zarobki PiS przygotował projekt ustawy obniżający uposażenia posłów i senatorów. Ale nie ma zgody na to, by analogicznym rozwiązaniem objąć wójtów, burmistrzów, prezydentów miast, starostów i marszałków.
Wynagrodzenie pracownika samorządowego / Dziennik Gazeta Prawna
Jarosław Kaczyński, prezes PiS, zapowiedział, że wszyscy – począwszy od wójtów, a na parlamentarzystach kończąc – mają zarabiać mniej. Opozycja, a także sami zainteresowani w terenie, uznali, że to zamach na niezależność samorządów. Co więcej, nawet w szeregach PiS panuje przeświadczenie, że obniżanie – i tak niezbyt wysokich – pensji samorządowcom jest co najmniej niezrozumiałe.
Nadal po staremu
Zgodnie z projektem nowelizacji ustawy z 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1510 ze zm.), który dwa tygodnie temu został wniesiony do laski marszałkowskiej przez posłów PiS, wynagrodzenie parlamentarzystów ma wynosić 80 proc. wysokości płacy podsekretarza stanu, ustalonej na podstawie przepisów o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. W projekcie nie ma jednak regulacji, które ograniczyłyby zarobki samorządowców. Wciąż nie ma też odrębnej nowelizacji ustawy o pracownikach samorządowych.
Obecnie maksymalne miesięczne uposażenie samorządowców nie może przekroczyć siedmiokrotności kwoty bazowej, określonej w ustawie budżetowej dla osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe na podstawie przepisów ustawy z 23 grudnia 1999 r. o kształtowaniu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej oraz o zmianie niektórych ustaw (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 373). W 2018 r. kwota ta wynosiła 1789,42 zł brutto. W efekcie maksymalna wysokość wynagrodzenia dla włodarzy wynosi 12 525,94 zł brutto.
W celu obniżenia tego limitu należałoby więc jedynie znowelizować art. 37 ust. 3 ustawy z 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 902 ze zm.).
– Dostałem zadanie, że mam być sprawozdawcą projektu o obniżeniu uposażeń posłów i senatorów. Nikt nie polecił mi, aby zmieniać w nim jeszcze ustawę o pracownikach samorządowych – mówi DGP Marcin Horała, poseł PiS.
– Z tego, co mi wiadomo, osoby odpowiedzialne za samorządy wciąż zastanawiają się, jakie wprowadzić zmiany w tym zakresie – dodaje.
Inny poseł PiS potwierdza, że nadal trwają dyskusje na ten temat. – Przekonujemy prezesa, aby jednak nie szedł w kierunku obniżania uposażeń samorządowców. O to apelują z terenu nawet osoby związane z naszym ugrupowaniem – mówi.
– Niewykluczone, iż pójdzie informacja, że trwają pracę nad zmianami uposażeń dla samorządowców, ale tak naprawdę może dojść do całkowitego wygaszenia tematu obniżania pensji w terenie – dodaje.
Również eksperci uważają, że wynagrodzenia samorządowców potrzebują zmian systemowych, ale ograniczanie ich wysokości jest niezrozumiałe i wręcz szkodliwe. – Ruch pochopny i dobrze by było, aby PiS się z tego pomysłu wycofał – uważa dr Stefan Płażek, adwokat, adiunkt Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Eksperci wskazują także, że jeśli PiS chciałby zmniejszać pensje samorządowcom, projekt już dawno byłby w Sejmie. – Wszystko wskazuje jednak na to, że to proste rozwiązanie legislacyjne wzbudza wiele kontrowersji w obozie władzy – mówi dr Jakub Szmit z Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert ds. administracji publicznej.
Płacowe później
Kolejnym krokiem powinno być znowelizowanie rozporządzenia Rady Ministrów z 18 marca 2009 r. w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1786 ze zm.). Tam rząd określa m.in. minimalne i maksymalne stawki wynagrodzeń dla poszczególnych włodarzy. Na przykład obecnie wynagrodzenie zasadnicze wójta w miejscowości do 15 tys. mieszkańców waha się od 4,2 tys. zł do 5,9 tys. zł brutto.
– Na podstawie tego rozporządzenia pokazuję swoim studentom, że pensja zasadnicza prezydenta Warszawy wynosi 6,5 tys. brutto – wskazuje dr Jakub Szmit.
– To są żenujące kwoty, wynikające z tego, że od blisko dekady maksymalne wynagrodzenia samorządowców nie były przez Radę Ministrów zwiększane – dodaje.
Propozycja leży na stole
Z kolei Związek Miast Polskich chce zaproponować projekt ustawy o wynagradzaniu osób z wyboru i powołania w samorządach (czyli zarówno wójtów, prezydentów miast, jak i starostów oraz marszałków, którzy nie są wybierani w wyborach bezpośrednich, ale powoływani przez zarząd lub radę).
– Nie może być tak, że wójt kilkutysięcznej gminy z kilkumilionowym budżetem zarabia podobnie lub tyle samo, co prezydent dużego miasta zarządzający kilkumiliardowym budżetem – mówi Marek Wójcik, pełnomocnik zarządu ZMP ds. legislacyjnych.
Z projektu napisanego przez związek wynika, że prezydenci dużych miast mogliby zarabiać nawet w przedziale 20–25 tys. zł miesięcznie. Obecnie ich płace, tak samo jak pozostałych włodarzy, nie mogą przekroczyć 12,5 tys. zł brutto.
– PiS jednak nie zdecyduje się na podwyższenie uposażeń, bo to mogłoby zaszkodzić wizerunkowi partii. Nie ma też w tym interesu, aby zwiększać pensje prezydentów dużych aglomeracji, w których do tej pory zwykle wygrywała opozycja – zauważa prof. Bogumił Szmulik, radca prawny, ekspert ds. administracji publicznej.
Sceptyczni są także samorządowcy związani z PiS. – Przy obecnej opozycji nie ma szans na porozumienie w tej kwestii. Dlatego sugerowałbym wygaszenie tego tematu, bo jeśli dojdzie do obniżenia uposażeń, pojawi się zarzut zamachu na samorządność, a w przypadku zwiększenia pensji prezydentom dużych miast opozycja będzie mówić, że dają swoim – sugeruje Mariusz Krystian, wójt gminy Spytkowice (woj. małopolskie).