Unijne przepisy wymuszą zmiany kodeksu pracy. Firma częściej zapłaci za podnoszenie kwalifikacji. Możliwe są też modyfikacje okresu próbnego.
Jeśli unijne lub krajowe przepisy albo układ zbiorowy zobowiązują pracodawcę do zapewnienia pracownikom szkoleń (w celu wykonywania zadań, do których zostali zatrudnieni), to mają być one nieodpłatne. Powinny być też wliczane do czasu pracy i odbywać się – jeśli to możliwe – w godzinach pracy. Tak wynika z dyrektywy w sprawie przejrzystych i przewidywalnych warunków pracy, która czeka na formalne przyjęcie przez Parlament Europejski i Radę UE. Państwa członkowskie będą miały trzy lata na dostosowanie się do zmian. Dla Polski oznacza to konieczność modyfikacji przepisów dotyczących m.in. podnoszenia kwalifikacji, okresu próbnego, informowania pracowników o warunkach pracy.
DGP

Firma zapłaci

Obecnie tylko w przypadku szkoleń bhp przepisy przewidują jednoznacznie, że są one obowiązkowe i bezpłatne (dla pracownika). Opłaca je pracodawca i powinny odbywać się w czasie pracy. Inne szczegółowe regulacje przewidują jedynie konieczność odbycia odpowiedniego szkolenia lub potwierdzenia kwalifikacji. Dla przykładu art. 54 ustawy z 10 kwietnia 1997 r. – Prawo energetyczne (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 755 ze zm.) zakłada obowiązek posiadania odpowiednich uprawnień dla elektryków. Kwalifikacje te należy potwierdzać np. w razie modernizacji sieci, urządzeń lub instalacji.
– Zdarza się, że już teraz niektórzy pracodawcy opłacają koszty uzyskiwania takich uprawnień przez np. elektryków, kierowców, operatorów urządzeń lub maszyn. Na potrzeby wdrożenia dyrektywy na pewno trzeba będzie dokonać przeglądu przepisów, które przewidują wymóg szkoleń i posiadania odpowiednich kwalifikacji – tłumaczy Barbara Surdykowska z biura eksperckiego NSZZ „Solidarność”.
W tym zakresie dyrektywa budzi wątpliwości po stronie pracodawców. Jeśli wszystkie obowiązkowe szkolenia wymagane do wykonywania konkretnej pracy musiałyby być opłacane prze firmy (i wliczane do czasu pracy), to muszą one liczyć się ze znacznymi, ekstra wydatkami. Na dodatek wielu zatrudniających samodzielnie ustala też wymogi dotyczące kwalifikacji zawodowych i przewiduje szkolenia. Nie jest jasne, czy – na podstawie przepisów unijnych – one też zawsze miałyby być bezpłatne dla pracownika i wliczane do czasu pracy.
– Wątpliwości budzi zakres szkoleń, jaki miałby być finansowany obowiązkowo przez pracodawcę. Trzeba liczyć się z tym, że projektowane przepisy dyrektywy dotyczą uprawnień do wykonywania danego zawodu, np. elektryka – wskazuje Robert Lisicki, radca prawny, dyrektor departamentu pracy, dialogu i spraw społecznych Konfederacji Lewiatan.
Jego zdaniem unijne regulacje nie obejmą już jednak np. szkoleń przewidzianych w wewnątrzzakładowych przepisach.
– Z wyjątkiem tych określonych w układach zbiorowych – dodaje.
Jednocześnie dyrektywa przewiduje, że już na etapie rozpoczęcia zatrudnienia pracodawca ma informować pracownika o wszystkich szkoleniach, jakie zapewnia firma (o ile są one dostępne dla zatrudnionego).
– Ma to istotne znacznie dla planowania karier zawodowych. Dla przykładu księgowy już na etapie zawierania umowy będzie wiedział, że np. po dwóch latach pracy firma umożliwi mu podwyższenie kwalifikacji – tłumaczy Barbara Surdykowska.

Czas próby

Unijne regulacje mogą też wymusić istotne zmiany w zakresie okresów próbnych.
Kodeks pracy przewiduje obecnie możliwość podpisania odrębnej umowy o pracę na okres próbny, nieprzekraczający trzech miesięcy, którą zawiera się w celu sprawdzenia kwalifikacji podwładnego. Z kolei w dyrektywie użyte jest pojęcie okresu próbnego, a nie odrębnej umowy zawartej na próbę. Jednocześnie z tych przepisów wynika, że w przypadku zatrudnienia na czas określony długość okresu próbnego powinna być proporcjonalna do spodziewanej długości umowy i charakteru pracy.
– A to wywołuje istotne wątpliwości. Możliwe, że trzeba będzie zrezygnować z odrębnej umowy na okres próbny i wprowadzić zasadę, że jest on pierwszym etapem umowy na czas określony lub nieokreślony. Po jego upływie pracodawca decydowałby, czy kontynuuje zatrudnienie danej osoby, czy też z niego rezygnuje – zauważa Robert Lisicki.
Podkreśla, że dyrektywa nie zobowiązuje wprost do takich zmian, ale nie można wykluczyć, że w praktyce je wymusi.
– Miałyby one bardzo istotny charakter. Wiązałyby się np. z koniecznością określenia zasad, na jakich firma ma prawo zrezygnować z dalszego zatrudnienia pracownika, który się nie sprawdził – dodaje.
Zdaniem strony związkowej takie zmodyfikowanie pracy na próbę byłoby dopuszczalne.
– Ale nie wydaje się, że dyrektywa je wymusza – uważa Barbara Surdykowska.
Przy okazji prac nad unijnymi przepisami wrócił też temat maksymalnej długości okresu próbnego. Wspólnotowe regulacje przewidują, że ma on trwać nie dłużej niż sześć miesięcy. W Polsce górna granica to trzy miesiące.
– To zbyt krótki czas. W przypadku wysokospecjalistycznych stanowisk w ciągu trzech miesięcy zatrudniający często nie jest w stanie całkowicie zapoznać pracownika z wszystkimi obowiązkami. Jak może więc ocenić jego przydatność zawodową? – wskazuje Grzegorz Ruszczyk, radca prawny i partner w Kancelarii Raczkowski Paruch.
Podkreśla, że obecna regulacja odbiega od potrzeb dynamicznie zmieniającego się rynku. Związkowcy nie wykluczają rozmów o zmianach w tym zakresie.
– Ale najpierw porozmawiajmy o zasadach wypowiadania umów. Brak konieczności uzasadnienia zwolnienia w przypadku umów terminowych i bardzo krótkie okresy wypowiedzenia w przypadku umów na okres próbny powodują, że są to kontrakty prekaryjne – podsumowuje Barbara Surdykowska.