Po której uczelni można znaleźć najlepszą pracę, która najlepiej umie zapewnić pieniądze na badania i która cieszy się największym prestiżem – Fundacja Perspektywy po raz 20. publikuje ranking uczelni.
DGP
Uniwersytety Warszawski i Jagielloński od lat walczą o palmę pierwszeństwa wśród polskich uczelni. W tym roku wygrała stolica. Na trzecim miejscu znalazła się Politechnika Warszawska. Zaś Akademia Leona Koźmińskiego po raz 20. najlepsza wśród uczelni niepublicznych.
Pierwsze miejsce nie zawsze musi być równoznaczne z tym, że uczelnia jest najlepsza we wszystkich dziedzinach. Przyszli studenci mogą wybrać, co jest dla nich najważniejsze. Jeżeli np. interesuje ich przede wszystkim to, po jakiej szkole będą mieli największe szanse na dobrą pracę, to wcale nie musi być uczelnia z pierwsze piątki. Patrząc na ekonomiczne losy absolwentów, okazuje się, że najlepiej jest tym, którzy skończyli Polsko-Japońską Akademię Technik Komputerowych, ale także absolwentom Politechniki Poznańskiej czy SGH w Warszawie. 1800 pracodawców zapytanych przez autorów rankingu, po której uczelni najchętniej zatrudniliby pracownika, najczęściej wskazywali Politechnikę Warszawską. Ale ewidentnie bardziej sobie cenią osoby, które ukończyły uniwersytety. Wśród uczelni zajmujących jedno z 20 pierwszych miejsc znalazło się aż 12 uniwersytetów i tylko pięć politechnik. I akurat pod tym względem Uniwersytet Jagielloński wyprzedził warszawską uczelnię.
Kto może pochwalić się największą skutecznością edukacyjną, o której świadczą m.in. liczba publikacji czy cytowalność, ale także liczba tytułów i stopni naukowych nadanych przez uczelnię w ostatnich latach? W pierwszej trójce znalazły się uniwersytety Warszawski, Jagielloński oraz Pomorski Uniwersytet Medyczny. Ale już pod względem innowacyjności do czołówki weszły uczelnie spoza podium: Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny, Politechnika Lubelska i Politechnika Łódzka. W tej dziedzinie liczą się przede wszystkim liczba patentów i kwota pozyskana z Unii na projekty badawcze. Z kolei liderem w rankingu umiędzynarodowienia – w którym bierze się pod uwagę stosunki nawiązane z zagranicznymi uczelniami, kierunki prowadzone w obcych językach, a także liczbę studentów z zagranicy, jest Akademia Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie.
Jak twierdzą twórcy rankingu, pokazuje on również, na których uczelniach najlepiej są prowadzone wybrane kierunki – maturzyści mogą się więc dowiedzieć, gdzie np. najlepiej studiować historię czy informatykę. I wcale nie musi to być uniwersytet, który zdobył w sumie najwięcej punktów.
Przy przygotowaniu zestawienia brano pod uwagę 29 wskaźników, które zostały podzielone na siedem kryteriów: prestiż, absolwenci na rynku pracy, potencjał naukowy, efektywność naukowa, potencjał dydaktyczny, innowacyjność i umiędzynarodowienie. Jak przekonuje prof. Michał Kleiber – były prezes Polskiej Akademii Nauk, który jest przewodniczącym kapituły opracowującej metodologię badań – czyni to z niego jeden z najbardziej rozbudowanych rankingów edukacyjnych na świecie. – Jest też jednym z czterech, które posiadają międzynarodowy certyfikat jakości – dodaje prof. Kleiber.
W tym roku po raz pierwszy lekko zmodyfikowano metodologię badania – filozofia zmian polega na odchodzeniu od ankietowych danych miękkich na rzecz danych twardych, które bazują na wskaźnikach mierzalnych.
Autorzy podkreślają, że kiedy zaczynali 20 lat temu opracowywanie zestawienia, powoli nadchodziły czasy wyżu demograficznego, kiedy wszyscy bili się o miejsca na studiach, a uczelnie mogły wybierać najlepszych. Jak przypomina Waldemar Siwiński, inicjator rankingu, prezes Fundacji Perspektywy, w roku 2000 było 310 uczelni i 1,5 mln studentów. W 2005 r. było ich już 2 mln i zaczęły powstawać uczelnie niepubliczne. – Straszna myśl, że już za parę lat uczelnie zaczną między sobą konkurować o studentów niżu demograficznego, przychodziła do głowy tylko największym realistom – śmieje się Waldemar Siwiński. I dodaje, że w takich warunkach powstawał ranking.