Administracja publiczna coraz częściej narzuca klauzule społeczne w przetargach. Niestety nie zawsze w umiejętny sposób, skoro wystarczy zatrudnić na 1/32 etatu.
Patrząc wyłącznie na dane statystyczne, należałoby uznać, że administracji publicznej rzeczywiście zaczęło zależeć na tym, by wydawać pieniądze z uwzględnieniem czynników społecznych. O ile kilka lat temu zaledwie 5 proc. przetargów uwzględniało w jakimkolwiek stopniu aspekty społeczne, o tyle w minionym roku było to już 17 proc. Biorąc pod uwagę wartość zamówień, odsetek ten był jeszcze większy i wyniósł aż 26 proc. Co czwarta publiczna złotówka jest więc wydawana z uwzględnieniem aspektów społecznych.
Najwięcej wagi przywiązuje do tego administracja centralna, gdyż to ona jest związana przyjętymi przez Radę Ministrów „zaleceniami w sprawie uwzględniania przez administrację rządową aspektów społecznych w zamówieniach publicznych”. Zgodnie ze sprawozdaniami aż 25 proc. zamawiających z administracji rządowej zastosowało w 2017 r. klauzule społeczne.

Klauzule obowiązkowe

Dane te, choć wyglądają bardzo optymistycznie, niekoniecznie jednak muszą oddawać rzeczywistą wrażliwość urzędników na problemy społeczne. Przede wszystkim dlatego, że w zdecydowanej większości przetargów poprzestano jedynie na sformułowaniu wymagań dotyczących zatrudniania pracowników na etat. To zaś jest po prostu wymogiem ustawowym, a więc zamawiający nie mają wyboru – muszą wpisywać to wymaganie do specyfikacji przetargowych. W przeciwnym razie złamią prawo. Wykorzystanie klauzul fakultatywnych, takich jak np. zastrzeżenie zamówienia dla zakładów pracy chronionej czy też obowiązek zatrudnienia bezrobotnych, jest już spotykane dużo rzadziej. Dla porównania – obowiązek zatrudniania na etat pojawił się w ponad 22 tys. przetargów. Klauzule dotyczące zatrudnienia osób zagrożonych wykluczeniem czy niepełnosprawnych – tylko 980 razy.
– Jeśli z ogólnej puli zamówień prospołecznych wyjmie się obowiązek zatrudnienia na etat, to widzimy już dużo słabsze wyniki, choć i tu wskaźniki wzrosły na przełomie ostatnich lat. W mojej ocenie ważniejsze od danych liczbowych są rzeczywiste efekty, a z tym bywa różnie – mówiła na zorganizowanej przez Radę Dialogu Społecznego konferencji Magdalena Olejarz, dyrektor Departamentu Unii Europejskiej i Współpracy Międzynarodowej Urzędu Zamówień Publicznych.
Najprostsze klauzule najczęściej stosowane / Dziennik Gazeta Prawna
Jak wynika z raportu przygotowanego na zlecenie UZP, głównym powodem, dla którego zamawiający uwzględniają aspekty społeczne w zamówieniach, jest wymóg ustawowy. Wskazało na niego prawie 53 proc. ankietowanych. Bardzo interesujące są odpowiedzi na pytanie o przyczyny braku klauzul społecznych. Aż 78 proc. nie potrafiło ich wskazać, ok. 12 proc. uznało za nie brak czasu, a 8 proc. – brak wiedzy. Tylko mniej niż 2 proc. wskazało na opór ze strony przełożonych.
– Nie sądzę, żeby była jeszcze potrzeba zmian prawnych. Bardziej widzę potrzebę budowania świadomości. Jeśli jednak okazuje się, że powodem braku uwzględnienia klauzul społecznych jest brak czasu urzędników, to obawiam się, że niewiele możemy na to poradzić – zwraca uwagę Magdalena Olejarz.
Co ciekawe, zdecydowana większość badanych zamierza w przyszłości uwzględniać aspekty społeczne w organizowanych przez siebie przetargach. Prawie 86 proc. złożyło taką deklarację.

15 minut dziennie

Praktyka pokazuje, że nawet przy uwzględnianiu obowiązkowej klauzuli, czyli zatrudniania pracowników na etat, często popełniane są błędy. Jeden z nich to brak wskazania wymiaru czasu pracy. To zaś oznacza, że dowolna cząstka etatu będzie oznaczać spełnienie wymagań postawionych w specyfikacji.
– Niechlubny rekordzista zatrudniał na 1/32 etatu, czyli 15 minut dziennie. A wszystko dlatego, że zamawiający nie doprecyzował swych wymagań – zauważa Sylwia Szczepańska, ekspert NSZZ „Solidarność” i członek doraźnego Zespołu ds. Zamówień Publicznych przy RDS.
Na te same problemy zwraca uwagę Michał Kulczycki, przewodniczący NSZZ „Solidarność” Pracowników Firm Ochrony, Cateringu i Sprzątania. Zna konkretne sytuacje, gdy pracownicy ochrony są zatrudnieni na 1/4 etatu, a pozostała zapłata odbywa się na podstawie umowy-zlecenia. Co gorsza, ta sama instytucja potrafi różnicować sytuację pracowników.
– W jednym z muzeów panie, które pilnują eksponatów w wewnątrz, są zatrudnione na etat. Ale już panowie chroniący go z zewnątrz pracowali za stawkę 6 zł za godzinę. To jest autentyczna sytuacja sprzed zaledwie ośmiu miesięcy – mówi Michał Kulczycki. Inny problem to niechęć do renegocjowania wynagrodzenia, i to nawet wtedy, gdy nowe poniekąd jest narzucone przez państwo. Jedno z ministerstw przez pół roku zwlekało z zawarciem aneksu po tym, gdy przepisy narzuciły minimalną stawkę w wysokości 13 zł za godzinę.
Katarzyna Duda, ekspert Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a, przez rok badała warunki zatrudniania firm sprzątających w szpitalach. Na 16 przypadków w 13 prawidłowo zastosowano klauzule społeczne. W trzech jednak doszło do nieprawidłowości. Dla przykładu – na kilkanaście zatrudnionych osób do sprzątania wymóg pracy na etat dotyczył tylko jednej. Z kolei w innym przetargu postawiono go tylko wobec wykonawcy. Podwykonawca mógł już zatrudniać personel sprzątający w dowolnej formie.
Inny problem to kontrola, czy przedsiębiorcy realizujący publiczne kontrakty rzeczywiście zatrudniają pracowników na umowy o pracę. Michał Kulczycki twierdzi, że żaden z członków reprezentowanego przez niego związku nie zauważył, by ktoś weryfikował formę zatrudnienia.