Samorządowcy alarmują, że przyszłoroczny wzrost subwencji oświatowej jest zaniżony. Kolejny raz nie uwzględnia skutków reformy i odpraw dla zwalnianych z gimnazjów nauczycieli.
Oświatowe związki zawodowe będą w sobotę protestować w Warszawie. Domagają się m.in. podwyżek płac dla nauczycieli. Rząd nie zamierza jednak dawać im więcej pieniędzy. Jak tłumaczy – w przyszłym roku nauczyciele będą mogli liczyć na 5-proc. wzrost pensji, co będzie już drugą z rzędu podwyżką, a kolejna, także o 5 proc., planowana jest na 2010 r. Tegoroczna wyniosła 5,35 proc. Związki zawodowe chcą natychmiastowego wzrostu płac o co najmniej tysiąc złotych.

Podwyżki już w budżecie

Zgodnie z projektem ustawy budżetowej na 2019 r. subwencja oświatowa dla jednostek samorządu terytorialnego wyniesie 45 mld 909 mln zł i jest o 6,6 proc. wyższa od tegorocznej. Do samorządów trafi więc o ponad 2,8 mld zł więcej.
Resort finansów tłumaczy, że zostały w tym uwzględnione m.in. skutki wzrostu od 1 stycznia 2019 r. o 5 proc. wynagrodzeń nauczycieli zatrudnionych w szkołach i placówkach oświatowych prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego, tegoroczny wzrost wynagrodzeń, a także skutki finansowe zmiany liczby etatów nauczycieli oraz ich awansu zawodowego.
Dla samorządów wzrost pensji zasadniczych dla pedagogów oznacza dodatkowe wydatki. Wciąż w Karcie nauczyciela obowiązuje w art. 30 mechanizm, który nakazuje wszystkim nauczycielom z określonym stopniem awansu zawodowego zapewnianie średnich płac. W efekcie wraz ze wzrostem pensji zasadniczych samorządy podejmują decyzję o zwiększeniu środków m.in. na dodatek motywacyjny dla nauczycieli. Inaczej muszą się liczyć z obowiązkiem wypłacania do końca stycznia każdego roku wyrównania w postaci jednorazowego dodatku uzupełniającego określanego potocznie jako „czternastka”.
Kolejnym kosztem dla samorządów są też pracownicy, którzy są zatrudnieni do obsługi placówek oświatowych. Większość z nich otrzymuje wynagrodzenia na poziomie płacy minimalnej, a ta w 2019 r. także ma wzrosnąć.
– Z każdym rokiem subwencja oświatowa nam się rozjeżdża wydatkami na edukację. Dzieje się tak, choć przybywa uczniów i pieniędzy powinno być więcej – mówi Krzysztof Chaciński, burmistrz Radzymina.
– Już w tym roku staramy się nawet płacić części nauczycieli więcej, niż przewiduje Karta. Mam tu na myśli lingwistów i informatyków. Jeśli byśmy tego nie robili, w szkołach brakowałoby takich specjalistów. Niestety subwencja tego nie uwzględnia i obawiam się, że w 2019 r. będzie podobnie – dodaje.

Wydatki na reformę

Samorządy zdają sobie też sprawę, że odczują skutki trzeciego roku reformy polegające na wygaszaniu gimnazjów. Jeśli osoby w nich uczące w przyszłym roku nie znajdą zatrudnienia w szkołach średnich lub podstawówkach, trzeba będzie im wypłacić odprawy, a na to też są potrzebne pieniądze.
– Po wejściu w życie reformy oświaty udział środków otrzymanych z budżetu państwa w wydatkach Gminy Miejskiej Ciechanów na edukację zmniejszył się z 65 proc. w 2016 r. do 62 proc. w 2018 r. Dzięki środkom z MEN w 2017 r. udało się częściowo sfinansować zakup wyposażenia i remonty tylko w jednym z czterech miejskich gimnazjów objętych reformą. Dodatkowo zachodzi konieczność doposażenia nowych klas VII i VIII w szkołach podstawowych, które dotychczas liczyły sześć oddziałów – wylicza Olga Zmudczyńska-Pabich z Urzędu Miasta w Ciechanowie.
– Po zakończeniu roku szkolnego 2018/2019 pojawi się problem wypłacania odpraw dla nauczycieli z gimnazjów, którzy nie znajdą zatrudnienia w innych placówkach prowadzonych przez gminę. Na to będziemy musieli wyłożyć środki z własnego budżetu – dodaje.
Samorządy wskazują też, że sam podział subwencji oświatowej, który jest co roku określany przez resort edukacji w rozporządzeniu, nie uwzględnia wielu wydatków, które muszą sfinansować z własnych budżetów.
– Już teraz szacujemy, że wskutek wygaszania gimnazjów będziemy musieli zwolnić 27 osób i wypłacić im sześciomiesięczne odprawy. Niestety przepisy o podziale subwencji nigdy tego nie uwzględniały. Na oświatę w tym roku wydaliśmy 42 mln zł, z czego tylko około połowa pochodziła z subwencji oświatowej – mówi Anna Biniakowska, dyrektor zespołu obsługi oświaty i rekreacji w Nakle nad Notecią.
– Jest też coraz więcej dzieci z orzeczeniem o pomocy psychologiczno-pedagogicznej, które wybierają zindywidualizowaną ścieżkę nauczania. Ich rodzice domagają się dużej liczby zajęć, choć przepisy tego nie regulują. Z naszej miejscowości są też dowożone do Bydgoszczy, w której korzystają z pomocy specjalistów, a my musimy płacić za transport i za nauczycieli – dodaje.

Zdefiniować koszty

Samorządowcy od lat postulują, aby zdefiniować i oszacować wszystkie zadania oświatowe, które realizują gminy. Wtedy kwota subwencji byłaby naliczana na podstawie tych wskaźników i dzięki temu byłaby bardziej rzetelna.
– To dobrze, że przyszłoroczna subwencja wzrasta, nasze wydatki związane z reformą też się zwiększyły. Obawiam się jednak, że i tak kwota ta jest jednak mocno zaniżona w stosunku do potrzeb i wyzwań, jakie nas czekają w 2019 r. – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
– MEN powinien wreszcie oszacować i zdefiniować zadania realizowane w szkołach, ale obawiam się, że gdyby to zrobił, subwencja musiałaby wzrosnąć nie o 3, ale o 30 mld zł, a na to przypuszczam nie ma pieniędzy – prognozuje Marek Olszewski.
Resort edukacji prace nad zmianami w podziale subwencji planuje dopiero na koniec roku. Jednak, jak już pisaliśmy, nie oznaczają one, że automatycznie więcej pieniędzy na ten cel popłynie do wszystkich samorządów. Więcej otrzymają te gminy, których placówki nie pracują w systemie zmianowym i uczą do południa. Pozostałe, które z różnych względów do tego się nie dostosują, muszą się liczyć z jeszcze niższymi niż obecnie wpływami.