O tym, że rząd powinien coś zrobić z takim sposobem zmniejszania obciążeń, w pełni przekonanych jest 25,4 proc. pytanych w sondażu Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych. Kolejne 27,3 proc. wybrało odpowiedź „raczej tak”. Równocześnie 43,8 proc. pytanych jest przeciwne jakimkolwiek ograniczeniom w stosowaniu fikcyjnej działalności gospodarczej zamiast etatu.
DGP
Z dużą rezerwą do sprawy podchodzą ci, których teoretycznie takie rozwiązania, jak test przedsiębiorcy, miałyby wspierać. Chodzi o ludzi młodych, uczniów i studentów, którzy dopiero wchodzą na rynek pracy. Oni nie widzą większego problemu z samozatrudnieniem. „Nie” jakiejkolwiek ingerencji rządu mówi 53 proc. osób w wieku od 18 do 29 lat.
Łukasz Kozłowski, ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, nie jest zdziwiony takim nastawieniem młodych do samozatrudnienia. Mówi, że ta formuła ułatwia im podjęcie aktywności zawodowej i nabywanie doświadczenia. – Ale jest też bardziej elastyczna niż praca na etacie. Można łatwiej zmieniać podmioty, dla których się pracuje, mieć kilku klientów jednocześnie, jest większa dowolność w trybie pracy.
Osoby młode sobie to cenią i to zwykle starszym bardziej zależy na pewnej stabilizacji, dodatkowej ochronie, jaką daje umowa o pracę – uważa Łukasz Kozłowski. Według niego wyniki badania IBRiS można interpretować w ten sposób, że choć Polacy dostrzegają problem z nadużywaniem stosowania fikcyjnej działalności gospodarczej, to już jakieś opresyjne formy rozwiązania tego problemu w rodzaju testu przedsiębiorcy nie wzbudziłyby ich entuzjazmu.
- Dla rządu to powinna być wskazówka, że zamiast walczyć ze skutkami, należy się zająć przyczynami fikcyjnej działalności gospodarczej – uważa ekonomista. Jego zdaniem wypychanie na samozatrudnienie to przede wszystkim efekt dużych różnic w opodatkowaniu i oskładkowaniu pracy i działalności gospodarczych. I na niwelowaniu tych różnic należałoby się skupić.