W całym kraju pracownicy Inspekcji Weterynaryjnej zaczęli masowo składać wnioski o podwyżki wynagrodzeń. Jeśli ich nie dostaną, grożą odejściami.
Inspekcja Weterynaryjna cierpi na deficyt kadr. Jest bardzo dużo wakatów. Zdarzają się powiatowe inspektoraty weterynarii, gdzie pracuje jeden lekarz. Szacujemy, że w ok. 50 proc. rozpisanych naborów nie wpływa ani jedna oferta – mówi DGP Witold Katner, rzecznik prasowy Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Taki stan potwierdza też Lech Rybarczyk, przewodniczący Rady Sekcji Krajowej Pracowników Weterynarii NSZZ „Solidarność”. – W inspekcji weterynaryjnej zaczyna brakować ludzi do pracy. Jest coraz więcej wolnych etatów, które trudno obsadzić. I dotyczy to zarówno lekarzy weterynarii na szczeblu powiatowym i wojewódzkim, jak i pracowników laboratoriów oraz administracyjnych. Są też problemy z obsadzeniem stanowisk kierowniczych w powiatowych inspektoratach weterynarii – wskazuje.
Powód? Starsi odchodzą na emeryturę, a młodzi nie chcą pracować za pieniądze, które są im oferowane na start. – Kwoty są bardzo niskie. W zależności od powiatu młodszy inspektor weterynaryjny zarabia od 2,5 tys. do 3 tys. złotych brutto – wyjaśnia Katner. Wtóruje mu Rybarczyk: – Od 2009 r. nasze pensje stoją w miejscu, pomimo wzrostu płacy minimalnej, a także wysokości średnich zarobków – podkreśla.
Miarka się przebrała
Wygląda na to, że pracownicy IW stracili cierpliwość i postanowili pokazać, że taka sytuacja nie jest przez nich akceptowana. – Wmówiono nam, że nie warto o naszych problemach mówić głośno, bo i tak to nic nie da, oraz sprowadzono do roli urzędników-niewolników, którym nie należy się nawet podwyżka pensji o wskaźnik inflacji – wskazuje jeden z pracowników IW. Jednocześnie podkreśla, że co prawda ustawa o służbie cywilnej zabrania organizowania protestów zakłócających normalną pracę urzędu, to jednak nie zakazuje składania indywidualnych wniosków o podwyżkę. Dlatego każdy, kto uważa, że jego wynagrodzenie nie jest adekwatne do jego pracy, wykształcenia i doświadczenia, składa do swojego szefa takie podanie. – Wiemy o akcji, ale nie jesteśmy jej organizatorem. To spontaniczna oddolna inicjatywa – mówi Lech Rybarczyk. Zaznacza jednocześnie, że związek w pełni popiera tę akcję. – Ten ruch świadczy o nastrojach w inspekcji i pokazuje, jak trudna jest w niej sytuacja – dodaje Rybarczyk. Co na to szefowie? – Jeżeli wpłyną do nas wnioski o podwyżkę, to możemy je przekazać dalej do wiadomości wojewodzie i głównemu lekarzowi weterynarii. Pensje pracowników inspekcji finansowane są z budżetu państwa. Obecnie inspektorat nie ma wolnych środków finansowych, które można przeznaczyć na ewentualne podwyżki. Inspekcja weterynaryjna jest jednostką budżetową, która nie prowadzi działalności gospodarczej, w związku z czym wymagane są działania w tym zakresie na szczeblu rządowym – mówi Andrzej Żarnecki, wielkopolski wojewódzki lekarz weterynarii.
Wnioski o podwyżki składane przez pracowników IW* / Dziennik Gazeta Prawna
Resort rolnictwa nie odpowiedział DGP, czy rząd planuje podwyżki dla pracowników IW.
Eksperci są jednak sceptyczni w tym względzie. – Wielokrotnie pisaliśmy do ministra rolnictwa i rozwoju wsi czy ministra finansów. Odpowiedzi, które otrzymywaliśmy, niewiele jednak wnosiły. W tym roku resort rolnictwa odpowiedział, że w ustawach okołobudżetowych wynagrodzenie dla administracji państwowej jest zamrożone – wyjaśnia Katner.
Bioasekuracja pod znakiem zapytania
Problemy kadrowe w IW są też ważne z punktu widzenia znowelizowanego rozporządzenia w sprawie środków podejmowanych w związku z wystąpieniem afrykańskiego pomoru świń (Dz.U. z 2018 r. poz. 360), które ma wejść w życie z końcem lutego. Jak podkreśla resort rolnictwa, zmiany były konieczne ze względu na zagrożenie dalszego rozprzestrzeniania się choroby na terytorium naszego kraju. Wprowadzane przepisy mają za zadanie podnieść poziom zabezpieczenia gospodarstw, a tym samym zmniejszyć ryzyko wystąpienia tej choroby. Dostosowanie gospodarstwa utrzymującego świnie do tych wymagań będzie kontrolowane przez organy inspekcji weterynaryjnej. W przypadku stwierdzenia nieprawidłowości powiatowy lekarz weterynarii będzie wydawał decyzje administracyjne nakazujące usunięcie uchybień, ewentualnie zabicie świń oraz zakazywał ich utrzymywania w gospodarstwie.
Samorząd lekarzy weterynarii od dawna zwracał się do rządu z wnioskiem o wprowadzenie zasad bioasekuracji na terenie całego kraju, uważając, że to jedna z podstawowych dróg do zwalczenia ASF. Jednocześnie Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna oczekuje, że kolejnym krokiem rządu będzie szybkie wzmocnienie kadrowo-finansowe inspekcji weterynaryjnej, która jest odpowiedzialna za wprowadzenie zasad bioasekuracji w życie. – Niepokoi nas to rozporządzenie. Ono samo w sobie jest dobre i potrzebne. Problemem mogą się okazać możliwości jego realizacji. Lekarze weterynarii będą musieli skontrolować bowiem każde gospodarstwo zajmujące się hodowlą trzody chlewnej. W skali kraju jest ich mniej więcej 230 tys. Jednak liczba kontroli będzie dwukrotnie wyższa od liczby gospodarstw. Za pierwszym razem lekarz sprawdzi, w jakim stanie jest gospodarstwo, i wyda zalecenia. Po kilku miesiącach będzie musiał jednak wrócić i sprawdzić, czy rolnik się do nich zastosował – opowiada Katner. Zwraca uwagę, że jest to ewidentne dołożenie bardzo dużej liczby obowiązków. – A gdzie czas na pozostałe czynności, w tym zwykły nadzór nad rzeźniami, zakładami mięsnymi i przetwórczymi? – pyta retorycznie.