Część europosłów chce przyznać unijnej agencji szerokie uprawnienia kontrolne. Pierwsze rozstrzygnięcia zapadną jutro.
Propozycje znacząco rozszerzające możliwości kontrolowania przez UE przedsiębiorców delegujących swoich pracowników do pracy za granicą forsuje teraz grupa socjalistów w europarlamencie – dowiedział się DGP. Chodzi o Europejski Urząd Pracy, który Komisja Europejska Jeana-Claude’a Junckera traktuje jako jeden ze swoich priorytetowych projektów. Nowa agencja miałaby czuwać nad sprawiedliwym przepływem pracowników pomiędzy granicami państw członkowskich. Teraz trwa burzliwa debata na temat tego, jak duże mają być kompetencje nowego urzędu. Ścierają się dwie wizje.
Ta forsowana przez socjalistów jest niekorzystna dla polskich firm delegujących pracowników, bo zakłada, że urząd służy do egzekwowania unijnego prawa, a więc ma możliwość nakładania kar oraz rozstrzygania sporów. Komisja w swoim projekcie wprowadzała kontrole, ale proponowała, by mogły się one odbywać jedynie za zgodą kraju kontrolowanego. Socjaliści chcą jednak zniesienia zasady dobrowolności, by państwa były zmuszone do podporządkowania się kontroli. Lewica uważa bowiem, że w tym kształcie urząd byłby niczym pies na łańcuchu, który może tylko szczekać. Za naostrzeniem mu zębów lobbują związki zawodowe, dlatego – jak słyszymy – posłowie francuscy czy niemieccy z innych grup politycznych mogą propozycje socjalistów poprzeć. – Tu, podobnie jak w przypadku dyrektywy o delegowaniu pracowników, liczy się podział geograficzny na zachodnią i wschodnią Europę – mówi nasz rozmówca.
Gdyby wizja socjalistów wygrała, nowy urząd przede wszystkim skupiałby się na wdrażaniu przepisów dotyczących delegowania, dyrektywy właśnie zaskarżonej do unijnego trybunału przez Węgry i Polskę. Oba rządy podkreślają protekcjonistyczny charakter nowych przepisów wymierzonych w unijną swobodę przepływu osób i usług. Wniosek obu rządów nie ma bezpośredniego wpływu na prace nad powołaniem nowego urzędu, ale ten ruch może wpłynąć na klimat rozmów na ten temat.
– Sprawa agencji jest osobna, ale na pewno stanowi część szerszej agendy protekcjonistycznej – mówi DGP wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański. – Lewica chce wykorzystać ją do ograniczania wspólnego rynku przez budowanie nadmiernych obciążeń biurokratycznych. Szczególnie odbije się to na małych i średnich przedsiębiorstwach, których nie stać na szeroką międzynarodową obsługę prawną – mówi. Największą liczbę pracowników do innych krajów członkowskich delegują polskie firmy, więc to one najbardziej mogą odczuć skutki unijnych regulacji.
Przeciwna nadawaniu szerokich kompetencji nowemu urzędowi jest europosłanka Elżbieta Łukacijewska z PO, która mówi, że nowy urząd mógłby spełniać ważną i przydatną polskim przedsiębiorcom funkcję, ale pod warunkiem że zachowane zostaną odpowiednie proporcje. – To powinna być przede wszystkim platforma informująca przedsiębiorców o regulacjach i procedurach obowiązujących w poszczególnych krajach członkowskich – zaznaczyła. Tym bardziej że po 2020 r. w życie ma wejść dyrektywa o pracownikach delegowanych. Jeśli rządom polskiemu i węgierskiemu nie uda się jej zatrzymać w unijnym trybunale, to dyrektywa nałoży na pracodawców obowiązek zrównywania warunków zatrudnienia osoby po roku jej pracy w innym kraju z sytuacją pracowników na miejscu.
Europejski Urząd Pracy mógłby stanąć na straży swobody przepływu usług i jednolitego rynku. Marcin Kiełbasa, ekspert z Inicjatywy Mobilności Pracy, zwraca uwagę, że nowa agencja mogłaby posłużyć do niwelowania dyskryminacyjnych praktyk stosowanych przez państwa przyjmujące pracowników delegowanych. Przodują w tym Francja, Belgia i Austria. Naruszeniem zasad delegowania pracowników jest np. zakładanie firm skrzynek pocztowych prowadzących działalność w krajach o wysokich kosztach pracy, które w poszukiwaniu oszczędności rejestrują nowe przedsiębiorstwa w państwach o niższych kosztach. Zdarzają się przykłady firm holenderskich, które funkcjonują w Polsce, ale tylko z nazwy, korzystając z niższych kosztów pracy.
Europoseł Kosma Złotowski z PiS jest przeciwny powoływaniu nowego urzędu, bo w jego ocenie będzie to „policja pracy skierowana przeciwko pracownikom delegowanym”. Szanse na to, że projekt zostanie odrzucony w całości i nowy urząd nie powstanie, są jednak niewielkie, dlatego – jak podkreśla eurodeputowany – celem jest wyrwanie mu zębów tak, by nowy organ nie mógł „wyręczać” państw członkowskich w ich kompetencjach.
Na razie europosłowie są mocno podzieleni w tej sprawie. Nie ma nawet zgody co do tego, jak nowy organ ma się nazywać. Łukacijewska chce przeforsować zmianę nazwy na agencję, by nie kojarzył się on ze zbyt dużymi uprawnieniami. Socjaliści chcą jednak pozostać przy urzędzie. Pierwszym probierzem nastrojów w europarlamencie będzie jutrzejsze głosowanie nad opinią komisji transportu PE, w której jej członkowie przedstawią swoje stanowisko. Posłuży ona do dalszych prac komisji zatrudnienia, która przygotuje ostateczną propozycję europarlamentu. Komisja Europejska naciska na szybkie zakończenie prac tak, by rozporządzenie ustanawiające nowy urząd zostało uchwalone jeszcze przed wyborami europejskimi w maju przyszłego roku.
Bez sankcji urząd byłby jak pies na łańcuchu, który może tylko szczekać