Europejskie organizacje pracownicze domagają się, by jeszcze bardziej, niż proponuje to Komisja Europejska, przykręcić śrubę firmom wysyłającym pracowników za granicę. Np. ograniczyć czas delegowania z 24 do 6 miesięcy.
UE Coraz chętniej korzysta z delegowania / Dziennik Gazeta Prawna
dr Ewa Podgórska-Rakiel Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność” / Dziennik Gazeta Prawna
Dzisiaj komisja zatrudnienia i spraw socjalnych Parlamentu Europejskiego rozpatrzy sprawozdanie w sprawie projektu zmian w dyrektywie o delegowaniu pracowników, który zaproponowała Komisja Europejska. Jej propozycje cieszą się ogromnym poparciem związkowców, którzy idą za ciosem i domagają się głębszych zmian. Te mogą pogrążyć polskie firmy.
Sześć zamiast 24 miesięcy
Stanowisko do projektu przedstawił Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny (EKES), który zrzesza przedstawicieli związków zawodowych z różnych krajów UE. Domaga się m.in. skrócenia czasu delegowania. – Przyjmujemy z zadowoleniem wyraźne określenie przez KE maksymalnego okresu delegowania. Ustanowienie limitu 24 miesięcy stanowi krok we właściwym kierunku (po tym czasie pracownik ma podlegać pod prawodawstwo kraju, do którego został wysłany), jednakże limit 6 miesięcy bardziej odpowiadałby rzeczywistym warunkom prowadzenia działalności – wskazuje EKES. Wyjaśnia, że powszechnie praktykuje się delegowanie długookresowe lub wielokrotnie powtarzane albo mające nawet formę wieloletniego stałego oddelegowania. Dlatego EKES jest zdania, że 24-miesięczny okres powinien zostać znacznie skrócony.
– Już propozycja Komisji Europejskiej, aby w dyrektywie zapisać, że maksymalny czas delegowania to 24 miesiące, jest dla nas nie do przyjęcia. Szczególnie że zasady zliczania tych okresów, które proponuje KE, będą trudne do zastosowania w praktyce. Spowodują ogromny chaos. Tymczasem związkowcy domagają się jeszcze radykalniejszej zmiany – komentuje Robert Lisicki, ekspert Konfederacji Lewiatan.
Wyższe płace
EKES popiera też zaproponowaną przez KE zasadę równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu. Oznacza to, że Polak, który zostanie delegowany za granicę do pracy na kilka miesięcy, będzie zarabiał tyle samo co lokalny pracownik. Obecnie ma zagwarantowaną jedynie minimalną stawkę. Związkowcy uważają jednak, że państwa członkowskie powinny mieć większą swobodę, niż proponuje to KE, w określaniu warunków, pod jakie będą podlegać pracownicy do nich delegowani.
Ten postulat jest już nawet zawarty w poprawkach, nad którymi dzisiaj pochyli się komisja zatrudnienia PE. – Ta pozornie niewielka poprawka stawia cały system na głowie – tłumaczy Robert Lisicki. Wyjaśnia, że obecnie propozycja KE określa zamknięty katalog warunków, jakie będzie musiała zagwarantować firma delegująca pracownika (np. stawki wynagrodzenia, które wynikają z układów zbiorowych). Jeżeli je zrealizuje, śmiało może wysyłać pracowników za granicę. Tymczasem w sprawozdaniu, którym dzisiaj zajmie się PE, znajduje się zwrot, że przedsiębiorcy muszą zapewnić „co najmniej” wskazane w dyrektywie warunki.
– Zatem ich katalog po wprowadzeniu takiej zmiany będzie praktycznie nieograniczony. Każdy kraj członkowski będzie mógł zatem wprowadzić zdecydowanie bardziej rygorystyczne zasady delegowania niż te, które są wskazane w dyrektywie – alarmuje Lisicki.
To nie koniec
– Istnieje duże ryzyko, że pozostałe postulaty związkowców, którymi dzisiaj nie zajmie się komisja, zostaną uwzględnione na późniejszych etapach prac legislacyjnych nad projektem zmian w dyrektywie – mówi Stefan Schwarz, prezes Inicjatywy Mobilności Pracy. Czas na zgłaszanie poprawek do PE mija bowiem dopiero 9 lutego 2017 r.
Inne państwa przeciwne delegowaniu proponują jeszcze ostrzejsze postulaty. Francja zabiega np., aby nie było możliwe delegowanie za pośrednictwem agencji zatrudnienia.
Jakie poprawki chcieliby do projektu KE wprowadzić polscy pracodawcy? – Nie zgadzamy się z nim, trudno zatem mówić o poprawkach. Nie da się go naprawić. W naszej ocenie przepisy, które proponuje KE, powinny zostać wykreślone – mówi Stefan Schwarz.
OPINIA
Polskie związki też popierają projekt
Dyrektywa o delegowaniu pracowników ma być ważnym narzędziem służącym ich ochronie. Negatywne stanowisko Polski odbierane jest za granicą jako żądanie gorszego traktowania swoich obywateli w stosunku do obywateli Belgii, Niemiec czy Francji. NSZZ „Solidarność” nie godzi się na gorsze traktowanie Polaków i popiera działania KE. Uważamy, że zmierzają w kierunku lepszej ochrony polskich pracowników. Ich sytuację poprawi na pewno wyrównanie płac, bo w tej chwili czują się dyskryminowani, także określenie granicy czasowej delegowania (najlepiej do sześciu miesięcy), po upływie której pracownik będzie korzystał z uprawnień ochronnych kraju wykonywania pracy. Ponadto korzystne jest uregulowanie sytuacji podwykonawców, ponieważ obecnie polski przedsiębiorca może obejść przepisy dyrektywy w ten sposób, że deleguje do kraju UE na budowę 30 samozatrudnionych, płacąc im 3 euro za godzinę pracy, zamiast 30 pracowników, bo im musi zapłacić ok. 8 euro.