Wynagrodzenie w państwowej sferze budżetowej ma wzrosnąć wzrośnie o 2,3 proc., a to oznacza, że np. administracja rządowa będzie miała o taki wskaźnik odmrożoną kwotę bazową. Po zwiększeniu kwoty wynagrodzenie wzrośnie średnio o 260 zł.

Wzrost powiązany jest ze wzrostem nakładów na fundusz płac. Rozdział tych środków pozostanie w gestii kierowników poszczególnych urzędów. Takie rozwiązanie nie stanowi żadnej gwarancji, że pieniądze faktycznie trafią do najbardziej potrzebujących pracowników danej instytucji.

Założenie zostało już uwzględnione w projekcie ustawy budżetowej na 2019 r., który ma być omawiany w Radzie Dialogu Społecznego. Związki zawodowe urzędników co prawda się cieszą są zadowolone, ale nie ukrywają że chciałyby więcej. Nie jest jeszcze do końca pewne, czy wszystkie środki trafią na podwyżki, czy też na dodatkowe etaty.

Warto zauważyć, że ostatnie odmrożenie kwoty bazowej w służbie cywilnej miało miejsce w 2008 r. Od tej pory, mimo systematycznego wzrostu płacy minimalnej, kwota bazowa dla członków korpusu nie rosła.

Z projektu wynika, że na odmrożenie kwoty bazowej o 2,3 proc. rząd wyda 370 mln zł. Jeśli w życie weszłoby rozwiązanie forsowane przez prof. Czerwińską, czyli podwyższenie funduszu wynagrodzeń o wskaźnik inflacji, do służby cywilnej trafiłoby o 180 mln zł mniej.

Kwota bazowa w służbie cywilnej ma wzrosnąć z 1874 zł do 1917 zł, czyli o 43 zł. Od jej wielokrotności liczone są płace pracowników korpusu. Jeśli np. urzędnik ma pensję ustaloną z mnożnikiem 2.0, to jego wynagrodzenie zasadnicze wzrośnie o 86 zł. Przyjmując, że wszystko z zaplanowanych środków miałoby pójść tylko na podwyżki, to średnio na jednego członka korpusu przypadałoby ok. 260 zł brutto.