrwałe procedury związane z uzyskaniem certyfikatu superwizora oraz mała dostępność miejsc, gdzie można odbyć szkolenie, są – zdaniem dr. Piotra Brody-Wysockiego z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego – głównym powodem, dla którego takich osób jest niewiele.
– Być może ustawodawca był w tej kwestii zbyt rygorystyczny i należy zastanowić się nad złagodzeniem pewnych wymogów – ocenia.
Również Paweł Maczyński, przewodniczący Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej, podkreśla, że obecne przepisy są w zasadzie martwe i wymagają zmiany w takim kierunku, który spowoduje, że superwizorami będą osoby wywodzące się wprost ze środowiska, będące praktykami. – Poruszaliśmy ten temat na jednym ze spotkań z byłą już minister pracy Elżbietą Rafalską, która mówiła nam, że resort dostrzega problem z superwizją, ale żadne konkretne propozycje czy działania za tą deklaracją nie poszły – dodaje.
Innego zdania jest Danuta Polczyk, która jest super wizorem pracy socjalnej. – Do zajmowania się superwizją potrzebne są odpowiednie predyspozycje i duże umiejętności, a proces kształcenia musi trwać przez odpowiedni czas – przekonuje.
Przypomina, że jeszcze w 2015 r. wprowadzone zostały przepisy przejściowe, które pozwoliły osobom spełniającym wymagane kryteria zdać egzamin na superwizora bez konieczności wcześniejszego szkolenia.
Jej zdaniem problem leży gdzie indziej. – Nawet te osoby, które skorzystały z uproszczonej ścieżki edukacyjnej, nie są rozchwytywane, bo jest niewiele ośrodków pomocy społecznej, które są zainteresowane usługami superwizorów – podkreśla Danuta Polczyk.
Dodaje, że jest to związane głównie z kosztami, jakie samorząd musi ponieść.
– Ośrodkom brakuje pieniędzy na podwyżki dla pracowników, a co dopiero na sfinansowanie takiej specjalistycznej pomocy – potwierdza dr Joanna Staręga-Piasek, była dyrektor Instytutu Rozwoju Służb Społecznych.
Dodaje, że nie bez znaczenia jest też podejście dyrektorów ośrodków, którzy czasami nie są chętni, aby ich podwładni uczestniczyli w superwizji, bo ta – wśród wielu celów, jakie ma spełniać – powinna też wzmacniać ich samoocenę oraz poczucie własnej wartości, co nie przez wszystkich przełożonych jest dobrze widziane.