Resort pracy przygotowuje listę profesji, które pilnie potrzebują pracowników z zagranicy. Partnerzy społeczni mają wskazać po 20 grup takich fachowców.
Do 25 września Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przyjmuje zestawienia kluczowych zawodów z uszeregowaniem wedle ważności od 1 do 20.
Dotychczas resort publikował informacje o zawodach deficytowych i nadwyżkowych, ale konsultacje to nowość. Uruchomiono je w związku z przyjętym 11 lipca 2017 r. przez rząd projektem nowelizacji ustawy o cudzoziemcach oraz ustawy o zmianie ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz niektórych innych ustaw, która została już przedstawiona do podpisu prezydentowi.
Nowa polityka
W ubiegłym roku unieważniono dokument „Polityka migracyjna Polski – stan obecny i postulowane działania”. Rząd wyjaśniał, że sytuacja w ostatnich latach radykalnie się zmienia i w związku z tym chce się dowiedzieć od partnerów społecznych, kto najbardziej potrzebuje ułatwień w zatrudnianiu cudzoziemców.
Organizacje pracodawców przychylnie patrzą na inicjatywę ministerstwa, ale zwracają uwagę, że wybranie zaledwie 20 specjalizacji może powodować rezygnację z innych zawodów, w których również brakuje rąk do pracy. – Potrzeby rynku są dużo większe niż 20 profesji – twierdzi Grzegorz Tokarski z Pracodawców RP.
Zatrudnianie cudzoziemców w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Inne obawy wynikają z regionalizacji potrzeb. – To normalne, że np. w Wielkopolsce możemy potrzebować spawaczy, a na Lubelszczyźnie już nie. Jak wykazać to w zamkniętym rankingu? – pyta Tokarski. Jego wątpliwości budzi również art. 90b nowej ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, która czeka na podpis prezydenta Andrzeja Dudy. Artykuł ten zakłada, że minister pracy w porozumieniu z ministrem rozwoju i szefem MSWiA będzie mógł ograniczyć maksymalną liczbę zezwoleń na pracę w danym województwie.
– Takie limity niekonsultowane z Radą Dialogu Społecznego i jej regionalnymi odpowiednikami nie powinny mieć miejsca – uważa przedstawiciel Pracodawców RP. I argumentuje: skąd wziąć pracowników, gdy obniżany jest wiek emerytalny, nie doszło do reformy urzędów pracy, a blisko 60 proc. osób w nich zarejestrowanych posiada status długotrwale bezrobotnych? – Dodatkowe limitowanie, zamykanie katalogów i brak wiary w potrzeby lokalnych rynków utrudnią działanie przedsiębiorcom, uniemożliwiając im rozwój i inwestycje – konkluduje.
Z kolei Jakub Gontarek z Konfederacji Lewiatan uważa, że to strategiczna decyzja, i chwali ministerstwo za to, że reaguje na coraz dotkliwsze braki kadrowe.
Wątpliwości ma za to Zbigniew Żurek, wiceprezes i ekspert Business Centre Club. Jego zdaniem pracodawcy powinni oczekiwać od państwa prognoz odnośnie do perspektywy rozwoju poszczególnych zawodów. – Pamiętajmy, że przedsiębiorcy znają się na swoich branżach; trudno wymagać od nich wiedzy o kondycji całego rynku pracy – zauważa.
Związkowcy w obronie zasad
Przedstawiciele pracowników chwalą rozpoczęcie dyskusji o nowej polityce migracyjnej, ale ich niepokój budzą ewentualne skutki zmian. – Nie mamy nic przeciwko obcokrajowcom, ale ważne jest, by pracowali na tych samych zasadach co my. Dumping socjalny czy płacowy byłby niedopuszczalny – komentuje Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ „Solidarność”.
Do przyjmowania pracowników spoza Polski nieprzekonany jest OPZZ. Zdaniem eksperta organizacji Bogdana Grzybowskiego rząd powinien zająć się przede wszystkim rodakami – zarówno bezrobotnymi, jak i przebywającymi na emigracji.
Przedstawiciele pracodawców nie zgadzają się z tymi argumentami. – Zatrudnianie obcokrajowców powinniśmy traktować jako szansę na rozwój i skok cywilizacyjny. Dzięki obecności Polaków na Wyspach Brytyjczycy mogli podnosić swoje kwalifikacje i pracować na bardziej atrakcyjnych stanowiskach – argumentuje Tokarski.
Jakub Gontarek z Lewiatana uważa, że powinniśmy szukać osób mogących przyczynić się do rozwoju technologicznego i budowy innowacyjnego przemysłu. – Z drugiej strony nie można zapominać o obecnych brakach na rynku w takich sektorach jak przetwórstwo rolnicze, branża budowlana czy hotelarstwo – wymienia.
Związki zawodowe najprawdopodobniej nie zdecydują się na wskazanie profesji, które powinny znaleźć się na liście. Jak zaznacza Bogdan Grzybowski, OPZZ nie ma ośrodka badawczego pozwalającego stwierdzić, kogo naprawdę potrzebuje rynek. – Zrzeszamy pracowników z wielu sektorów i nie chcę wyrokować, kto jest ważny, a kto nie – konkluduje.