Ministerstwo nie pracuje nad powrotem do wcześniejszych emerytur dla nauczycieli - poinformował we wtorek w Sygnałach Dnia szef MEN Dariusz Piontkowski.

"Żadne prace (w ministerstwie - PAP) nie są prowadzone, aczkolwiek temat za sprawą wypowiedzi prezesa pojawił się kilka miesięcy temu. Nie wiem, czy dziś byłoby do zrealizowania (...) Gdyby stało się tak, bo byłby problem z obsadzeniem miejsc w szkołach" - zaznaczył minister. Według szacunków resortu, do wcześniejszej emerytury uprawnionych mogłoby być 150 tys. nauczycieli.

W połowie września "Dziennik Gazeta Prawna" informował, że w MEN jest przygotowany projekt nowelizacji Karty nauczyciela przywracającej możliwość przechodzenia przez pedagogów na wcześniejszą emeryturę (bez względu na wiek po 30 latach pracy i 20 latach przy tablicy). Z projektu wynika, że możliwość wcześniejszego zakończenia aktywności zawodowej ma istnieć tylko do 2023 r. Jak podała gazeta, szczegóły propozycji resortu edukacji mają być zaprezentowane tuż przed wyborami parlamentarnymi. Obecnie nauczyciele co do zasady mogą skorzystać ze świadczenia emerytalnego dopiero po osiągnięciu powszechnego wieku emerytalnego, czyli 60 lat w przypadku kobiet i 65 lat w przypadku mężczyzn.

Mogą też przejść na nauczycielskie świadczenie kompensacyjne, które są odpowiednikiem emerytur pomostowych. Świadczenie to może być przyznawane nauczycielom, którzy osiągnęli 30-letni staż pracy, w tym 20 lat pracy nauczycielskiej i pracują na co najmniej jedną drugą etatu. Wiek uprawniający do świadczenia wzrasta od 2014 r. do 2032 r., począwszy od 55. roku życia, aż do osiągnięcia powszechnego wieku emerytalnego. Wysokość nauczycielskiego świadczenia kompensacyjnego jest taka sama jak emerytury pomostowej.

Minister odniósł się także do zapowiedzi prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomira Broniarza dotyczącej podjęcia ewentualnego strajku nauczycieli. Decyzja ma zapaść we wtorek, a informacja o niej upubliczniona w środę. Strajk odbywałby się w kontekście zmiany płac nauczycieli, podstawy programowej. Nauczyciele chcą też większej autonomii w szkole.

"Po pierwsze, nie za bardzo wiemy do końca, co ZNP chce, bo jeszcze niedawno mówiono, że 1 września wybuchnie strajk. Potem mówiono, że będą się konsultowali ze swoimi związkowcami. Dzisiaj w ogóle nie wiemy, czy akcja protestacyjna będzie miała miejsce. A to pokazuje, że wyraźnie zmieniła się atmosfera w szkole w porównaniu z wiosną tego roku. Jeśli chodzi o te postulaty w kontekście płac, to chodzi pewnie o kolejny wzrost wynagrodzeń" - wyjaśnił Piontkowski.

Przypomniał, że w 2019 nauczyciele otrzymali łącznie 15-procentową podwyżkę i dodał, że "to jest najwyższa podwyżka, jaką nauczyciele kiedykolwiek otrzymali w ciągu całego roku". Podkreślił także, że od połowy 2020 roku rząd przewiduje 6-procentową podwyżkę dla nauczycieli, choć "ze względu na bardzo poważne podwyższenie płacy minimalnej, trzeba będzie doprowadzić do korekty minimalnych stawek wynagrodzenia na poszczególnych stopniach awansu, a być może zdecydować się od razu na rozmowy dotyczące całego systemy wynagradzania". Zasugerował dalej, że "być może trzeba to będzie powiązać z rozmowami na temat systemu awansu zawodowego oceniania nauczycieli".

Zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów z połowy września, płaca minimalna ma wzrosnąć z 2250 zł w 2019 r. do 2600 zł w 2020 r. Tymczasem z tabeli będącej załącznikiem do rozporządzenia ministra edukacji narodowej w sprawie minimalnych stawek wynagrodzenia nauczycieli wynika, że część z nich po obecnej wrześniowej podwyżce zarabia mniej niż będzie wynosić płaca minimalna po nowym roku. Chodzi o nauczycieli stażystów, kontraktowych i mianowanych z tytułem licencjata. Ich płaca zasadnicza wynosi od 2450 do 2486 zł brutto.

Minister odniósł się na koniec do wzrostu subwencji oświatowej, która "w ciągu ostatnich czterech lat wzrosła o 6,5 mld zł. "To są naprawdę bardzo poważne kwoty" - podkreślił.

"Teraz, we wrześniu, została zwiększona subwencja tak, aby pokryć wzrost wynagrodzeń o 9,6 proc., łącznie przekazaliśmy do subwencji 1 mld zł" - przypomniał i dodał, że samorządy nie dostrzegają tego, że oświata to również inwestycja, a nie tylko koszt.