Nie ma powodów, by uczelnie zwalniały "sieroty po dyscyplinach" - naukowców reprezentujących na uczelni dyscypliny nauki liczące mniej niż 12 osób. Te osoby będą nadal uczelni potrzebne - wyjaśnił w rozmowie z PAP wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego Piotr Mueller.

Nowa ustawa Prawo i szkolnictwie wyższym i nauce zakłada, że ewaluacji poddawane będą nie jak dotąd jednostki organizacyjne uczelni, ale uczelnie w poszczególnych dyscyplinach. Pracownicy uczelni do końca listopada br. mieli obowiązek – co jest nowością - zadeklarować, jakie dyscypliny, na potrzeby oceny instytucjonalnej, reprezentują (maksymalnie dwie). Aby uczelnia mogła poddać ewaluacji daną dyscyplinę nauki, musi zatrudniać co najmniej 12 pracowników prowadzących badania w danej dyscyplinie.

W związku z tymi przepisami w środowisku akademickim pojawiły się obawy, co się stanie z tzw. sierotami po dyscyplinach, czyli naukowcami, którzy reprezentują na uczelni dyscypliny mniej liczne niż 12 osób. Dyscypliny te nie byłyby więc objęte ewaluacją.

"Osoba zatrudniona w uczelni, która nie jest zaliczona do żadnej ewaluowanej dyscypliny naukowej będzie wliczana do algorytmu pod kątem składnika kadrowego. Na tę osobę uczelnia otrzyma więc pieniądze w części dydaktycznej" - wyjaśnił Piotr Mueller. Zaznaczył jednak, że uczelnia nie otrzyma na taką osobę pieniędzy w części badawczej.

Wiceminister dodał, że osoby zajmujące się dyscypliną nieewaluowaną mogły przypisać się dodatkowo do innej, pokrewnej dyscypliny, która jest ewaluowana na danej uczelni - jeśli ich działalność naukowa ma także związek merytoryczny z tą dyscypliną. "Dzięki temu ich dorobek będzie wzięty pod uwagę" - wyjaśnił rozmówca PAP.

"Rzadko kiedy są na uczelniach wolne elektrony, które nie są związane z żadną bardziej popularną danej uczelni, ewaluowaną dyscypliną" - uważa wiceminister.

Jak wyjaśnił, "ewaluacja nie jest jedynym czynnikiem warunkującym ilość środków, jakie otrzyma uczelnia". "Opłacalne jest również posiadanie pracowników, którzy zajmują się dyscypliną nieewaluowaną. Oni są nadal potrzebni w procesie kształcenia studentów czy do prowadzenia interdyscyplinarnych badań naukowych. Ocenianie przydatności pracownika tylko pod kątem tego, czy zajmuje się on dyscypliną ewaluowaną jest bezpodstawne i krótkowzroczne w kontekście algorytmu finansowania uczelni" - ocenił Mueller.

Przedstawiciele ruchu Obywatele Nauki pod koniec listopada informowali w mediach społecznościowych, że pewna uczelnia medyczna zażądała od pracowników, aby przypisali się do jednej z trzech dyscyplin, które wymieniła. Pytany, czy na takiej uczelni osoby, które się nie zastosują do tych wskazań, powinny bać się o pracę, wiceminister Mueller uspokoił: "To obawa w moim przekonaniu bezzasadna. Nie można ot tak zwolnić pracownika naukowego. Jest przecież kodeks pracy i zasady oceny okresowej, które nie mogą działać wstecz. Przypisanie się do dyscypliny, której żąda rektor, nie jest przesłanką do zwolnienia pracownika. Każdy sąd pracy przywróciłby pracownika, który byłby zwolniony z tego powodu. Nie ma tu podstawy prawnej do zwolnienia pracownika".

Jak dodał wiceminister, rektor nie ma prawa zmusić pracownika do wyboru innej dyscypliny niż chce pracownik. Zresztą nie ma zupełnej dowolności - w wyborze dyscypliny pracownik powinien brać pod uwagę przede wszystkim dyscyplinę, w jakiej ma dorobek naukowy.

Pytany, czy "sieroty po dyscyplinach" nie zaczną migrować w stronę ośrodków większych, gdzie dana dziedzina otrzymała ewaluację, Piotr Mueller powiedział: "Nie wydaje mi się, żeby tak było. Kwestia wewnętrznej mobilności na polskich uczelniach jest bardzo niesatysfakcjonująca. Nie wierzę, by akurat ten model zadziałał w tym wypadku".

Pojawiały się też wątpliwości, jakie konsekwencje będzie miało dla pracownika przypisanie się do danej dyscypliny. „Przypisanie się pracownika do dyscypliny ma znaczenie dla ewaluowanej instytucji. Ale już nie ma znaczenia w procesie zdobywania stopni i tytułów naukowych” - poinformował minister. Jeśli ktoś jest prawnikiem, mógł przypisać się w całości do nauk o polityce i administracji, jeśli jego dorobek jest merytorycznie związany z badaniami naukowymi prowadzonymi w podmiocie w ramach tej dyscypliny naukowej. Mimo to nie będzie żadnych przeszkód formalnych, żeby robił habilitację czy profesurę z prawa (o ile rzeczywiście jego dorobek prawa dotyczy).

W środowisku akademickim pojawiły się również wątpliwości, czy w związku z przypisaniem się do danej dyscypliny, będzie można publikować tylko w czasopismach naukowych związanych z tą dyscypliną.

"Prawnik może pisać o prawnych aspektach medycyny w czasopiśmie medycznym przypisanym do nauk o zdrowiu. I może tę publikację zgłosić do ewaluacji. Powinien tylko oświadczyć, że to publikacja związana z prawem. Takie deklaracje będą losowo poddawane ocenie eksperckiej przez Komisję Ewaluacji Nauki” - podał przykład Piotr Mueller.

Wiceminister zapowiedział, że rozporządzenie dot. ewaluacji jakości działalności naukowej będzie opublikowane w styczniu.