W polskiej gospodarce przestała rosnąć liczba pracujących – wynika z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności. Zestawienie takie co kwartał publikuje GUS. Z najnowszych danych wynika, że na koniec 2018 r. liczba pracujących wynosiła 16,4 mln – zaledwie 5 tys. więcej niż rok wcześniej, podczas gdy w 2017 r. zwiększyła się o 76 tys.
Zmiana liczby pracujących w Polsce / DGP
Ubiegłoroczny przyrost to najsłabszy wynik od 2009 r. Wtedy jedyny raz po wejściu Polski do Unii Europejskiej zanotowaliśmy spadek. Wówczas jednak polska gospodarka ocierała się o recesję, zaś w minionym roku rosła w 5-proc. tempie.
Wzrost liczby pracujących gwałtownie zahamował w momencie, w którym stopa bezrobocia przestała spadać. Według GUS w IV kw. wynosiła ona 3,8 proc. To o 0,7 pkt proc. mniej niż rok wcześniej, ale dokładnie tyle samo, co w III kw., tak więc trend spadkowy, który obowiązywał w polskiej gospodarce od 2013 r., coraz wyraźniej zanika.
Z raportu GUS wynika ponadto, że w IV kw. 2018 r. w dwóch województwach bezrobocie nawet wzrosło w stosunku do sytuacji sprzed 12 miesięcy. Chodzi o dolnośląskie i zachodniopomorskie. W pierwszym stopa bezrobocia urosła z 3,2 do 4 proc., a w drugim z 2,9 do 3,1 proc.
Minimalny wzrost liczby pracujących i zahamowanie spadku stopy bezrobocia to sygnały, że polski rynek pracy doszedł do ściany. Minister pracy Elżbieta Rafalska mówiła ostatnio, że kolejne tak spektakularne (jak w ostatnich latach) spadki stopy bezrobocia będą już trudne do osiągnięcia. Jest ona już tak nisko, że prawdopodobnie nie da się znacząco zejść niżej – dla osób w wieku produkcyjnym i powyżej 35. roku życia wynosi obecnie mniej niż 3 proc.
Równocześnie nowi pracownicy w firmach to często warunek konieczny do tego, żeby zwiększać skalę działalności lub decydować się na inwestycje rozwojowe. Skoro pracowników nie da się znaleźć, to firmy coraz częściej swoje plany rozwoju odkładają na później. To czynnik, który będzie wpływał hamująco na polską gospodarkę i zwiększał prawdopodobieństwo spowolnienia gospodarczego.
Spowolnienie z kolei będzie oznaczać, że słabsze przedsiębiorstwa wpadną w kłopoty i będą zmuszone zwalniać pracowników. Wtedy zapewne stopa bezrobocia zacznie wyraźniej rosnąć i rynek pracy powróci do równowagi: firmy, które nadal będą szukać pracowników, być może w końcu będą w stanie ich znaleźć.
Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności z powodu swojej konstrukcji nie uwzględnia pracowników z zagranicy. Badania nie obejmują hoteli robotniczych i są przeprowadzane w języku polskim, istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że GUS do sporej części imigrantów nie dociera, a ci, do których dociera, mogą odmawiać udziału.
Jeśli w najbliższych miesiącach napływ imigrantów na nasz rynek pracy się zmniejszy, to nawet wzrost bezrobocia w kraju może nie poprawić sytuacji firm, które szukają pracowników. Będziemy mieć podwójnie niekorzystną sytuację: bezrobocie będzie rosnąć, a pracodawcy, którzy będą w dobrej kondycji, i tak będą mieć kłopoty z zatrudnianiem.
Dzisiejsze problemy związane z brakiem pracowników i niskim bezrobociem byłyby mniejsze, gdyby nie wciąż bardzo niska aktywność zawodowa Polaków. Stosunek liczby pracujących oraz szukających pracy do całej populacji (badania GUS obejmują wszystkich powyżej 15. roku życia) spadł właśnie do 56,1 proc. Rok temu był o 0,1 pkt proc. wyższy. Spadek jest minimalny, ale wcześniej, do 2016 r., co roku obserwowaliśmy systematyczny wzrost aktywności. Sytuacja zmieniła się po obniżeniu wieku emerytalnego.
Liczba osób, które swoją bierność tłumaczą emeryturą, wzrosła w tym czasie o 272 tys. W ciągu ostatnich dwóch lat, według GUS, przybyło 571 tys. biernych zawodowo emerytów.
W ciągu ostatniego roku liczba nieaktywnych zawodowo wprawdzie spadła o 49 tys., ale to nadal ponad 13 mln ludzi. W tym ponad 5 mln w wieku produkcyjnym. Gdyby udało się ich zaktywizować, polska gospodarka miałaby z tego ogromne korzyści, a polskie firmy znacznie mniej problemów.
Polska w aktywizowaniu ma w ostatnich latach pewne sukcesy, ale nie są one na tyle duże, żeby zmienić sytuację w sposób znaczący.